wtorek, 27 stycznia 2015

Chrupiące liście jarmużu czyli lekcja botaniki


























Dzisiaj będzie botanicznie. Tematem dzisiejszej lekcji będzie jarmuż.
Dla tych, co nie znają, i tych co znają a nie lubią.
Bardzo zdrowe, bardzo smaczne lecz nieco zapomniane.
Warto je odgrzebać z pamięci np. Babci, bo ona może jeszcze pamięta czasy, kiedy hodowało się jarmuż w ogródku.
Tak, tak...drogie dzieci. On rośnie u nas. A właściwie rósłby, gdybyśmy pamiętali, że mamy takie warzywo.
Co prawda kucharze przez duże „K” robią wiele dobrego w jego interesie ale nie zauważyłam, żeby tzw śmiertelnik nagle zapałał do roślinki gwałtownym afektem.
Teoria teorią a jarmuż swoje.

Gdzie go kupić? 
Coraz więcej miejsc odkrywam, gdzie można go kupić po śmiesznej cenie. Widziałam tacki w Kauflandzie, Auchanie i Selgrosie. W tym ostatnim sprzedają go w pęczkach wielkich jak dla konia. Te, które są na tackach i owinięte folią spożywczą wymagają baczniejszej uwagi.
Ostatnio kupiłam porcję takiej zafoliowanej zieleniny i schowałam do lodówki. Po południu MMŻ pyta, czy coś umarło w naszej lodówce i zamierza sforsować drzwi, bo smród z niej wypełza okrutny.
Obwąchałam wszystkich podejrzanych. Każdy serek, jogurcik i słoiczek. Nie przepuściłam maselnicy. Nawet marchewka znalazła się w kręgu podejrzanych.
I nic. Nie trafiłam na ślad sprawcy wyziewów.
Ofiarą lodówkowej czystki padł otwarty kubeczek ze śmietaną i resztka przecieru pomidorowego.
A w lodówce śmierdziało jak przedtem. Duchy jakieś czy co? Zemsta zza grobu?
Wypatroszenie lodówki było ostatnią deską ratunku. Potem mogłam tylko liczyć na MMŻ i wycieczkę do sklepu z AGD.
Krok po kroku, przedmiot po przedmiocie eliminowałam słoiki, puszki, pudełka, kartoniki.

Pewnie już wiecie co śmierdziało jak padlina na plaży. Jarmuż. W życiu nie spodziewałabym się, że coś zielonego może mieć taki potencjał.
Kupując zbrojnie zapakowany jarmuż zróbcie w opakowaniu malutką dziurkę. Cała prawda o jego świeżości wyjdzie na jaw. Jak dżin z butelki.
Jako, że klienci nie wyrywają go sobie z rąk, zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że traficie na broń biologiczną zamiast uroczego dodatku do obiadu.

Załóżmy, że mamy świeżutki jak majowy poranek jarmuż.
Co z nim robimy?
Myjemy dokładnie a jeszcze dokładniej go suszymy.
Aby cieszyć się jego kruchymi możliwościami, nie może na nim zostać kropla wody. W przeciwnym razie cały efekt diabli wezmą.

Do czego podać jarmuż w chrupkiej postaci?
Cokolwiek by to nie było, efekt jarmużowej kruchości jest tak piorunujący, że jedzący pamięta z obiadu tylko to coś, zielonego, aromatycznego i podobnego do chipsów.
Położenie go obok kawałka smażonej ryby i sypkiego pęczaku z skórką cytrynową jest wyjściem idealnym.
Ale możecie go zaprezentować zupełnie inaczej.
Ja zachęcam was tylko do skupienia się na samym jarmużu w chrupkiej wersji.




Chrupiący smażony jarmuż

Jarmuż (ilość dowolna) bardzo dobrze osuszony
olej do smażenia

Wlewamy olej do rondla na 3 centymetry i podgrzewamy do 150 stopni. Aby sprawdzić temperaturę wrzucamy kawałek chleba. Jeżeli od razu wypływa, możemy smażyć.

Jarmuż rwiemy palcami lub obcinamy nożyczkami na małe kawałki. Przy okazji pozbywamy się głównej łodygi (jest za twarda).
Wrzucamy partiami liście do oleju. Nie odchodzimy od pieca, nie gadamy przez telefon i absolutnie nie oglądamy ulubionego serialu. Operacja smażenia liści trwa trzy mrugnięcia okiem. Obracamy szczypcami liście na drugą stronę i znów smażymy króciutko.
Jarmuż musi pozostać zielony. Jeżeli brązowieje, to znaczy, że albo olej jest za gorący, albo liście za długo w nim pływały.
Po pierwszej próbie dalej pójdzie już łatwiej.
Usmażone liście wyjmujemy na papierowe ręczniki.
Jeżeli byliście skrupulatni i uczciwie osuszyliście liście, to macie przed sobą najbardziej wykwintną postać jarmużu, jaką można sobie wyobrazić.
Kto smażył latem liście szałwii czy bazylii ten wie, że od teraz zostanie wyznawcą jarmużu.


Te nieco ciemniejsze na środku, to jarmuż już usmażony


Smacznego

2 komentarze:

  1. No i proszę, mam przekąskę nie dość, że wiosenną, bo zieloną, to jeszcze zdrową. Nawet w wersji chrupkiej!. No to trzeba iść na polowanie po...jarmuż!!!:)Pozdrowionka Ciepłe ślę i dziękuję za etui na slodycze-uśmiałam się:D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak, jarmuz to jest dla mnie hit zimowy. Jem w kazdej postaci poza sokiem z jarmuzu (sa tacy, ktorzy przecieraja i pija, ale jakos mnie to nie przekonuje)

    OdpowiedzUsuń