Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zaprawy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zaprawy. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 16 lipca 2012

Przetwórnia "Pasikonik" robi pesto




Domowa przetwórnia „Pasikonik” pracuje pełną parą.
Zaklinałam się, że w tym roku żadnych słoików, gąsiorków, butelek. Żadna uroda ani jędrność nie zrobią na mnie wrażenia. Tym bardziej, że moją uwagę i czas zajmuje zdecydowanie co innego. I tym bardziej, że pojęcia nie mam, gdzie mogłabym te nieopanowane ilości dżemów, soków, konfitur, marynat i sałatek tegorocznych upchać. Moja spiżarnia lada dzień przestanie być moja i tylko wrodzony optymizm powstrzymuje mnie przed wyciem z rozpaczy. Roczniki przetworów na razie są bezdomne i chyba wierzę w cuda, że znajdę dla nich wygodne miejsce. Skończy się na tym, że nowi właściciele spiżarni dostaną ją z prawie pełnym wyposażeniem. Za tabunami przetworów truskawkowych nie będę tęsknić. Ale moje konfitury morelowe i nalewki zasługują na lepszy los.
Jak na złość, wszystko w tym roku rośnie i owocuje jak szalone. Bazylia osiąga rozmiary rabarbaru, ogórki wiszą jak dynie, a dynie…zapowiadają się jak opona do traktora. Jak tu nie podchodzić z entuzjazmem do zaprawiania. Słowo dane samej sobie złamałam już w maju, robiąc nalewkę z czarnego bzu. Ale potraktowałam ten wybryk jako wyjątek potwierdzający regułę. Nastawienie nalewki z orzechów włoskich też mnie nie zaniepokoiło. Ot, mały słoiczek dojrzewający w słoneczku.
Ale kiedy zobaczyłam michę pięknych ogórków, zerwanych  rano, duch zapobiegliwości odezwał  się we mnie na dobre. Co tam przyrzeczenia składane samej sobie! Jakoś to będzie. Po co martwić się na zapas. A zapas pachnących letnimi miesiącami przetworów okazuje się zimą bardzo przydatny. 
Pierwsze  dwadzieścia słoików sałatki ogórkowej stało się faktem. Z rozpędu zrobiłam też kilka słoików pesto bazyliowego i zalałam, ocalałe po majowych przymrozkach, resztki wiśni spirytusem.

Teraz już nie mam odwrotu. Dalsze pakowanie do słoików jest tylko kwestią czasu i urodzaju. I tylko skarlały głos rozsądku cichutko piszczy przydeptany, że chyba popełniam błąd.” Rób teraz, martwić się będziesz później” – odpowiada optymizm. I tego się trzymajmy. Najwyżej wystawię straganik i będę zarabiać sprzedażą przetworów. Nazwę firmy już mam…



Dziś mam dla was pesto bazyliowe z orzechami nerkowca:

spory pęk bazylii (ogoliłam 4 krzaczki)
3 ząbki czosnku
garść orzechów nerkowca (na mojej wsi to były jedyne orzechy jakie znalazłam, ale robiłam już pesto ze słonecznikiem i migdałami, i orzechami włoskimi)
pół szklanki oliwy
sól

Nie dodaję parmezanu, jeśli mam zamiar zrobić pesto na zapas. Przekonałam się, że nawet zawekowane, pesto z parmezanem po kilku miesiącach smakuje… nieciekawie. Ser można dodać w razie potrzeby, po otwarciu słoika.

Do blendera wkładam czosnek, orzechy i miksuję. Potem dodaję po garści liści bazylii. Kiedy są oberwane zajmują sporo miejsca, ale w blenderze tracą na objętości. Z całkiem sporego pęczka bazylii zrobiłam raptem cztery malutkie słoiczki.
Do miksowanej bazylii dolewam oliwę i dodaję sól. Miksuję pulsacyjnie, żeby pesto nie było puree. Lubię trafić w czasie jedzenia na całkiem spory kawałek liścia czy orzecha. Wkładam pesto do wygotowanych słoików. Zakręcam i pasteryzuję 5 minut w gorącym piekarniku.

Takim samym sposobem można zrobić pyszne pesto pietruszkowe lub koperkowe (tylko bez czosnku).
Możliwości jest bez liku. Jak tu nie wpaść w nałóg zaprawiania?



Pozdrawiam i życzę smacznego tygodnia