sobota, 16 czerwca 2018

O zgubnych skutkach zaufania i galaretka z prosecco i kwiatem lipowym

























GPS to w obecnych czasach czasami ognie świętego Elma. Wiodą na manowce.
Nasze wiejskie siedlisko to typowe "nigdzie".
Z wszystkich naszych znajomych na palcach jednej ręki mogę policzyć tych, którzy trafili bez pudła. Reszta, błąkała się zazwyczaj po leśnych ostępach, posyłając prędzej czy później rozpaczliwe S.O.S. Ilość zagubionych, pewnych, że już a rogiem znajdą cywilizację idzie w setki.
Siedzę na tarasie i obserwuję rozwój wydarzeń.
Błądzących mogę podzielić na kilka grup, niemniej jednak zawsze zaczyna się tak samo: zza ściany drzew słychać zbliżającą się ofiarę.
Tutaj rozróżniamy zmotoryzowanych, cyklistów i pieszych.
We wszystkich grupach rozróżniamy podgrupy tych mniej profesjonalnie przygotowanych i tych, co to nie dość, że mają GPS, to zaopatrzyli się w mapy, a na dodatek dzierżą w dłoni przewodnik po Jurze.
Najpierw jest rzut oka na drogę, która nieoczekiwanie znika. Znika w gęstwinie tarniny i za nic nie przypomina nawet nędznej ścieżki. I żadne Crusery, Landrowery czy X5 jej nie dadzą rady. No, może gdyby ktoś przyjechał spychaczem...
W tym momencie powinien się włączyć instynkt przetrwania. Zakładam, że większość naszych przypadkowych gości to mieszczuchy, dla których wyjście wieczorem do apteki jest walką o przetrwanie.
A tu nagle, wbrew mapie, przed oczami i całą resztą piętrzą się najeżone jeżynami i tarniną chaszcze. Ale jak to? Ja nie dam rady? Mój stalowy rumak nie da rady? Moja najnowsza nawigacja nie da rady?
(Titanic też nie dał rady górze lodowej)
Pewien procent rezygnuje. Mija nasz taras ze spuszczonymi oczętami i chyłkiem wycofuje się rakiem.
Część, zazwyczaj to ci, którzy jeszcze pachną świeżym lakierem i testosteronem, gna do przodu, jakby znała cudowne zaklęcie na rozstąpienie się zielska.
Potem zapada dłuuuuuga cisza. Wnioskuję, że delikwent obcuje nie tylko z przyrodą ale też próbuje ugłaskać swoje, nie mieszczące się w autku ego. Może doświadcza tego pierwszego razu, kiedy to natura nie daje się zastraszyć, przekupić czy olśnić.

Cykliści to zupełnie inna bajka.
Tych, chyba nie lubię najbardziej.
Nie mam pretensji do zamkniętych w blaszanych puszkach zmotoryzowanych. Nie widzą nic oprócz GPS-a, nie rozglądają się na boki. Mają cel do osiągnięcia i tylko to się liczy. Żadne widoki za oknem czy romantyczne uniesienia nie wchodzą w grę. To wszystko dopiero po usłyszeniu hasła "osiągnąłeś cel".

Uzbrojeni w mięśnie, kierownicę i pedały powinni być mi bliżsi, a nie są. Wszyscy, którzy zabądzili w nasze ostępy byli aroganccy. Nie dość, że słowo "dzień dobry" w ich subkulturze nie istnieje, to na sugestię, że dalej chyba nie pojadą, kategorycznie oznajmiają, że mapa im mówi co innego.
No, masz, człowieku! Mapa im mówi! Jak mapa może coś powiedzieć!?
Stoję na tarasie jak neonowy drogowskaz a tu jeden z drugim, ubrany w leginsy, poddaje w wątpliwość moje terenowe kompetencje.
A jedź w cholerę! Nie chcesz słuchać dobrych rad? Droga wolna, tylko uważaj na swoje galotki, bo kolce tarniny potrafią nieco namieszać.
I wiecie, że niektórzy brną w chaszcze.
Nie wiem, czy to ośli upór, czy próba uniknięcia moich kwaśnych (domniemanych) komentarzy. Niektórzy, wracając dają upust swojemu oburzeniu i mnie obarczają odpowiedzialnością za brak drogi. Hm...bo oni na mapie ją mają. No tak, ja drogę schowałam wczoraj z rana a moją magiczną różdżką wyczarowałam tarninowe zasieki.

