piątek, 18 września 2015

Pierwszy zwiastun jesieni i zupa borowikowo kasztanowa z grzanką

























Kiedyś jesień zaczynała się dla mnie od pierwszego kasztana przynoszonego przez Młodszą.
Nosiłam go potem przez cały rok w torebce aż nie nadszedł czas następnego lśniącego miedzią kasztana.
Czeluści torebek są trochę jak Narnia za drzwiami szafy. Nigdy nie wiadomo co można w nich znaleźć. Przynajmniej w mojej.
I wielkość torebki nie ma tu nic do rzeczy.
Gorączkowe szukanie kluczy zaowocowało wysypaniem na chodnik pilnika, dwóch torebek herbaty (nie zużytych), paczki czekoladowych ciasteczek, które sądząc po napisach, kupiłam na jakiejś włoskiej stacji benzynowej rok temu, dwóch notatników, kalendarza, jednej pary rękawiczek, kilku długopisów, śrubokrętu, reklamówki firmy sprzedającej zwyżki (!), kabla USB. Jako ostatnie wysypało się stadko stareńkich, pomarszczonych kasztanów.
Zamiast wpaść w panikę, że wśród tego dobytku wciąż nie ma kluczy, ja zapadłam w stupor nad rudym znaleziskiem.
Kiedy ostatnio dostałam kasztana na powitanie jesieni? Przecież nie rok temu... dwa lata? .... Nie sądzę.....
Chyba pójdę i sprawdzę jak kasztany się mają. Ale jeszcze nie teraz.
Nie ma się co sugerować kolorem liści kasztanowych bo to nie jesień jest ich przyczyną, tylko agresor z południa.
Jeszcze tydzień i jesień zostanie usankcjonowana kalendarzowo. A wtedy żółty kolor liści będzie obowiązkowy.
Na razie jesień jest pojęciem abstrakcyjnym ponieważ na naszej brzoskwini ciągle wiszą owoce a grzyby podziwiamy tylko te suszone i te w occie.
I bardzo dobrze, bo po co tęsknić do jesieni, skoro lato rządzi hojną ręką.

Dzisiejsza zupa to propozycja na wyrost. Na razie w talerzach królują lekkie pomidorowe i zielone cukiniowe.
Jak pierwsze jaskółki pojawiają się pojedyncze dyniowe i marchewkowe.
Jadalne kasztany można kupić cały rok, podobnie jak kasztanowe puree.
Nie sądziłam, że łatwiej będzie zdobyć jadalne kasztany niż świeże borowiki.
Jeżeli kiedyś do lasów powrócą prawdziwki lub podgrzybki, kupcie w sklepie kasztany i zróbcie tę pyszną zupę. Jeżeli chcecie z niej zrobić towar luksusowy, dorzućcie kilka plasterków truflowych.
Choć nie są one niezbędne.
Tak na marginesie, jak to się świat zmienił. Kto by kiedyś pomyślał o jadalnych kasztanach? O truflach nie wspominając.

Aha, klucze znalazłam w kieszeni spodni.
















Zupa borowikowo kasztanowa z grzanką

1 szklanka borowików lub podgrzybków
1 szklanka ugotowanych kasztanów lub kasztanowego puree
3 szklanki bulionu
1 łodyga selera naciowego
1 ziemniak
1 szalotka
pół szklanki kremówki
2 kromki bułki
2 łyżki masła
kilka płatków truflowych lub w innej wersji płatków parmezanu
sól, pieprz
szczypta gałki muszkatołowej

Do gotującego się bulionu dorzucamy pokrojonego ziemniaka i seler naciowy oraz szalotkę podsmażoną na łyżce masła.
Po 5 minutach dorzucamy grzyby i kasztany.
Gotujemy kolejne 10 minut i doprawiamy zupę solą i pieprzem
Wyłączamy ogień i miksujemy zupę, dolewając kremówkę.
Na pozostałej łyżce masła podpiekamy kromki bułki.
Wlewamy zupę do miseczek, kładziemy na górę grzankę i posypujemy truflami lub parmezanem.
Zapachniało jesienią?
Może troszkę.
Może jakimś magicznym sposobem znajdę wkrótce pierwszego jesiennego kasztana...




Smacznego i słonecznego weekendu


3 komentarze:

  1. Dobrze, ze kobieta potrafi w swojej torebce nosic wszystkie potrzebne rzeczy, bo przeciez nigdy nie wiadomo kiedy z pomoca przyjdzie nam srubokret. A Ty kochana jak zawsze kusisz mnie wspanialymi potrawymi na widok ktorych leci slinka.Pozdrawiam cieplo!!

    OdpowiedzUsuń
  2. O, tak torebki to wielkie skarbnice przedmiotow potrzebnych i niepotrzebnych. A zupa iscie jesienna!

    OdpowiedzUsuń
  3. To prawda, kobieca torebka jest nie do ogarnięcia... w mojej także znajduję takie "skarby", ale nigdy nie wiadomo, kiedy któryś z nich się bardzo przyda :D

    Pyszne, jesienne smaki u Ciebie! Oj wprosiłabym się na taką miseczkę zupy :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń