wtorek, 26 listopada 2019

Zła prognoza pogody i curry z nerkowców



























Nie będę pisać o świętach. 
Nie będę pisać o Last Christmas. Nie będę pisać o tym, że wszyscy oszaleliśmy. Nie będę pisać, że znów listopad, i znów szaro.
Czuję się oszukana, bo moja poranna prognoza pogody obiecała dziś między trzynastą a czternastą pojawienie się słońca.
Nie pojawiło się. Może prognoza nie została z nim wcześniej skonsultowana. Słońce miało muchy w nosie albo co innego do roboty.

Jako, że jestem zawistna i mściwa, rzuciłam się do pogodowej mapy Europy i leciutko odetchnęłam. No, inni nie mają lepiej.
Niektórzy nawet gorzej. 
Tacy Skandynawowie nie powinni mieć kropli nadziei. U nich tylko ciemność, ciężkie chmury i zespoły death metalowe. No tak, ale mają też Roveniemi i świętego Mikołaja przez cały rok.
Chyba nie lubię Skandynawii.

Cała Hiszpania i Portugalia tonie dziś w chmurach. I dobrze im tak. Niech nie myślą, że jak są na południu Europy, to zawsze będą mieli słońce. A my co? Gorsi?
Nie lubię południowców.

Francja, Niemcy i pobliskie okoliczności też nie mają się czym pochwalić. Niby coś tam może im zaświecić ale raczej tylko w oczy i na dodatek nie jestem pewna czy zaświeci dla wszystkich tak samo.

Wielka Brytania? Ci spełniają moje oczekiwania. Tam tylko strach i zgrzytanie zębów. Dobrze im tak. I wciąż leje i ciągle szaro. Mają za swoje.
I tak ich nie lubię.

Najgorsze są Włochy. Wenecja: słońce po pachy. Bolonia: siedemnaście stopni i słońce. Florencja: pełna frustracja. Dalej na południe już bardziej mi się podoba, bo leje.
Ale za to północy Włoch nie cierpię.

A taki Budapeszt? W czym, przepraszam, taki Budapeszt jest lepszy od nas? A na słońcu nikt mu nie oszczędza. Skandal! A mówi się "Polak, Węgier, dwa bratanki". Akurat.
Nie znoszę Budapesztu.

Sprawdźmy co po wschodniej stronie. Chmury, chmury, chmury a potem Putin. Jednak niektórzy mają gorzej.

Brzmi znajomo? Lubimy sobie ponarzekać, prawda? Lubimy, kiedy innemu jest gorzej, co?

A święta idą. Co roku chyba bardziej bojaźliwie i niechętnie. Bo jak tu z radością przychodzić do kogoś, kto jest uosobieniem nieżyczliwości. 
Ludziska, zróbmy coś z tym. Udowodnijmy samym sobie, że możemy coś zmienić. Kupmy butlę oleju i włóżmy do koszyka z napisem Bank Żywności. Może coś dorzućmy do szlachetnej paczki? Takie działania nie tylko pomagają innym ale też powodują, że lepiej myślimy o sobie. A kiedy zaczniemy dobrze myśleć o sobie, to ani się spostrzeżemy a życzliwie spojrzymy na innych.
Nie tylko z okazji świąt.

I oczywiście ugotujmy coś dobrego, bo jedzenie jednoczy.




Niesamowite curry z orzechów nerkowca


Przepis jak to przepis ma różne wariacje. Porównywałam wersję Ricka Steina i Leemei Tan i nie wydaje mi się aby drobne zmiany miały wpływ na całokształt.
Danie jest nieziemskie. Jeśli jeszcze nie próbowaliście, to nie zwlekajcie. Jest jeden warunek by cieszyć się przy stole jak dziecko: nie możecie być uczuleni na orzechy, bo to one są podstawą tego dania.

200 g orzechów niesolonych
1 łyżeczka mielonej kolendry
1 łyżeczka mielonego kuminu
Pół łyżeczki kurkumy
1 cebula, drobno posiekana
2 pałki trawy cytrynowej (Miażdżymy dużym nożem najgrubszą część trawy. Obieramy górne warstwy i dorzucamy do smażonej cebuli. Najdelikatniejszy środek drobniutko siekamy i też dodajemy do cebuli – patrz niżej)
5 centymetrowy kawałek cynamonu
1 łyżka startego imbiru
3 ząbki czosnku, starte
1 łyżeczka mielonego chilli
Pół łyżeczki mielonego pieprzu
1 puszka mleczka kokosowego
1 łyżeczka brązowego (najlepiej palmowego) cukru
1 łyżeczka soli
2 łyżki oleju
Zielona kolendra i mięta do posypania.

Stawiamy na ogniu patelnię. Prażymy na niej kolendrę, kumin i kurkumę aż zaczną pachnieć czyli około minuty.
Przekładamy przyprawy do miseczki i ponownie stawiamy patelnię na ogniu. 
Wlewamy 2 łyżki oleju, wrzucamy cebulę i na średnim ogniu podsmażamy cebulę aż będzie miękka i przezroczysta. 
Dorzucamy do cebuli trawę cytrynową (jak się dobrać do trawy: patrz wyżej). Długie łodygi trawy kroimy na pół, żeby się zmieściły na patelni. Dodajemy cynamon i smażymy 2 minuty. Teraz dorzucamy imbir i czosnek i smażymy kolejne 2 minuty. Wsypujemy wcześniej podprażone przyprawy, chilli, pieprz i orzechy nerkowca. Dokładnie mieszamy by dobrze orzechy obtoczyć w przyprawach.
Wlewamy mleczko kokosowe i około pół szklanki wody. Mieszamy, zagotowujemy i na małym ogniu, pod przykryciem gotujemy 15 minut. Mieszamy od czasu do czasu.
Po kwadransie dodajemy cukier i sól i gotujemy kolejne 15 minut aż orzechy będą miękkie a sos zredukowany. Całość powinna mieć aksamitną konsystencję kwaśnej śmietany.
Pozostaje nam wyłuskać z patelni cynamon i patyczki trawy cytrynowej i już.
Posypujemy kolendrą i miętą i podajemy z ryżem.
W oceanie różnych curry, to ma u mnie miejsce na podium.





Smacznego bardzo

6 komentarzy:

  1. Ojej, niedobrze Limonko, bo chyba swiat Ci dzis zbrzydl. Mam nadzieje, ze curry pomoglo i juz wszystko wrocilo do normy. Inni niech narzekaja, a my mamy i curry i ciasto i wszystkich innych w nosie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, oj tam. Nic mi nie zbrzydło. To miało zabrzmieć przewrotnie i z przymrużeniem oka:))))

      Usuń
  2. Na listopadowe chandry najlepszy jest rogalik maślany na śniadanie :) curry może być na obiadokolację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuję się obiema rękami pod rogalikiem:))na śniadanie

      Usuń
  3. Jessu, ale tu światowo... Wersje jakichś gostków (gościówek?), i żadna nie Babci Broni... Chyba nie lubię tego kary. No, może karego konia :-D
    CaUski!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nigdy nie potrafiłam zrobić curry. Może dzięki temu postowi i tej darmowej nauce od Ciebie w końcu się zmotywuję.

    OdpowiedzUsuń