piątek, 8 lipca 2016

Piekło, niebo czyli anielski placek morelowy z diabelskim habanero





















Spokojne życie ma to do siebie, że się nudzi. Czasami szaleństwa przyjmują całkiem zaskakującą postać. Zamiast prosto po pracy do domu, żądny urozmaicenia człowiek, wysiada przystanek wcześniej i idzie posiedzieć w parku. Co go tam spotyka? Otóż zieleń, spokój, ptasie trele.
Tylko tyle i aż tyle. I siedzi sobie człowiek na ławce i dziwi się, że świat może tak (to znaczy inaczej) wyglądać.
Trwa w tym osłupieniu do chwili aż znak naszych czasów czyli komórka, ajfon bądź inny smartfon przywoła go do rzeczywistości.
To zaniepokojona opóźnieniem mama, żona, córka bądź teściowa wydobywa nieszczęśnika z błogostanu.
Dziecko odebrać, psa wyprowadzić, samochód umyć, myśli niesforne odegnać.
W tym codziennym harmonogramie zajęć i obowiązków czas na szaleństwa (nawet tak niewinne jak samotny kwadrans w parku) nie są wkalkulowane.
No bo kto to widział. Tak marnować czas?!
Przecież trzeba w tym czasie...no właśnie. Trzeba?
Daliśmy się zagonić w kozi róg. Biegamy jak szaleni od świtu do zmierzchu. Ktoś nam kiedyś obiecał, że komputery ułatwią nam życie. Czyżby?
Technologie służą człowiekowi. Aha. Któremu? Może temu, który nie wyobraża sobie godziny spędzonej na ławce w parku? Albo temu, dla którego odpalenie rano kompa jest ważniejsze niż buziak na dzień dobry. Czasami wydaje mi się, że jest odwrotnie.
Komputer najlepszym przyjacielem człowieka. To hasło inaczej kiedyś brzmiało.
To, co zrobiliśmy z naszym życiem przy użyciu komputerów zadziwiłoby nawet Orwella.
Tony papieru zapisano przestrzegając nas przed nadmiernym eksploatowaniem internetu; że asocjalne, że wykluczające, że powierzchowne, że uzależniające. I co?
Nic.
Nikt z nas nie jest sobie w stanie wyobrazić tygodnia bez niego. Świat by się skończył, zmarli wstali by z grobów a ziemię połknąłby kosmiczny wieloryb.
Próbowaliście wyjechać na urlop i wyłączyć komórkę?
To trudniejsze niż by się wydawało. Nikt nie lubi tracić kontroli. Co prawda, nie wyobrażam sobie nad czym kontrolę można mieć czytając maile, ale niech będzie.
Razu pewnego w uroczej Prowansji MMŻ spędził dwa tygodnie jeżdżąc dookoła Bonnieux i szukając zasięgu. W kraju ojczystym toczyły się jak zwykle Ważne Sprawy i MMŻ ani w głowie miał zachwyty nad mostem w Avignon czy małżami w białym winie.
Od rana zamartwiał się czy złapie zasięg i dotknie swymi wirtualnymi palcami spraw zawodowych.
My zaliczałyśmy zamki markiza de Sade (w celach dydaktycznych ma się rozumieć) i targi śmierdzących serów a MMŻ na kolejnym parkingu urządzał bazę kontaktów ze światem (tym prawdziwym, bo nie urlopowym).
Po powrocie do domu my chwaliłyśmy się nowo nabytymi francuskimi słówkami a MMŻ mógł stworzyć z pamięci mapę zasięgu telefonii komórkowej w rejonie Luberon. Nawet fakt, że chorował na urlopie, przeszedł nie zauważony przez niego.
A wiecie co było najlepsze?
Sprawy, tak nie cierpiące zwłoki w czasie urlopu, po powrocie wyglądały dokładnie tak, jak przed wyjazdem.
Tak, to był niezapomniany urlop.
Może czasami dobrze jest pozwolić sobie na kwadransik nudy?

Ciasto z mojej dzisiejszej propozycji nudne nie jest. O nie.
Anielska w smaku morela może i mogłaby się otrzeć o wątpliwości w tej dziedzinie ale element diabelski skutecznie jej to uniemożliwi.
Papryka i morela? Dlaczego nie?
Spróbujcie.
Prywatnie muszę ogłosić, że w moim rankingu ciast, to znajduje się w ścisłej czołówce. I sama jestem tym zdziwiona. Coś tak prostego może zrobić takie wrażenie! No, no....
Ciasto jest wariacją na temat ciasta z mojego ulubionego call me cupcake.



Kruche ciasto z morelowym nadzieniem i habanero
dla formy o średnicy 22 cm

ciasto:
2 szklanki mąki pszennej
250 g zimnego masła
2 łyżki cukru pudru
kilka gałązek macierzanki lub tymianku cytrynowego (tylko listki)
ćwierć łyżeczki soli
4-5 łyżek lodowatej wody

morelowe nadzienie:
1 kg moreli
4 brązowego cukru
1 łyżeczka esencji waniliowej
1 papryczka habanero*, drobniutko pokrojona (ilość zależy od indywidualnego progu tolerancji ostrości)
4 łyżki mąki ziemniaczanej lub skrobi kukurydzianej

oraz 4 łyżki konfitury morelowej

Wszystkie sypkie składniki ciasta mieszamy. Wrzucamy masło pokrojone w małą kostkę. Siekamy nożem lub pomagamy sobie mikserem. Kiedy ciasto nabierze konsystencji okruchów, wlewamy po łyżce lodowatą wodę. Miksujemy do połączenia się składników w kulę.
Dzielimy ciasto na dwie części, wkładamy do lodówki na godzinę.

Morele dzielimy na ćwiartki. Mieszamy z resztą składników nadzienia.
Schłodzone ciasto wyjmujemy z lodówki. Jedną część wałkujemy na placek większy od formy. Najlepiej wałkować ciasto między dwoma kawałkami papieru do pieczenia.
Przekładamy ciasto na formę, wykładając dno i boki formy.
Spód ciasta smarujemy konfiturą morelową. To zapobiegnie namoczeniu ciasta nadzieniem morelowym.
Drugą część ciasta również wałkujemy i tniemy na paski, z których robimy kratownicę na nadzieniu.
Za pomocą widelca przyciskamy brzegi kratki do krawędzi ciasta.
Smarujemy kratkę rozmąconym jajkiem.
Wkładamy ciasto do piekarnika rozgrzanego do 190 stopni i pieczemy 50 minut.
Jeżeli kratka zacznie się zbyt szybko rumienić, przykrywamy ciasto folią aluminiową.
Upieczone ciasto wyjmujemy i studzimy.
Gałka lodów waniliowych jest w tym przypadku jak najbardziej uzasadniona.

* habanero to diabeł wcielony; może i nie wygląda pokaźnie ale tkwi w nim moc oddechu Belzebuba. Uważajcie!






Smacznego

3 komentarze:

  1. witam pięknie ciasto wyglada rewelacyjnie ,ależ musi pachnieć ,chodzi oczywiście o 4 łyżki brązowego cukru ? Pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, ha...ostrość papryczki stępiła moją uwagę. Oczywiście, że chodzi o łyżki:))
    Ściskam cię Majeczko mocno

    OdpowiedzUsuń
  3. Ściskam serdecznie Limonko!!! Ajfony i komórki zwane smartfonami potrafią przywołać do rzeczywistści, ale dobrze, że jest coś takiego jak offf i zawsze je można wyłączyć. A ponudzić się czasem trzeba. Pozdrawiam ciepło!! i dziękuję za tak kolorowo anielski placek :D

    OdpowiedzUsuń