środa, 7 stycznia 2015

Rachunek sumienia czyli co robiłam, kiedy mnie nie było




















Długo trwało moje pożegnanie ze starym rokiem. Lub witanie z nowym.
Z której strony nie spojrzeć, ostatni raz zaglądałam na bloga przed Sylwestrem.
Dzisiaj dopiero, z tygodniowym poślizgiem znalazłam czas by powitać nowy blogowy rok. I tak się złożyło, że dziś Boże Narodzenie obchodzą prawosławni. Wszystkiego najpiękniejszego życzę im i nam wszystkim.
Gdzie byłam kiedy mnie nie było?
Od zeszłego roku zaszły w obchodzeniu przez nas końca roku fundamentalne zmiany. Wskakujemy w sylwestra w samolot i pędzimy na spotkanie nowego roku. Obowiązuje tylko jedna zasada: miejsce witania nowego roku może być oddalone najwyżej o trzy godziny podróży od domu.
Miniony, stary rok witaliśmy w Irlandii i ta wycieczka utwierdziła nas w słuszności wyboru.
Na zmiany nigdy nie jest za późno. Czasy sukni balowych, improwizacji i domówek mamy już za sobą.
Tym razem polecieliśmy oglądać fajerwerki nad Tamizę.
Ktoś powie, że to mało oryginalnie. Będzie miał rację. Jednak w naszym przypadku sztuczne ognie były tylko bladym dodatkiem do świętowania.
Prawdziwym świętem było to, że po ponad pół roku mogliśmy się spotkać całą rodziną.
Nie miało znaczenia miejsce. Jeżeli trzeba by było, poleciałabym i na biegun północny.
Świat może i stał się mniejszy a podróżowanie łatwiejsze, jednak tęsknota zawsze zostaje taka sama.

























Oprócz przyglądania się Potomstwu, wspólnych spacerów i nieustannego gadania, zaliczyliśmy powitanie Nowego Roku na Vauxhall Bridge wśród tysięcznego tłumu, składającego sobie życzenia we wszystkich językach świata.
Obowiązkowo odwiedziliśmy nasz ukochany Borough Market, gdzie jak zwykle znalazłam coś nowego (tym razem gorzkiego melona).




















Prawie umarliśmy z przejedzenia w knajpce z kuchnią Sri-Lanki (zapamiętajcie na wszelki wypadek nazwę: „Apollo Banana Leaf” (nie żartuję)).
Spędziliśmy pół dnia w księgarni i trochę mniej (ku niezadowoleniu MMŻ) błądząc po Harrodsie.
Potem w ramach pocieszenia, musieliśmy oglądać lamborghini w najbardziej ascetycznym salonie samochodowym świata. 


Żeby nie było zbyt konsumpcyjnie, na koniec oddaliśmy się kulturalnym uniesieniom, oglądając późnego Rembrandta w The National Gallery.




















Kiedy w końcu wróciliśmy do pustego domu, zgodnie orzekliśmy, że teraz należy nam się urlop.

Niestety urlop nawet nie majaczy na horyzoncie i trzeba wziąć się w garść. Od czegoś trzeba zacząć. Ja zaczęłam od zdania relacji.
Teraz już pójdzie łatwiej.
Kto wie? Może nawet coś ugotuję?



Pozdrawiam serdecznie i noworocznie


3 komentarze:

  1. Przepiekny Sylwestrer, wspaniale przezycia...wspolnie z rodzina:))w komplecie:)))Dziękuje za wspaniałe zdjecia i Życzę Wszystkiego w Nowym Roku i wszystkiego naj naj z okazji urodzin:)))wszystkiego dobrego:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tobie też Kasiu tylko słońca, uśmiechu i życzliwości dookoła:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Potrzeba urlopu po urlopie to dobry znak. Najlepszy nawet :-)

    OdpowiedzUsuń