Założę się, że w większości
polskich (i nie tylko) domów wisi kalendarz.
Gdzieś w okolicach grudnia zaczynamy
rozglądać się za zamianą dekoracji jeśli o niego chodzi.
Niektórzy, charakteryzujący się zaradnością lub po prostu
oczarowani pięknem danego egzemplarza, przywożą kalendarz z
wakacji.
Wywołuje on ciekawość na bardzo
krótko. W momencie wyboru i może jeszcze kiedy jest wieszany na
ścianę. Potem po prostu wisi i przestajemy dostrzegać szczegóły,
które zadecydowały o jego wyborze. Ignorujemy toskańskie widoki,
rozkoszne kociaki czy uśmiechniętą buźkę Justina Bibier'a. Potem
liczą się tylko cyfry oraz dni, tygodnie, miesiące.
Do momentu, aż zaczynamy rozglądać
się za kolejnym kalendarzem.
Niektórzy pewnie pamiętają
kalendarze spotykane kiedyś najczęściej, takie ze zrywanymi
kartkami. Kartek było tyle, ile dni w roku. Kalendarz był drukowany
na papierze dziś nazywanym recyklingowym. Szare, nijakie dni
powszednie i zaznaczone wyblakłym czerwonym tuszem dni świąteczne.
Niby nic zapadającego w pamięć. Ale
ten kalendarz miał jedną ogromną zaletę. Dało się go czytać.
Na awersie każdej kartki było
wszystko to, co kalendarz mieć powinien: datę, kto obchodzi
imieniny, fazę księżyca, godzinę wschodu i zachodu słońca,
ewentualnie rocznicę.
Za to rewers był skarbnicą wiedzy.
Biografie, przepisy kulinarne, pochodzenie nazw, anegdoty,
ciekawostki podróżnicze, medyczne czy matematyczne deptały sobie
po piętach.
Jako młody człowiek uwielbiałam
czytać ten kalendarz. Lubiłam wertować go na chybił trafił i
lubiłam czytać każdą kartkę po kolei.
Do dziś mam wyrwane i schowane kartki
z dnia ślubu i urodzin Dzieci.
Na pamiątkę.
Z nowymi czasami przyszły nowe
kalendarze. Kolorowe, błyszczące.
Możemy w nich wybierać, przebierać.
Rynek stara się zadowolić najbardziej wybrednego czy wymagającego
klienta. A jeżeli czegoś na rynku nie ma, możemy sobie kalendarz
wyczarować za pomocą odpowiedniego programu. Sami.
I chociaż widuję kalendarz ze
zrywanymi kartkami w księgarni, nie zauważyłam go w żadnej ze
znanych mi kuchni. Przegrywa ze swoimi młodszymi i piękniejszymi
kuzynami.
Ja również chyba bym go już nie
kupiła. Zamiast czytania rewersu mam przecież wujka Google i ciocię
Wikipedię.
Pomyślałam o tym szarym świadku
mijających dni, kiedy zaciekawiło mnie zdjęcie z kalendarza,
wiszącego na ścianie. Jest oczywiście duży, błyszczący,
kolorowy i kulinarny. Ma piękne zdjęcia a obok proste przepisy.
Co miesiąc przewracam kartkę i nie
zwracam uwagi na słowo. Rzucam okiem na obrazek i nie zawracam sobie
głowy treścią.
Teraz widzę, że szkoda.
Trzeba było zadać sobie nieco trudu i
wrócić do czytania kalendarzy.
Można się tego i owego nauczyć.
Na przykład jak zrobić pyszną
sałatkę z kurczaka w aromacie chilli i limonki.
Chilli-limonkowa sałatka z kurczaka
(z kalendarza BBC GoodFood)
marynata:
otarta skórka i sok z 2 limonek
3 łyżki brązowego cukru
3 łyżki sosu rybnego
1 ostra papryczka chilli, drobno
posiekana
1 łyżka oliwy
2 ząbki czosnku, roztarte
1 łyżeczka kurkumy
1 łyżka liści kolendry
4 pałki z kurczaka
do sałatki:
kilka zielonych cebule, pociętych na
kawałki
pół ogórka, pociętego na długie
paski
kilka małych pomidorków lub jeden
pokrojony na cząstki
łyżka liści kolendry
kilka listów bazylii
1 avocado obrane i pokrojone na plastry
garstka uprażonych orzeszków ziemnych
do posypania
limonka
Wszystkie składniki marynaty mieszamy
ze sobą i wlewamy do szczelnego woreczka. Pałki kurczaka (obrałam
je z kości i skóry, choć nie jest to konieczne) wkładamy do
marynaty. Mocno związujemy woreczek i chowamy do lodówki na co
najmniej 2 godziny lub lepiej na dobę.
Potem rozgrzewamy piekarnik do 180
stopni, wyjmujemy kurczaka z marynaty (nie wylewamy jej!) i
umieszczamy na blaszce. Wkładamy do piekarnika i pieczemy około 30
minut, obracając mięso na drugą stronę w połowie pieczenia.
Marynatę przelewamy do garnuszka i
zagotowujemy. Potem ją studzimy i mamy gotowy sos do sałatki.
Przygotowujemy duży talerz.
Rozkładamy na nim zieleninę, ogórka,
avocado, pomidorki i wystudzonego kurczaka. Posypujemy orzeszkami i
kolendrą, polewamy sosem i podajemy z cząstkami limonki.
Powiem wam, że zajrzałam na kolejną
kartkę i znalazłam pysznie wyglądającą ziołową pizzę z kozim
serem. Chyba przepisów mi nie braknie do końca roku.
P.S.
A to stworzenie odwiedziło dziś rano nasze maliny:
Smacznego
u mnie jest i kolorowy wiszący i wtym roku zaszalalam i drugi jest do wyrywania z fajnymi rzeczami do poczytania Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzyli jesteś znawcą tematu:))
UsuńFajnie cię znowu gościć Majka:))
Uściski wysyłam
Jaka piekna kosiarka do malin Cie odwiedzila Limonko! A kalendarz masz fajny - z przepisami. Ja mam widok na Duomo we Florencji w tym miesiacu :)
OdpowiedzUsuńJakoś nie jestem zaskoczona:)) Buźka
UsuńByłam w Chorwacji ,a 21 jedziemy do Świnoujścia bo nasze morze zaliczamy co roku ,więc i w tym pora na wyjazd .Ściskam mocno ,uwielbiam Cię
OdpowiedzUsuńJa myślę, że musimy kiedyś się spotkać i pogadać :D Otóż ja mam zerwaną kartkę z kalendarza z dnia moich urodzin (wow), w związku z tym, żeby podtrzymać tradycję w zeszłym roku kupiłam kalendarz ze zdzieranymi kartkami, żeby mieć też kartkę z dniem urodzin mojej córki. I wróciłam do tych kalendarzy. Na ten rok też kupiłam. Ach i jeszcze kartka z kalendarza była motywem przewodnim na moim weselu :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię moja kochana, Twoje wpisy, fantastyczne zdjęcia. Super,że dałaś się poznać osobiście..A kartki z kalendarza...każdy ma swoją historię...:))Wspaniały gość Was nawiedził:)
OdpowiedzUsuńSałatka z kurczaka w aromacie chilli i limonki wpisuje się w moje top 10 ulubionych potraw :)
OdpowiedzUsuń