piątek, 5 lipca 2019

Nieco romantyzmu i kolacja w plenerze czyli buraki, ziemniaki i bakłażan






Lubicie letnie przyjęcia? Takie na świeżym powietrzu? Z dala od wszystkiego co hałaśliwe, pośpieszne i przykurzone?
A może jeszcze nie próbowaliście wypuścić się na nieznane wody i raz w życiu zaszaleć?
Nie, nie. Nie potrzebujecie do tego posiadłości z ogrodem, zastępu ogrodników ani organizatora przyjęć.

Nawet na balkonie można urządzić się po pańsku. Wystarczy stoliczek, dwa taborety, może palma z salonu (paprotka też ujdzie) i dużo świeczek.

Kto nie ma balkonu niech zrobi rundkę po okolicy i poszuka pobliskich zarośli z odrobiną trawy. Potem zapakuje kocyk, koszyk ze słoikami, może szklaneczki na białe wino i czekając na zachód słońca komplementuje gościa lub gości za mądrze podjętą decyzję spożycia kolacji na tzw łonie.

Kiedy plan już się zacznie wykluwać, trzeba zaprojektować menu. Nic nadzwyczajnego, takie tam kulinarne drobiazgi. Nie chcemy przecież w trakcie konsumpcji cudownego wieczoru na świeżym powietrzu dyskretnie ziewać.

Pogoda nieco nam pomaga bo upały eliminują wszystko, co wymaga żmudnych machnięć chochlą nad gotującym się garem. Dajmy więc spokój bigosom, gulaszom, golonkom i bograczom. Sałata majonezowa niech nie ma nam za złe pominięcie jej na stole.
Niech nasz wybór będzie lekki, kolorowy i nieskomplikowany. Bohaterem wieczoru ma być sam wieczór i nadmierna barokowość stołu nie powinna go przyćmiewać.
Sałatka, lub dwie, jakaś pasta do zamoczenia chleba, coś słodkiego, i coś płynnego.
Może każdy przyniesie coś innego?

Wyobraźcie sobie ciepły wieczór....miękkie światło....zapalone świece....Na stole (stoliku, kocu, ławeczce) w miseczkach pachną buraczki z jogurtem, zawijańce z cukinią, fasolka po grecku, chłodnik z koperkiem. Śmiechy, rozmowy, odgłos otwieranego prosecco.... I przyjaciele. Lub tylko Ona. Bądź tylko On. Wszystko jedno czy będzie was dwoje czy dwadzieścioro, liczy się dobra zabawa i świetna atmosfera.
Kolacja na świeżym powietrzu ma jedną wielką zaletę. Nie wymaga ozdobników. Ba, w ogóle nie wymaga naszej ingerencji w scenografię. Nawet świece można sobie darować, jeśli księżyc świeci jasno.

Piszecie się na taki wieczór?
No to do roboty. Sobota nadciąga. Jeszcze zdążycie obdzwonić tych, którzy nie wyjechali np do Finlandii. No i zapakować butelkę do lodówki by się schłodziła.
By nie było zbyt romantycznie, dyskretnie włóżcie do torby spray przeciw komarom i ciepły sweter, bo licho (szczególnie pogodowe) nie śpi. Resztą nie zawracajcie sobie głowy. 























A kiedy zaczniecie planować kolejną letnią kolację wśród przyrody, pamiętajcie kto zasiał w was to ziarenko odmiany.
Moja propozycja na plenerowy stół jest jak tytuł książki „Prosto”:


Pieczone buraki z jogurtem i kiszoną cytryną (wg Yotama Ottolenghi)

kilka pieczonych buraków, obranych ze skórki
1 szklanka jogurtu greckiego
1 czerwona cebula, pokrojona w cienkie plasterki
pół kiszonej niedużej cytryny, drobno pokrojonej
1 łyżka soku z cytryny
1 łyżka pasty tahini
2 łyżki oliwy
2 łyżeczki nasion kminu rzymskiego
garść posiekanego koperku
sól, pieprz

