sobota, 17 stycznia 2015

Jak (prawie) zostałam milionerem i orzechowe ule z adwokatem


























Kto nie chciałby zostać milionerem? Każdy. Gracie w Totolotka? Podejrzewam, że choć jeden zakład macie za sobą.
Podobno są ludzie analizujący częstotliwość występowania bądź nie poszczególnych liczb.
W całym moim życiu może kupiłam ze dwadzieścia kuponów. W naszej parze to MMŻ jest tym który śni o milionach. Ja pozostaję w przekonaniu, że gry losowe są nie dla mnie.
Tylko raz w życiu udało mi się wygrać coś w konkursie i nie miało to nic wspólnego z ślepym losem. Znałam po prostu odpowiedź i miałam niezły refleks. Efektem był film VHS Tańczący z wilkami.
Było to tak dawno temu, że zastanawiam się czy mi się to po prostu nie śniło. Od tamtego czasu tzw Fortuna omija mnie szerokim łukiem. Może przyczyną jest mój brak udziału w grach losowych. Wiecie, to jak w tym dowcipie o marudzącym do Boga na brak wygranej Jontku. Co mu Bóg odpowiedział? Żeby w końcu kupił kupon.

Mając w ręce skreśloną trójkę (MMŻ kupił, skreślił i wygrał), zamiast zainkasować oszałamiające 12 złotych, postanowiłam je mądrze zainwestować. Kupiłam dwa kupony.
Kupon schowałam w portfelu i od razu zapomniałam o całej sprawie. Jak widzicie moje przywiązanie do myśli o zostaniu krezusem nie jest zbyt mocne.
Na szczęście MMŻ zachował czujność i wieczorem postanowił sprawdzić mnie i moje szczęście.
Do zgarnięcia było 17 milionów. Wykazując zerowe zainteresowanie moim ewentualnym niespodziewanym bogactwem wzięłam się za czytanie Dużego Formatu.
I słyszę: trafiłaś 2. Trafiłaś 15. Trafiłaś 24. Trafiłaś...
Popatrzyłam z powątpiewaniem na mojego ukochanego.
Okulary ma. Wygląda na zdrowego. I najwyraźniej nie robi sobie żartów.
To ile zgarnęłam? - pytam w końcu, oczami wyobraźni widząc te dziesiątki schronisk dla psów, zaopatrzonych dzięki mojej wygranej w ciepłe budy, koce i karmę na najbliższy rok świetlny.
- Trafiłaś czwórkę!
No dobra, może nie wygrałam 17 baniek ale chyba niewiele mniej. Starczy może nie na dziesiątki schronisk ale chociaż dziesięć.
Oj, kobieto, kobieto! Wygrałaś całe 214 złotych. Na dobry gumowy młotek, żeby ci wybić z głowy dziwne inwestycje wystarczy.

I co wy na to? Wygrałam w totolotka! Po raz pierwszy w życiu! I jestem lepsza od MMŻ. On nigdy nie wygrał czwórki. Choć w trójkach jest bezkonkurencyjny.
Kto tu jest większym szczęściarzem?
Może rzucić się w otchłanie hazardu?

Na osłodę po tych 17 nie wygranych milionach ulepiłam słodkie ule z adwokatowym nadzieniem.

Robota jest znacznie łatwiejsza niż wygrana w totolotka.
Trzeba mieć mielone orzechy, białko i cukier. No i trzeba mieć foremki. Ostatnio zasypało nimi sklepy z dodatkami do domu. Kupiłam komplecik i skorzystałam z przepisu na opakowaniu.
Poszło raz dwa. Już wiem, że czekanie na mannę z nieba to nie moja działka. Co innego jeżeli chodzi o robienie słodkości.




Orzechowe ule z adwokatowym nadzieniem

foremki w kształcie uli
200 g mielonych orzechów
150 g cukru pudru (dałam mniej niż w przepisie)
1 białko.
pół łyżeczki alkoholu (rumu, wódki, spirytusu)


Z podanej ilości składników zrobimy około 20 średniej wielkości uli.

Wszystkie składniki dobrze wyrabiamy. Otrzymamy masę podobną do plasteliny.

