środa, 6 września 2017

Rosti ziemniaczano cukiniowe czyli groźba zdrowego rozsądku


























Ile czasu w życiu zajmuje uczenie się czegoś nowego? Wszystko zależy czego się uczymy.
Wiedza o tym, że ogień jest gorący przychodzi błyskawicznie, po pierwszym wpakowaniu łapy w świecę. Nauki  w stylu „nie dotykaj, bo gorące” można spokojnie spakować i odnieść do piwnicy.
Dziecko nasze starsze w wieku bardzo odkrywczym postanowiło sprawdzić czy z wbiciem gwoździa poradzi sobie równie sprawnie jak tata. Jako, że obsługa młotka nie jest łatwą sprawą dla czterolatki, ta wykazała się kreatywnością, można by powiedzieć, zabójczą. Wbiła gwóźdź do kontaktu. Przerażające, prawda? Dziecko próbę ognia przeszło bez szwanku, z nami było nieco gorzej, bo zawał był blisko.
Światło poszło szukać rozsądniejszego domu a my dostaliśmy bardzo cenną lekcję. Pomysłowość czterolatki nie ma nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. On w tym wieku nie występuje.
Jednak w przypadku osobnika dorosłego, wydawałoby się, zdrowy rozsądek (chociaż szczątkowy) jest dany w pakiecie z włosami pod pachami. Nic bardziej mylnego. Metryka, wykształcenie, dochody, status nie mają żadnego związku ze zdrowym rozsądkiem.
Powiem więcej, czasami mam wrażenie, że rozsądek maleje z wiekiem. Kiedy już wiemy, że gorące parzy, zimne mrozi, czerwone grozi śmiercią, szybkie kalectwem a to z zębami pożarciem, bagatelizujemy to, co codzienne, zwyczajne. A to może się okazać bardziej brzemienne w skutkach niż spotkanie na skraju lasu pancernego ślimaka.
Jak nie dać się oszukać pseudo przyjaciołom, czy zachować zdrowy rozsądek kiedy wszystko dookoła wariuje wymagają pewnej wprawy i nieco czasu,
Zastanawiam się dlaczego poradniki cieszą się taką popularnością,
„Jak zarobić i nic nie robić”,
„Jak być zadowoloną  z życia po dwudziestce”,
„Jak czytać”, „Jak nie czytać”, „Jak spać”, „Jak nie spać”, skoro i tak nie stosujemy się do rad, w nich zawartych?  Przecież i tak wiemy lepiej a czytanie poradnika tylko utwierdza nas w przekonaniu, że inni się mylą.
Kręćka można dostać.
"Nieważne ile się uczysz, ważne, że będziesz umiał". Nie do końca to prawda. Niektórzy uczą się i uczą, i ciągle nic nie wiedzą. Ale może to jest jak z radiem. Fale radiowe przepływają przez odbiornik, on je nam podaje na tacy, muzyczka gra, panowie i panie z TOK FM opowiadają mądre rzeczy a radio jak nie wykrztusiło niczego swojego, tak nie wykrztusi.
Cała mądrość przepływa przez nie jak woda przez sito. Czasem ludzie są takim radiem. Mówisz do nich, wyjaśniasz, nakreślasz , wspinasz się na szczyty dyplomacji i nawet wydaje się, że widzisz światełko zrozumienia aby po chwili wrócić do punktu wyjścia.
Nie wiem kto jest w gorszym położeniu, ten, który tłumaczy, czy ten, kto prosi o radę.
Jeśli założenie jest takie, że ty mówisz a ja i tak zrobię po swojemu, to szkoda czasu.
Ludzie chętniej przyjmują pieniądze niż dobre rady czyli wniosek jest prosty: pieniądze są lepsze niż dobre rady.

Moja dobra rada na dziś: spróbuj nowej wersji starego przepisu na tarte ziemniaki. Dodatek w postaci cukinii jest mile widziany.






Rosti z ziemniakami i cukinią w nieco orientalnym stylu

1 kg obranych i umytych ziemniaków
1 cukinia (jeśli ma dużo pestek, to wydrążona)
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka mielonego kuminu (niekoniecznie)
pół łyżeczki pieprzu
3 łyżki mąki z ciecierzycy
spory pęczek pietruszki z grubsza pociętej
olej do smażenia

Na tarce o grubych oczkach ścieramy ziemniaki i cukinię. Przekładamy je na czystą ściereczkę, zawijamy jak roladę i zostawiamy na kwadrans. Pozbędziemy się w ten sposób nieco wilgoci z warzyw.
Wsypujemy tarte ziemniaki i cukinię do miski. Dodajemy pozostałe składniki i dokładnie mieszamy.
Rozgrzewamy olej na patelni. Kładziemy łyżką porcje mieszanki na rozgrzany olej. Niech będą jak najcieńsze. To gwarantuje ich perfekcyjną chrupkość.
Smażymy na złoto z obu stron i wykładamy na talerz, na którym położyliśmy wcześniej papierowy ręcznik.
Podajemy z jogurtem lub kwaśną śmietaną. Pozytywnie zakończonym eksperymentem było podanie ich z wędzonym jesiotrem. Gdzieś tam majaczył mi kieliszek zmrożonej wódki. Ale to chyba inna bajka, zbliżona do blinów.
Jeśli jesteście znudzeni tradycyjnymi plackami, wypróbujcie rosti. Mają jeszcze jeden plus. Nie wymagają obecności King Konga przy tarciu i nie grożą obecnością białka zwierzęcego ze startych palców.



Smacznego

5 komentarzy:

  1. Limonko, sama prawda. Gdyby od kazdej rady dac nam po zlotowce, to chyba bylybysmy dzis bogate :) Rosti wygladaja pieknie - jadlam kolacje, ale spokojnie bym kilka zjadla teraz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jadłam placki ziemniaczane, jadłam placki z cukinii... ale w połączeniu jeszcze nie próbowałam :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Tym wpisem trafiłaś w sedno; sama jestem ostatnio w takim impasie i, szczerze mówiąc, kompletnie już straciłam ochotę na dyskusje...
    Dodatek cukinii zdecydowanie jest mile widziany :)

    OdpowiedzUsuń