Piesi są najbardziej skomplikowanym zbiorem.
Są przymilasy, którzy najchętniej zostaliby na moim tarasie, wałkując nasze koty. Droga, niknąca nieoczekiwanie przestaje ich interesować. Ci chcą się zaprzyjaźnić tu i teraz, i już opowiadają mi historię swojego życia.
Mruki udają, że żadne furtki, bramy czy tabliczki z napisem "teren prywatny" ich nie dotyczy. Oni wiedzą lepiej. Co więcej... 50 lat temu ich mamusia szła tędy na zlot harcerski. Toż to droga uświęcona. Jakim prawem ja śmiem im wmawiać, że droga....nie istnieje.
Im krzyż na nieistniejącą drogę.
No i są moi ulubieńcy: ci, którzy się ze mną chcą pokłócić. Droga jest czy jej nie ma?
Ile ja już monologów na temat niepotrzebnego wysiłku natury w produkowaniu zarośli usłyszałam. Ile pewnych głosem wyrażonych opinii, że skoro zamek jest w prawo, to ja się na bank mylę. Ile podsuwania mi pod nos mapy (rowerowej, drogowej, szlakiem Orlich Gniazd, szlakiem zamków Jury, przełajowej, fizycznej, lotniczej) z nadzieją, że to coś zmieni.
Zarośla jak stały tak stoją. Ba, nawet rozrastają się nie bacząc na oburzenie turystyczne.
Mapy swoje, ludzie swoje. Ufni jesteśmy do nieprzyzwoitości. A gdzie panowie i panie rozum? Może czasem warto z niego skorzystać?....I nie pchać się w zielsko.

Zaraz przed zielskiem rośnie lipa. Co ja mówię lipa. To lipisko, wielkie i rozłożyste. Kwitnie teraz na potęgę. Dźwięk, dochodzący z jej strony przypomina transformator. Tym, co go napędza nie jest prąd, a pszczoły. Drzewo aż huczy w środku dnia. Podkradłam pszczołom nieco kwiecia lipowego by zrobić sezonowy deser: galaretki lipowe z owocami. Ale żeby nie było do końca grzecznie i zdrowo, użyłam do galaretek prosecco.




Galaretki z prosecco i kwiatem lipowym 


2 szklanki lipowych kwiatów
1 szklanka wrzątku
3 łyżki drobnego cukru
2 łyżki żelatyny
2 szklanki prosecco
ulubione owoce: maliny, truskawki, porzeczki, wiśnie

Kwiaty lipy zalewamy wrzątkiem. Po kwadransie przecedzamy lipowy napar. Wsypujemy cukier i mieszamy do rozpuszczenia. Studzimy.
Żelatynę zalewamy kilkoma łyżkami naparu lipowego. Kiedy napęcznieje, stawiamy miseczkę z żelatyną na garnku z gorącą wodą. Żelatyna się rozpuści.
Łączymy żelatynę z naparem lipowym. Mieszamy i przecedzamy przez sito. Studzimy.
Łączymy wystudzony napar lipowy w prosecco.
Do salaterek lub szklanek wsypujemy owoce i zalewamy winną (bo z prosecco) galaretką. Wstawiamy na kilka godzin do lodówki.
Podajemy gościom, którzy po kilku godzinach błądzenia po okolicy, z ulgą lądują u progu naszego domostwa.



P.S.
Po takim deserze możecie wyłączyć wszelakie GPS-y. Po prostu otwórzcie jeszcze jedno prosecco a żadne zielsko nie będzie dla was problemem.
Smacznego

12 komentarzy:

  1. witam jak długo Cię nie było ciągle czekam na Ciebie i Twoje futrzaki ,czasu zero ,sciskam mocno ,buziaczki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Majeczko Kochana. Już myślałam, że o mnie zapomniałaś. Futrzaki siedzą w krzakach i ani myślą pozować do zdjęć:))

      Usuń
  2. chcę do Ciebie nawet przez zielsko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kochana moja do kiedy tam będziesz w tym cudownym ,magicznym miejscu ?

      Usuń
  3. Limonko, a moze oni wszyscy wiedza jakie robisz pyszne desery i specjalnie sie z Toba kloca o mapy, drogi i zarosla w nadziei, ze moze ich poczestujesz? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto to może wiedzieć? Do moich deserów nie tędy droga. Kto ma ją znać, ten zna;)

      Usuń
  4. Limonio, powinnaś pisać cykliczne felietony do jakiegoś "Przekroju", żeby więcej ludzi mogło Cię czytać, masz naprawdę talent literacki:-) Na moim przysiółku w krainie Koniec Wsi-gminy-powiatu jest tak samo! mało tego, przez lata ludzie się przyzwyczaili (i niektóre durne dżipiesy tak wciąż pokazują), że była polna dróżka, którą dziadek po prostu z grzeczności pozwalał jeździć. Od 5 lat stoi na niej nasz dom, a francowaty naród widzi jak byk, że ładują się przez cudze podwórko i przez oraninę. Ale nie! Polak potrafi! Rowerzyści i piesi jakoś przekatują (oczywiście zlustrowawszy najpierw bacznie, co ta baba z chłopem robią mieszkam bowiem na razie w suterenie, a okno jest rychtyk jak telewizor - tyjater za darmo). Ci samochodami potrafią się zawiesić na miedzy i jeszcze fiksują. Żadne bariery i zapory nie powstrzymają - wjechali w owies, żeby ominąć żerdki. Dopóki nie ogrodzimy się murem berlińskim to to się NIE SKOŃCZY!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbym tam była i wszystko widziała. Czyli naród wszędzie podobny. Trzeba się uzbroić w świętą cierpliwość i na wszelki wypadek...w widły:)))
      Uściski wielkie

      Usuń
  5. Wspaniała galaretka,domowa najlepsza☺

    OdpowiedzUsuń
  6. Jadłem ta galaretkę i bardzo mi smakowała. Myślę ją przygotować dla rodziców.

    OdpowiedzUsuń