sobota, 8 października 2011

Zielony to kolor soboty - curry z kurczakiem


Sobota to dzień dla siebie. Taki, w którym odrabiam zaległości. Kończę to, na co zabrakło mi czasu. Robię to, czego nie zdążyłam zacząć lub uspokajam wyrzuty sumienia, że po prostu mi się nie chciało. To dzień, w którym nie ma pośpiechu, są powolne plany na wieczór i piękna perpektywa niedzieli. Lubię sobotę. Ogłaszam sobotę dniem przyjaźni ze samą sobą . To samo dotyczy jedzenia. W sobotę gotuje się coś, nie wymagającego gimnastyki kuchennej. Coś, co można ugotować w środku nocy, po ciemku. I nie mam tu na myśli placków, czy naleśników, bo to dla mnie wyższa szkoła jazdy.
W rankingu dań najprostszych jedno z czołowych miejsc zajmuje curry. Nieważne czy indyjskie, chińskie czy tajskie (to mój faworyt). Nieważne czy z mięsem, rybą czy warzywami. Lubię każde. Skoro jest sobota, skoro jest czas spełniania życzeń, to ja poproszę curry.
Dużo było ostatnio w moich przepisach żółci i czerwieni. Dziś dla równowagi będzie zielono. Jeśli mamy pastę curry, mleczko kokosowe, sos rybny, limonkę i odrobinę brązowego cukru to mamy gotowe danie. Wiem, że puryści będą kręcić nosem na gotową pastę, ale pamiętajmy, że jest sobota i dziś obowiązuja inne, bardziej liberalne zasady. Nie napracujemy się zbytnio, a danie będzie należało do wyjątkowo udanych.

Zielone curry z kurczakiem (zamiast niego, możecie użyć warzyw, krewetek lub ryb)

2 filety z kurczaka, pokrojone w paseczki
1 łyżka mąki kukurydzianej
białko z jednego jajka

Lekko ubijcie białko widelcem i dodajcie mąkę. W tej mieszance zanurzcie paski mięska (ryby i warzyw ten etap nie dotyczy) i odstawcie na godzinkę. Dzięki tej sztuczce mięso będzie bardzo soczyste.

1 cebula, pokrojona w piórka
1 ząbek czosnku, pokrojony
100 gr groszku cukrowego
1 łyżki pasty curry
szklanka mleczka kokosowego
2 łyżki sosu rybnego
sok z połówki limonki
1 łyżeczka brązowego cukru
olej do smażenia

W rondlu rozgrzewamy olej i wrzucamy cebulę i czosnek. Gdy zaczynają robić się szkliste, dodajemy pastę curry. Gdy w kuchni wyraźnie czujemy egzotyczny zapach, wlewamy mleczko kokosowe , sos rybny i wsypujemy cukier. Teraz nasz sos musi się chwilkę pogotować na małym ogniu, bo przecież nie chcemy podać zupy. Sos musi się zagęścić. Czas oczekiwania na ten fakt urozmaicimy sobie smażeniem mięsa. Na patelni, lub woku rozgrzewamy olej i na gorący wrzucamy (ostrożnie, bo pryska!) kawałki mięsa. Ta czynność trwa wyjątkowo krótko, bo kurczak nie powinien wyglądać jak z solarium. Ma się obsmażyć równomiernie a nie upiec. Wyjmujemy go z oleju i wkładamy do lekko gotującego się sosu. Dajemy mu jeszcze jakieś trzy minuty i próbujemy, co też nam się ugotowało. Dolewamy jeszcze sok z limonki i wołamy rodzinę, by podziwiała dzieło. Zresztą już pewnie się tłoczą za drzwiami kuchni, zwabieni nieziemskimi zapachami.
Jeśli byliście przezorni i ugotowaliście ryż, to macie absolutnie fantastyczną namiastkę kuchni tajskiej na talerzu. Ryż sypiemy w kopczyk, na to nasz sos, odrobina kolendry, bo ma być zielono i po raz kolejny dochodzimy do wniosku, że sobota jest w odpowiednim momencie tygodnia.



Życzę wszystkim pięknej soboty i smacznego

1 komentarz:

  1. Ja sobote spedzilam na poszukiwaniu pasty curry, ale nie znalazlam zadnej ktora by mnie satysfakcjonowala. Zamiast tego byly nudle tajskie z krewetkami i cala sterta imbiru. Niech zyja soboty!

    OdpowiedzUsuń