piątek, 22 lutego 2019

Kaizena miejsce na półce czyli paneer w sosie butter masala



























Dziś dzień zaskoczeń.... w mojej Biedronce trafiłam na paneer. 
Nie żebym go intensywnie szukała. Niczego nie szukałam. Do Biedronki nie lubię chodzić. Bo bałagan, bo zawsze tylko jedna kasa, bo ogonek sięga najciemniejszych zakątków sklepu. 
Niestety, jest to również jedyny sklep w mojej najbliższej okolicy, w którym kupię cięte kwiaty (w miarę świeże).
Jeśli więc nie chcę mordować środowiska "spalinami" mojego Eljota czy po prostu leń mnie przytłoczy, nie mam wyboru. Mam Biedronkę.
I tu natknęłam się na panner.

Jeśli ogarnęło mnie podniecenie, to tylko z racji szukania motywów. Kto wpadł na pomysł by do mojej "dziury" sprowadzić taki egzotyk. Przecież w moim "city" nawet tofu na półce wzbudziłoby sensację na miarę koalicji prawicy z lewicą. Wiem, bo w pierwszych dniach mojego bytowania wprawiłam w konsternację panią w sklepie ze zdrową żywnością: tofu? a kto by to kupił?

Codziennie modły wznoszę , że przynajmniej imbir nie jest na półkach dziwolągiem. Naród, co prawda coraz głębiej zanurza się w egzotyce ale raczej lokalnego gatunku. Pytania typu: a co pani z TYM zrobi (dotyczące świeżej kurkumy) przestały mnie już dziwić (programy pani Gessler zrobiły swoje). 
Zastanawia mnie bardziej kto decyduje o asortymencie sklepu w poszczególnych miastach. Kto rzuca stek z tuńczyka do sklepu, gdzie udko z kurczaka bez kości i skóry jest fanaberią (na własne uszy słyszałam bardzo dokładnie co ktoś myśli o tych, którzy to kupują oraz komu i gdzie się poprzewracało).

Zakupy kształcą.

Widać, ktoś uznał, że moje city rozwinęło się na tyle, że można zafundować mu ser pod tytułem paneer. 
Ludziska z ręki go sobie nie wyrywali więc nie wróżę mu błyskotliwej kariery.

Kiedy tak stałam przed półką z serem, opływana z każdej strony przez koszyki pełne bułek mrożonych i sztucznych pomidorów pomyślałam, że może warto wnikliwiej przyjrzeć się ofercie.

I tu kolejna niespodzianka: pierożki gyoza! Gdzie ja żyję?! Ja pojęcia o życiu nie mam?!

Uderzyłam się w pierś (dyskretnie) i już chciałam niewidzialnego stratega od dostaw przepraszać, kiedy jak żmija wredna, wpełzła mi do głowy wątpliwość. A jeśli ktoś się po prostu nie zastanowił. Może to zwykły rozdzielnik odgórny a nie potrzeba niesienia kaganka kulinarnej oświaty?

Ta lepsza strona mnie gwałtownie zaprzeczyła. No, co ty, przecież to czysty Kaizen. Metoda działania małymi kroczkami. Najpierw imbir, potem humus, kiedyś może galangal....
Przecież tofu czasem uda ci się kupić.
Dałam się przekonać. Zawsze moją cechą główną była naiwność.

Wracając do bohatera mojej historyjki, nie podniecajcie się paneerem. Każdy może go zdobyć. Leży na półce, każdego, nawet najmniejszego sklepu osiedlowego i nazywa się: twaróg. Taki w kostce, raczej twardy, by dało się go pokroić.
Jako wisienkę na torcie dodam, że każdy może go zrobić. U siebie w domu. Własnoręcznie.
I taki będzie nam potrzebny do dzisiejszego gotowania.
Danie oryginalnie ma w nazwie penner i dzięki temu brzmi profesjonalnie. Ja użyłam twarogu i wierzcie mi, smakowało jak to, które ma w tytule paneer.



Paneer butter masala (z Fresh India Merry Sodha)
300g paneeru lub twardego twarogu, pokrojonego w kostkę
3 łyżki klarowanego masła tzw. ghee
1 średnia cebula, pokrojona w piórka
Kawałek imbiru (około 4 cm) drobno pokrojony
5 ząbków czosnku, przeciśnięte przez praskę
Puszka pomidorów (tzw. passata)
1 łyżeczka kozieradki
1 łyżeczka mielonego cynamonu
Ćwierć łyżeczki mielonych goździków
Pół łyżeczki chilli
1 łyżka miodu
1 łyżeczka soli
Garść zielonego mrożonego groszku
1 łyżka uprażonych płatków migdałowych (ja o nich zapomniałam)
100 ml kremówki

Rozgrzewamy na patelni ghee i smażymy paneer do zbrązowienia. Wyjmujemy na talerz i odstawiamy.
Na tej samej patelni, na średnim ogniu smażymy (po dodaniu łyżki masła) pokrojoną cebulę. Smażymy około 10 minut aż lekko zbrązowieje. 
Dorzucamy imbir i czosnek. Smażymy ze 3 minuty i wlewamy pomidory. Przykrywamy patelnię, zmniejszamy ogień i niech bulgocze około 10 minut. 
W tym czasie na innej patelni (suchej) prażymy cynamon, goździki i kozieradkę. Do momentu aż poczujemy, że pachną. 
Potem w moździerzu próbujemy kozieradkę zmienić w proszek. Piszę „próbujemy”, bo kozieradka do łatwych nie należy. Jeśli uda się połowicznie lub nie uda się wcale, lekceważymy ów fakt i dorzucamy przyprawy do bulgoczącego garnka. 
Dodajemy miód, chilli i sól oraz paneer. Mieszamy delikatnie, przykrywamy i na malutkim ogniu zostawiamy jeszcze na 5 minut.
Potem dorzucamy groszek i wlewamy kremówkę. Przykrywamy i po kolejnych 3 minutach zdejmujemy garnek z ognia.

Podajemy posypane płatkami migdałowymi, zagryzając chlebkami naan lub nurzając w ryżu.





Smacznego

2 komentarze:

  1. Paneer Pani jak sie patrzy! (a kto wie - moze Biedronka sie (i innych) rozwija) :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super wpis. Czekam na więcej i oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń