I masz człowieku. Wczoraj włos
rozwiany, szalik upchnięty do torebki i wiosenny błysk w oku.
Prawie, że zaczęłam pierwszych znaków wiosny wypatrywać.
Dziś włos oklapły, szalik, czapka i
rękawiczki na swoim miejscu a oko zamglone deszczem.
Zlekceważyłam rankiem parasol i droga
powrotna do domu przypominała bieg sprintera.
I ani mi w głowie było szukanie
pierwszej zieleni, kiedy na horyzoncie majaczył katar.
Wystarczą trzy dni słońca i
optymistycznej pogody i już zapominam, że przecież jest luty.
Weekend spędziłam na wycieczce
krajoznawczej. Słońce świeciło zachęcająco i nic nie
zapowiadało, że w środę czyli dziś zapomnę jak może być
pięknie.
Na wycieczkę zabrałam MMŻ. Nawet nie
protestował.
Nie była to co prawda wyprawa daleka
czy wymagająca wcześniejszych przygotowań, ale wiecie jak to jest
po zimie. Schemat: samochód, kanapa, łóżko, samochód jest dość
rozpowszechniony przez ciemne miesiące roku.
Blisko wcale nie znaczy, że nie
ciekawie. Nasza wyprawa nie przekroczyła 100 kilometrów.
Jeździ człowiek to tu, to tam a za
progiem ma atrakcje zupełnie niesłychane.
Mieszkam w domu, który swój początek
ma w drugiej połowie XIX wieku. .
Ten, kto go ufundował zbudował
również inne. I tak to się zaczęło.
Zaczęliśmy od Krowiarek. Nie ukrywam,
że zdjęcia na forum Śląsk jest piękny” były pierwszym
krokiem.
Pałac w Krowiarkach i przylegający do
niego park są imponujące. Oszczędzę wam danych historycznych bo
są na jedno kliknięcie myszki, powiem tylko, że takie miejsca
wzbudzają skrajne uczucia. Z jednej strony zapierają dech w piersi.
Są piękne, rozbuchane architektonicznie. Niosą w sobie pewien rys
ludzkiej pychy. Jakby mówiły: patrz jaki jestem wspaniały, jak
wspaniały jest mój rozum i ręce.
Z drugiej strony pokazują jak
potrafimy być głusi i ślepi. Z jakim lekceważeniem traktujemy
kruche przedmioty.
Pałac stał, opierając się pożarom
i znosząc przebudowy, od początku XIX wieku. Udało mu się
przemknąć przez dwie wojny. Dotrwał w używalnym stanie do
drugiej połowy XX wieku.
I w latach 70 wszystko się skończyło.
Komuna odwróciła się plecami do pałacu.
Potem poszło szybciutko. Dziś jest
jak widać. I musi upłynąć mnóstwo wody (a przede wszystko
pieniędzy) by stał się na powrót klejnotem.
Ale my jesteśmy głupi. Po nas
choćby potop – ciągle jeszcze wielu z nas tak uważa.
Zostało nam jeszcze kilka miejsc do
odwiedzenia. Świerklaniec, Karłuszowiec, Brynek, Maciejów, Nakło,
Siemanowice, Rzędziny, Repty, Ramułtowice.
Na szczęście przynajmniej niektóre
mają się dobrze.
Wycieczka
jak widzicie dała do myślenia.
Wieczorem zasiedliśmy do kolacji i
poszukiwania kolejnego celu podróży za tydzień.
Mapo
tofu czyli egzotyczne mielone
250 g mielonego mięsa z karczku
300 g twardego tofu
2 łyżki oleju arachidowego
2 ząbki czosnku, pokrojonego w plastry
2 łyżki pasty sojowej
1 łyżka pasty chilli
1 szklanka wody
1 łyżka sosu ostrygowego
1 łyżeczka brązowego cukru
1 łyżka pieprzu syczuańskiego
pokrojony szczypiorek
Na suchej patelni prażymy ziarna
pieprzu syczuańskiego. Potem mielimy w młynku lub ucieramy w
moździerzu.
Kostkę tofu kładziemy między kilka
warstw papierowych ręczników i obciążamy deską do krojenia. Na
niej stawiamy coś ciężkiego np garnuszek z wodą. Dzięki temu
pozbędziemy się z tofu nadmiaru wody.
Na patelni rozgrzewamy olej i wrzucamy
pokrojony czosnek. Dorzucamy mielone mięso. Mieszamy by mięso lekko
się przypiekło. Dodajemy pastę sojową, pastę chilli, sos
ostrygowy. Wlewamy wodę i wsypujemy łyżeczkę cukru. Mieszamy,
przykręcamy ogień i przykrywamy patelnię. Gotujemy około 15
minut. Jeśli większość wody odparowała (ale nie cała), kroimy
tofu w kostkę. Wrzucamy na patelnię i delikatnie mieszamy z mięsem.
Zdejmujemy z ognia. Posypujemy pieprzem syczuańskim i rozkładamy
na talerze.
Posypujemy szczypiorkiem i podajemy z
makaronem udon lub chow mein
Smacznego
Przepiękna rezydencja na zdjęciach. Szkoda tylko, że nie można się tam wybrać samochodem przez tego koronowirusa ;/
OdpowiedzUsuń