Mój bunt przeciwko naturze jest
pozbawiony wszelkiego sensu. W żaden sposób nie wpłynę na pogodę,
nawet gdybym bardzo chciała. Gdybym się obróciła tyłem do okna,
to i tak szarość w pokoju szturchała by mnie w ramię.
W domu senna atmosfera. Wszystkie futra
zakopane w koszach, kocach a niektórzy przytuleni do komina na
strychu. Sama najchętniej zakopałabym się pod kołdrą.
Tylko moja Mama, dzielna kobieta,
uzbrojona w kalosze i płaszcz przeciwdeszczowy z kolekcji włoskiej
„lato 1959” błądzi między drzewami z koszykiem. Płaszcz
przeciwdeszczowy, który wydobyłyśmy z przedpotopowej
walizy był jakiś czas temu ostatnim krzykiem mody. Jakiś czas
temu...czyli w latach pięćdziesiątych. Pamiętam mojego dumnego
Tatę na zdjęciach z Rucianego. „Robił” w tym płaszczu za
gwiazdę.
Niezniszczalny ortalion. Fotografie
pamiątki. Porządki w szafie.
Szara pogoda jest idealna na grzyby,
wspomnienia, porządki.
Mamie zakręciła się łza w oku, bo
to przede wszystkim jej wspomnienia. Ja, nieśmiertelny ortalion znam
tylko ze zdjęć.
Mama nie miała żadnych wątpliwości,
żeby się w niego ubrać. Czy szukała w nim wspomnień? Czy może
zapachu tamtego deszczowego, mazurskiego lata? Myślę, że
znalezienie tego płaszcza było jak podróż w czasie.
Widzę ją z okna jak schyla się po
maślaki i od czasu do czasu poprawia ortalionowy kołnierz. I widzę,
że nie przeszkadzają jej wpadające za kołnierz krople. Poszła na
grzyby, a tak naprawdę poszła pobyć sam na sam ze swoimi
wspomnieniami. A wszystko przez jeden stary ortalion.
Ja dzisiaj powspominam czasy zupełnie
nieodległe. Wakacyjne, włoskie i aromatyczne.
Pokazałam wam nalewkę laurową, którą
nastawiłam w Toskanii. Oprócz niej, wykorzystałam również
miejscowe cytryny. I zrobiłam cytrynową nalewkę.
Obie butelki stoją na parapecie i już
niedługo nastąpi drugi akt tworzenia. Dzisiaj musicie tylko kupić
cytryny, porządnie je umyć i sparzyć wrzątkiem.
Nalewka cytrynowa
1 kg cytrynowego
pół litra spirytusu
oraz 2 miesiące później
300 g cukru
pół litra wody
Cytryny bardzo dokładnie myjemy,
szorujemy szczotką, aby pozbyć się środków konserwujących.
Potem parzymy cytryny wrzątkiem i wyjmujemy. Obieraczką do warzyw
ścinamy z nich skórkę. Tylko część żółtą. Biała jest
gorzka.
Wsypujemy skórki do wyparzonego
wrzątkiem słoika i zalewamy spirytusem.
Odstawiamy na dwa miesiące, nie
zapominając o codziennym potrząsaniu butelką.
Po dwóch miesiącach zagotowujemy
cukier z wodą i studzimy. Przecedzamy skórki łączymy nalew
cytrynowy z syropem cukrowym. Zakręcamy słoik i odstawiamy w ciemne
miejsce na minimum 2 miesiące.
Potem powinniśmy znaleźć w butelce
pierwszorzędne limoncello hand made.
Czy tak będzie?
Powiem wam pod koniec listopada. Ale co
wam szkodzi spróbować?
W walce z szarością za oknem na pewno
pomoże.
Smacznego
Tyś się chyba wychowała ze mną na jednym podwórku...
OdpowiedzUsuńO pogodzie nie rozmawiajmy....Za to ta nalewka cytrynowa jest bajeczna.....:)))fajnie, ze mój sloiczek do Ciebie dotarł.Ściskam serdecznie:)))i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że za 3 tygodnie będę wygrzewać się w Włoskim słonku, póki co, może przybliżę je sobie dzięki limoncello :)
OdpowiedzUsuńWychodzi na to, że musisz mieć ze sobą nie tylko Limonkę, ale i limoncello!
OdpowiedzUsuńA co do ortalionu to widziałam taki fajny odcinek starej Kroniki Filmowej (wiesz, co leciała w kinie przed filmem, uwielbiałam te kroniki i głos Łapickiego, chociaż ten odcinek o ortalionie to nie wiem, czy nie czytał pan Rosołowski), w którym parada typów i typków prezentowała najróżniejsze wcielenia tego płaszcza. Babcia Bronia miała brudnozielony, w którym wyglądała jak kopka zwiędłej trawy, bo zacieki jako żywo imitowały zwisające smętnie wiechetki. I do tego chustka z worka, którą się zwijało w charakterystyczną harmonijkę.
Boskie!
Piękne zdjęcia...
OdpowiedzUsuńPiekne zdjecia i nalewka wyglada zachecajaco rowniez :)
OdpowiedzUsuńCzy to jest nalewka na samych skórkach z cytryn, czy może jakoś wyciskasz jeszcze sok z cytryny które zostały obrane??!
OdpowiedzUsuńTo jest nalewka na samych skórkach. Sok wypiliśmy w lemoniadzie.
UsuńPo roku mogę powiedzieć, że napitek wyszedł ostry jak brzytwa. Raczej nie jest to łagodna pieśń gondolierów. Raczej waląca po głowie lawa z Etny. Ale można ją nieco ucywilizować, dodając przegotowanej, chłodnej wody.
Pozdrawiam:))
Dziękuję serdecznie za odpowiedź, kapitalny blog, fantastyczne opisy i powiem jeszcze jedno, kapitalne masz słoiki na te swoje nalewki, dodam że kusi mnie ta nalewka na liściach laurowych, tylko świeżych w Polsce jednak chyba nie dostane, pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń:))Dziękuję pięknie.
UsuńSłoiki kupiłam we Włoszech, bo musiałam do czegoś te skórki i liście wpakować.
A świeże liście laurowe liście? Chyba trudno zdobyć:) Ale nigdy nie wiadomo, klimat nam się ociepla:))
Pozdrawiam:))