czwartek, 18 lutego 2016

Lewy do prawego czyli samosy z warzywami

























Kurcze, ale potrzebna jest prawa ręka. Natychmiast.
Niestety, na prawą rękę muszę trochę poczekać. Nawet sobie nie wyobrażałam sytuacji, kiedy nie będę umiała się podpisać. Zresztą, całe moje życie podporządkowane jest prawej ręce. Zajmuje niewielki procent mojego całego „ja” a taka jest niezbędna. Próbuję wykorzystać tę, która większość czasu leniuchowała w najlepsze ale ona nie jest zbyt skora do współpracy.
Podobno dobrze jest przećwiczyć umysł i od czasu do czasu napisać coś lewą lub przekręcić klucz w zamku.
Łatwo powiedzieć. Ja siłą woli swoje a ona swoje. Jakieś niedopatrzenie to jest, bo do pary owszem mamy drugą rękę ale chyba tylko po to, żeby nimi synchronicznie machać w trakcie marszu. Moja lewa do niczego innego się nie nadaje.
Marchewki nie obierze, włosów nie uczesze, guzika nie zapnie. Prawa patrzy na lewą z politowaniem ale nic poradzić nie może. Unieruchomiona jest i już.
Pozostaje mieć nadzieję, że po dwóch tygodniach wszystko wróci na swoje miejsca i prawa weźmie się do roboty a lewa do nic nierobienia.
Póki co, po kątach snują się kłaczki, koty zarastają kołtunami a pisanie leży odłogiem.
Tylko prasowanie ma się świetnie. Ale ono ma swojego opiekuna i ja nie mam z żelazkiem nic wspólnego.
Przynajmniej mamy czyste i wyprasowane pranie.
Gotowanie czegokolwiek też jest karkołomne. Jajko na miękko proszę bardzo ale spróbujcie pokroić np. cebulę lewą ręką.
Wykorzystam więc moje zapasy zdjęć i zapisków by całkiem nie zapomnieć o blogu.



Samosy z warzywami
(na 20 sztuk)

ciasto:
400 g mąki pszennej
pół łyżeczki soli
100 g masła ghee (jeśli nie mamy, używamy stopionego i wystudzonego masła)
3/4 szklanki zimnej wody

nadzienie:
3 ziemniaki, pokrojone na małą kostkę
kalafior (taka ilość jak ziemniaków), rozdrobniony na malutkie różyczki
1 szklanka groszku zielonego (najlepiej mrożonego bo ma piękny kolor)
1 łyżeczka startego imbiru
1 ząbek starego czosnku
1 łyżeczka ziaren kminu rzymskiego
pół łyżeczki mielonej kolendry
pół łyżeczki kurkumy
pół łyżeczki cynamonu
pół łyżeczki ziaren kozieradki
pół łyżeczki mielonego chilli kashmiri (lub dowolnego chilli)
1 łyżeczka soli
pół łyżeczki pieprzu
4 łyżki masła lub ghee

oraz olej do smażenia

Zagniatamy ciasto na pierogi. 
Mieszamy mąkę z solą i masłem. Najlepiej użyć w tym celu widelca.
Otrzymamy ciasto przypominające wyglądem kruszonkę na ciasto drożdżowe. Powoli wlewamy wodę i wyrabiamy ciasto. Nieoceniony w tym miejscu okazuje się robot kuchenny. Wykona za nas klejącą robotę.
Zagniatamy ciasto, nie żałując energii około 5 minut aż stanie się gładkie i miękkie i nie będzie się kleiło do rąk.
Formujemy kulę i przykrywamy wilgotną ściereczką. Niech odpocznie.