Upieczone buraki kroimy na plastry grubości pół centymetra.
Na patelni rozgrzewamy oliwę i kiedy jest gorąca, wrzucamy nasiona kopru. Niech się smażą ze 3 minuty aż nie zaczną pachnieć i pękać.. Gorącą kuminową oliwą zalewamy buraki i delikatnie mieszamy. Dorzucamy do buraków cebulę, kiszoną cytrynę, sól i pieprz. Polewamy sokiem z cytryny i posypujemy koperkiem. Mieszamy delikatnie i przekładamy do miseczki, w której podamy danie na stół (w przypadku kosza piknikowego, zamykamy buraki w szerokim słoiku lub zamykanym pojemniku).
Jogurt mieszamy z tahini i stawiamy obok miski z burakami. Możemy zrobić kilka kleksów jogurtowych i delikatnie zamieszać widelcem. Sałatka nabierze wszelkich odcieni różu i fioletu. A na spektakularnych widokach zależy nam przecież bardzo.
Jeśli przyjęcie urządzamy na kocu, jogurt zabieramy w osobnym pojemniku a mieszania dokonujemy bezpośrednio przed jedzeniem. 


Pieczone ziemniaki z czosnkiem i rozmarynem.

1 kg młodych ziemniaków
1 główka czosnku, podzielona na ząbki i obrana
1 spora cebula, pokrojona w ćwiartki
kilka gałązek rozmarynu
kilka łyżek oliwy
sól, pieprz

Szorujemy ziemniaki pod bieżącą wodą. Nie obieramy ich. Osuszamy i gotujemy z 15 minut. Niech nie będą miękkie, niech są al dente.
Na patelnię wlewamy oliwę i dodajemy rozmaryn (obrywamy igiełki, patyczków nie wyrzucamy). Na rozgrzaną oliwę wrzucamy cebulę i czosnek. Kiedy będą miękkie ale nie brązowe, dorzucamy ziemniaki i rozmarynowe patyczki. Smażymy na średnim ogniu, podrzucając patelnią od czasu do czasu.
Można sobie oszczędzić stania przy piecu i wstawić naczynie z podpieczonym czosnkiem i cebulą oraz z podgotowanym ziemniakami do piekarnika rozgrzanego do 220 stopni na około 10 minut.
 
 

Pieczony bakłażan z anchois i oregano

2 bakłażany, pokrojone w plastry
kilka filecików anchois, drobno posiekanych
1 ząbek czosnku, zmiażdżony
pół szklanki oliwy
1 łyżka białego octu
garstka świeżego oregano
garstka natki pietruszki
sól, pieprz

Rozgrzewamy piekarnik do 220 stopni. Bakłażany delikatnie solimy i mieszamy. Wykładamy na blaszkę, wyłożoną papierem do pieczenia. Smarujemy oliwą z obu stron i pieczemy około pół godziny, do zrumienienia.
Upieczone, wyjmujemy i studzimy.
Do małego słoiczka wkładamy anchois, czosnek, wlewamy ocet. Dodajemy ćwierć łyżeczki soli i tyleż pieprzu.
Wstrząsamy słoikiem, [po czym dolewamy 2 łyżki oliwy. Znów wstrząsamy aż składniki się połączą.
Wykładamy bakłażany na tackę, polewamy sosem i posypujemy oregano i pietruszką. Lub pakujemy do zamykanej miski i taszczymy do ogrodu lub na trawnik.
Wybaczcie tylko trzy propozycje. Potraktujcie je jak dobry początek.

Smacznego i dobrej zabawy, gdziekolwiek by ona miała miejsce.

4 komentarze:

  1. Jaki świetny wpis! Czyta się rewelacyjnie, ogląda także i jeszcze sugestywny opis pobudza kubki smakowe. Pozdrawiam serdecznie, bo już tęskniłam za Tobą (pamiętaj, że nie mam fejsbuka :-D)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja sie na to pisze! Przyniose deser!

    OdpowiedzUsuń
  3. wygląda kolorowo i smakowicie, lubię makaron z wyrazistymi dodatkami :) dobrze że mam dojście do stoiska, które oferuje sprzedaż hurtową warzyw, bo przeglądając twoje przepisy mam ochotę kupić u nich wszystko i zacząć gotować :D

    OdpowiedzUsuń