środa, 31 sierpnia 2016

Leczo najlepszym pośrednikiem wspomnień





















Zazwyczaj leczo w moim domu robiło się z minimalnej ilości składników: z cebuli, papryki i pomidorów.
Kiedy gotował je mój Tata, był to koncentrat lata zamknięty w garnku.
Pomieszanie zapachów tak głęboko wryło mi się w pamięć, że każda inna wersja wydawała mi się świętokradztwem.

Tata kroił, siekał, smażył, mieszał, dosypywał i cmokał z zadowolenia. Potem z kromą świeżego chleba z masłem podawał mnie i Mamie miseczkę obłędnie kolorowej mieszanki warzyw.
To zawsze był sierpień.
Och jak czasami tęsknię za tamtymi czasami. Czasami, kiedy Tata uczył mnie delektować się pomidorami z czosnkiem i jogurtem.
Każda jego podróż (nawet ta zupełnie niedaleko) przekładała się potem na nowe odkrycia kulinarne. To nie były czasy sklepowych obfitości. Nawet papryka była wtedy atrakcją. Tym ciekawsze były nowości przywiezione z wcale nie tak odległych krajów.
To Tata podtykał mi pod nos nowe zapachy i namawiał do odważniejszego smakowania. Jestem pewna, że jemu zawdzięczam kulinarną ciekawość.
Czasami bywał uparty i za nic w świecie nie chciał kruchego ciasta schładzać w lodówce.
Wychodził potem z piekarnika twardy jak kawałek płyty pilśniowej gniot. Nie ratowały go ani owoce, ani Taty zaklęcia. Gniot pozostawał gniotem a przy kolejnym pieczeniu kruchego, historia się powtarzała.
Jak ja tęsknię za tamtymi dniami. Za kuchennymi wyczynami, czasami kończącymi się różową plamą na suficie, kiedy wybuchły nam butelki z malinowym eksperymentem. Za nieustannie wpajaną radość z gotowania a przed wszystkim z jedzenia.
Za cierpliwością, z jaką tłumaczył mi zawiłości fermentacji wina z jeżyn.
Zawsze nam się wydaje, że wszystko będzie trwało wiecznie. Nie trwa.
Zostają zapiski, zdjęcia i na pamięć przyrządzane potrawy, jak choćby to leczo.
Wystarczyło, że zamknęłam oczy i obok stał Tata śmiejąc się, że znów zapomniałam o kolejności: najpierw cebula, potem czosnek.










Leczo

3 papryki (kolor nieistotny, choć im bardziej kolorowo, tym weselej)
2 cebule
4 ząbki czosnku
1 papryczka chilli
5 pomidorów
2 nieduże cukinie
olej
sól
pieprz
1 łyżka wędzonej papryki
i 1 łyżka zimnego masła
Najpierw przygotowujemy front robót. Trzy miski, deska i ostry nóż na początek wystarczy.
Papryki kroimy w kostkę, po usunięciu gniazd nasiennych. To zawartość jednej miski.
Cebulę też kroimy w kostkę. Czosnek i chilli drobno siekamy. Niech zostaną na desce.
Druga miska to pokrojone z grubsza pomidory. Trzecia zawiera pokrojoną w kostkę cukinię.

Na ogniu stawiamy rondel z grubym dnem. Wlewamy 3 łyżki oleju i smażymy 3 minuty cebulę. Potem dorzucamy chilli i czosnek. Smażymy minutkę i wsypujemy paprykę. Mieszamy i smażymy 3 minuty. Dorzucamy pomidory, sypiemy wędzoną paprykę i przykrywamy garnek. Zostawiamy na małym ogniu 10 minut. Przyprawiamy solą i pieprzem.
Ostatnia do garnka wędruje cukinia. Po trzech minutach zdejmujemy garnek z ognia i wrzucamy łyżkę zimnego masła. Mieszamy i przykrywamy garnek.
Zostawiamy do przestygnięcia.
W tym czasie opiekamy kromkę chleba i wlewamy schłodzone wino do kieliszków.
Zapach mówi sam za siebie.
Jeżeli potrzebujecie dawki białka, to razem z papryką dodajcie do leczo pokrojoną w kostkę dobrą kiełbasę.
Leczo smakuje pysznie zaraz po przyrządzeniu, ale ja twierdzę, że kolejnego dnia dostaje pięknej głębi smaków i jest jeszcze lepsze. Zapraszam.






I smacznego

5 komentarzy:

  1. Limonko kochana to teraz juz wiem po kim odziedziczylas talent kulinarny :))) Nareszcie jesteś ze swoim Nowym wpisem. Leczo uwielbiam i czesto po niego siegam..DZiekuje za obecnosc u mnie. Pozdrawiam Was cieplo i serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie sie leczo tez przypomina dziecinstwo i lato przede wszystkim. Z ta roznica, ze mnie kojarzy sie, z ... moja Maman :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja jeszcze mam Tatę, ale PRAWDZIWEJ Mamy już nie (za to 2 Teściowe, Macochę i ciocię, do której mówię "Mamo"). A do lecza zawsze dowalamy jakiejś chabaniny (bo Potwory narzekają, że pośnisko), no i opiekuję paprykę ze skórki (w sumie to nie wiem, dlaczego tak się poświęcam...)

    OdpowiedzUsuń
  5. Są takie potrawy, które przywołują wspomnienia. Też takie mam, i zawsze je celebruję. A jednocześnie nauczona, że "nic nie trwa wiecznie" staram się skupiać na tym, co jest, i doceniać to jak tylko się da :)

    OdpowiedzUsuń