Bierzemy się za nadzienie.
Na patelni rozgrzewamy masło. Wrzucamy imbir, czosnek, kmin rzymski i kozieradkę. Wsypujemy resztę przypraw. Smażymy kilka sekund i wrzucamy ziemniaki. Smażymy mieszając 5 minut i dorzucamy kalafior. Smażymy 3 minuty i wlewamy 4 łyżki wody. Przykrywamy i gotujemy około 10 minut.
Zaglądajcie pod pokrywkę, żeby mieszanina się nie przypaliła. Kiedy ziemniaki i kalafior są miękkie, dorzucamy groszek. Gotujemy jeszcze minutę i zdejmujemy patelnię z pieca. Doprawiamy pieprzem, solą i studzimy.

Wracamy do pierożków.
Dzielimy ciasto na 10 kulek. Każdą rozwałkowujemy na placek o średnicy 15 cm. Dzielimy każdy placek na pół (uwaga: tu wróćcie pamięcią do szkoły i przypomnijcie sobie lekcje geometrii; kroimy placek po przekątnej).
Smarujemy prosty brzeg wodą i składamy na pół. Mocno sklejamy. Robimy torebkę z ciasta, do której włożymy nadzienie. Zawijamy górny brzeg pierożka, przyciskając brzeg palcami.

Na patelni rozgrzewamy olej do smażenia. Samosy powinny w nim swobodnie pływać.
Nieco zmniejszamy ogień i smażymy pierożki po 6-7 minut z każdej strony. Powinny być złotobrązowe.
Wyjmujemy na papierowy ręcznik i podajemy z raitą.

Powiem wam w tajemnicy, że próbowałam też nieco oszukanych samosów z ciastem, które zrobiłam do empanadas. Smakowały bez zarzutu. Jeśli więc zostanie wam ciasta z przepisu na pierożki hiszpańskie, to nie wyrzucajcie go, tylko nadziejcie je na indyjski sposób. To się nazywa kuchenna sztuczka:))







Smacznego


9 komentarzy:

  1. Świetne! Chętnie wypróbuję;) a zapraszam na ''Drożdżowe pierożki ze szpinakiem i fetą''pozdrawiam;
    http://gotujenacodzien.blogspot.com/2015/12/imprezowe-pierozki-ze-szpinakiem.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za zaproszenie. Zaraz wpadam z wizytą:))

      Usuń
  2. O jej! Ale Ci współczuję! No i życzę szybkiego powrotu do zdrowia, dla Twojej ręki! Nie wyobrażam sobie, jak moje życie zmieniłoby się bez chwilowej możliwości używania tej kończyny... Ach strach myśleć. Jak Ty to wszystko napisałaś?? :)

    Pyszne "ciasteczka", chyba wypróbuję Twój przepis, ale użyję zwykłego masła. Nie wiem skąd wziąć te ghee?

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siłą woli, Kochana..siłą woli:))
      Masła możesz użyć jak najbardziej. Natomiast ghee to też masło, tylko stopione i długo gotowane na małym ogniu.
      Pozdrawiam bardzo i dziękuję za wsparcie:))

      Usuń
  3. Bidaństwo! Nigdy nie miałam nic złamane, chociaż wypierdzieliłam się z tysiąc razy (szkoła sportowa, narciarstwo zjazdowe, slalom specjalny, no ba!). Te pirożki to bym wziena, że tak polece Babcią Bronią :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty to jesteś ekstremalistka:)) Aż dziw, że się w całości uchowałaś;)
      A Babcia Bronia wie co dobre:))

      Usuń
  4. Ojejjjj.....Kochana, zdrowiej i szybkiego powrotu do zdrowia i pełnej funkcjonalności zyczę i oby wszystko dobrze się u Ciebie skończylo, poukładalo i poskladalo:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Kasiu za dobre słowo. Brak jakiejkolwiek części ciała uważam za spory problem;))
      Ściskam cię mocno

      Usuń
  5. Limonko, jakim cudem mi umknal Twoj post o samosach? W sam raz do poczytania na lunch.

    A propos rak, to tak jest - dopiero brak tej prawie powoduje ze ja doceniamy. To sie nazywa design idealny :)

    OdpowiedzUsuń