sobota, 23 czerwca 2018

Zielony fragment letniej całości czyli nalewka miętowa


























Czy z okruchów chleba można się domyślić jak smakuje bochenek?
Czy patrząc przez dziurkę od klucza da się zmierzyć powierzchnię pokoju?
Czy jedno zdanie, wyjęte z książki, zdradzi nam jej treść?

Lubimy wyrażać się kategorycznie. Mamy ustalone zdanie na większość tematów. Znamy się na medycynie, polityce, motoryzacji, wychowaniu dzieci (szczególnie cudzych), prawie, filozofii i historii. A przynajmniej tak nam się wydaje.
Wyciągamy wnioski, będąc w niewoli własnych przyzwyczajeń, nawyków, fobii i uniesień. Rzadko stajemy z boku i staramy się nie „oceniać” a rozumieć. Po co mamy rozumieć skoro wiemy lepiej.
Czy kawałek świata, oglądany przez dziurkę od klucza jest światem prawdziwym? Jak najbardziej. Prawdziwym w swoim mikroskopijnym wymiarze. Jeśli dziurka od klucza pokaże nam okładkę oświetlonej książki na biurku, dojdziemy do wniosku, że pokój jest jasny a właściciel potrafi czytać. I to może być prawda, część prawdy bądź nieprawda.

Czy zastanowimy się nad całością? Nie możemy. Nie znamy całości. Musi nam wystarczyć skrawek.
Gdybyśmy mieli każdego ranka od nowa roztrząsać każdą chwilę w naszym życiu, umarlibyśmy z nadmiaru niezidentyfikowanych bodźców. Wyobraźcie sobie, że budzicie się o siódmej i musicie rozpoznać pokój, łóżko, towarzystwo obok, cel obudzenia się i na koniec samego siebie. To zdarza się rzadko a najczęściej w literaturze bądź filmie.

Na co dzień oszczędzono nam tej męki. Idziemy na skróty, dobrze znanymi ścieżkami. Tak jest dla nas bezpiecznie i wygodnie. Ale na tej wygodnej drodze czają się pułapki.
Są wyjątki. Takimi szablonami możemy posługiwać się tylko w swoim życiu. Nie powinniśmy ich przykładać do innych.

Weźmy przykład z książki. Otwieramy na chybił trafił Idiotę Dostojewskiego. Ha, już jest świetnie, bo sam tytuł wodzi nas za nos. Idiota. Czy ten Dostojewski to aby nie nowy guru coachingu, charakteryzujący znanego nam szkodnika?
Cóż my tu mamy: Szeroki jest człowiek, zbyt szeroki. Ja bym go zwęził.
Co myślicie? Krawiec to mówi? Czy krawiec to tytułowy Idiota?
Jeśli znacie książkę, nic was nie zaskoczy, ale jeśli ktoś nie czytał, a nazwisko Dostojewski kojarzy mu się mgliście z rakietami dalekiego zasięgu?

Nie sądźcie książki po okładce, dnia po poranku a człowieka po ubraniu. Łatwo powiedzieć. Komu starczyłoby cierpliwości na analizowanie wszystkich danych. Przecież w kolejce już czekają następne a wśród nich: biały czyli czysty, niewinny, czerwony znaczy gorący, żółty znaczy gorzki, niebieski chyba chłodny. Brązowy? Z czym kojarzy się brązowy można sprawdzić oglądając Wściekłe Psy Tarantino.

A zielony?
Uspokajający? Świeży? Może nieco kwaśny? Wiosenny?
A gdyby tak miętowy?

Mam przed sobą butelkę. Wprawia mnie w zachwyt. Kolor, który wycisnęłam z kilku liści przypomina mi książkę Pachnidło.

Co widzę patrząc na butelkę? Lato, pachnące doniczki pod schodami, krople wody spływające do beczki, gości siedzących przy stole, gorące czerwcowe wieczory na tarasie, pobrzękujące lodowe kostki w zielonym płynie.
To fragment większej całości. Mojej.
Wy możecie zobaczyć co chcecie. 





Nalewka miętowa
0,5 litra spirytusu 94%
600 ml źródlanej wody
20-30 gałązek świeżej mięty
400 g cukru

Jedną z najważniejszych rzeczy przy robieniu nalewki miętowej, jest butelka. Poszukajcie takiej z ciemnego szkła: zielonego lub brązowego. Jako drugie w hierarchii ważności jest ciemne miejsce. Myślę, że z tym będzie mniejszy kłopot.

Liście i gałązki umytej, osuszonej mięty wkładamy do słoika i zalewamy spirytusem. Zamykamy słoik, wkładamy np. do papierowej torby a torbę wciskamy na dno najciemniejszej szafy.
Wodę podgrzewamy z cukrem do rozpuszczenia się tego drugiego. Studzimy.
Po dwóch, trzech dniach zlewamy jadowicie zielony nalew miętowy (liście wyrzucamy) i mieszamy z syropem cukrowym. Całość wlewamy do ciemnej butelki.
Butelkę chowamy w najciemniejszym kącie szafy i zapominamy o niej na minimum 2 miesiące.
A potem miejmy nadzieję, że zachwycającą zieleń zachowa bez uszczerbku. 



Powodzenia i niezapomnianej nocy świętojańskiej

5 komentarzy:

  1. Od kilku lat sam się zastanawiam jak smakuje nalewka miętowa.Czy smak jest na pewno dobry.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czas najwyższy przejść od myśli ku czynom;))
    Na sto procent się nie zmarnuje:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam :) z lodem w ciepłe leniwe wieczory :) Robimy delikatną taką ok 35%. Piękne, apetyczne zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Już czuję miętę... I mam u sąsiadki, zupełnie jeszcze niewykorzystaną! I pomyśleć, że w tamtym roku robiłam tylko syrop i susz...

    OdpowiedzUsuń
  5. W sam raz na upały, które ostatnio nawiedzają nasz kraj.

    OdpowiedzUsuń