Foremkę zamykamy i wysypujemy ścianki cukrem pudrem. Wypełniamy środek masą i dość mocno ugniatamy. Inaczej, po otwarciu ul nie będzie trzymał formy. Robimy otwór w masie orzechowej.
Z tym miałam problem, bo czym tu zrobić dziurkę? Poradziłam sobie używając tylki do wyciskania kremu (i tak była mi potrzebna później). Dziurki drążymy w cieście orzechowym na tyle duże, by zmieścił się do nich krem.

Robimy krem adwokatowy

pół szklanki likieru adwokat
200 g białej czekolady
50 g masła

Podgrzewamy adwokat i wrzucamy do niego połamaną czekoladę, potem masło. Nie gotujemy masy tylko podgrzewamy. Mieszamy aż wszystko się rozpuści i pięknie połączy. Potem schładzamy krem w lodówce. Nie pozwólcie mu całkowicie zastygnąć bo musimy nim napełnić ule.
Za pomocą rękawa cukierniczego i tylki napełniamy ule i naklejamy od spodu ciasteczka. Wstawiamy deser do lodówki, najlepiej całą noc.

Chciałam pójść na skróty i kupić ciastka do zamknięcia uli ale okazało się to trudniejsze niż trafienie czwórki.
W końcu musiałam upiec krążki zwykłego kruchego ciasta (z większej części zrobiłam tartę orzechową; ale o tym kiedy indziej) i one posłużyły za dno uli.

Bardzo słodkie te ule. Za to nadzienie rewelacja. Polecam jako małe co nieco na pocieszenie po niewygranych milionach.





Smacznego i wesołej niedzieli.

16 komentarzy:

  1. I co ja dzisiaj widzę, i co ja dzisiaj czytam,:) Słodkie Ule, które zostały wspomnieniem...A były tak bajeczne, były tak rewelacyjne, że znikneły ze stołu tak szybko jak się pojawiły. Idealne na nasze podniebienia, które teskniły za słodkim. A co do wygranej w lotto, jesteś przykładem, że można, a wiec może dzisiaj..udasz się do kolektury i...:))Dziękuję raz jeszcze za słodkości, które sprawiły nam ogromną radość.Pozdrawiam ciepło i słonecznie!!!:) I wciąż życzę Ci wygranej! Bo nigdy nie wiadomo co się trafi!:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Radość moja jest wielka, że smakowały wam ule:))
      Co do kolejnej wygranej, to chyba wyczerpałam zapas możliwości na kolejne ćwierć wieku:))

      Usuń
  2. oj taam 214 zł to już pierwszy krok do zostania milionerką, więcej wiary i... szczęścia! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. 214 zł to dobry początek:))
      I dziękuję za życzenia

      Usuń
  3. ale Ci zazdroszczę tych foremek! genialne!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już się zastanawiam nad kolejnym ich wykorzystaniem:))

      Usuń
  4. Foremki sliczne, ale wiele bym ich pewnie nie nauzywala...
    A jakby tak kuleczki uformowac, hm? Z tej masy orzechowej, hm?
    To juz bardziej na moje umiejetnosci i poziom cierpliwosci!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że spokojnie można "ukulać" kuleczki. W końcu foremka pełni funkcję drugorzędną:))
      Ja bym potem taką kulkę orzechową obtoczyła w kakao, albo orzechach. Albo wykąpałabym ją w czekoladzie. Zrobiłyby się orzechowe trufelki:))

      Usuń
  5. A już zaczynałam się cieszyć, że będę miała jakąś "znajomą" milionerkę :(
    dobrze,że chociaż dałaś coś na osłodę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, ule miały być na osłodę. A co do miliona, wszystko przede mną:))

      Usuń
  6. Limonko, jak potraktujesz swoja wygrana? Zainwestujesz czy wydasz? SUPER!
    Ule sa sliczne i pszczolki na nich tez :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie tkwię w oszołomieniu. Taki "majątek" do zagospodarowania wymaga czasu. Póki co zapakowałam wygraną do skarpety;))
      Może razem ją wydamy?:)))

      Usuń
  7. Moja Mama namiętnie gra w totka, mój Tato sporadycznie wyśle i najczęściej trafia chociaż trójkę :)
    Ule wyglądają cudnie, może też powinnam sobie kupić te foremki...? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kup koniecznie. Ja już myślę nad ich innym wykorzystaniem. I życzę rodzicom wygranej:))

      Usuń
  8. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń