sobota, 9 kwietnia 2016

Deszczowy poranek i ciasto z brązowym masłem i kremem karmelowym




















Najbardziej lubię biegać w czasie deszczu.
Kiedy dziś rano wstałam i zobaczyłam mokre ulice, wiedziałam, że to będzie dobry poranek.
Pusto na ulicach, pusto w parku. Wniosek jest taki, że mało spotkam świadków moich męczarni.
Dużo ludzi biega. Dużo więcej niż się spodziewałam. I wydaje mi się, że wszyscy biegają szybciej ode mnie. I wszyscy wydają się mniej wykończeni ode mnie. Oj, niedobrze. A może dobrze.
Przecież nie biegam, żeby się z kimś ścigać. Mierzę się przede wszystkim ze sobą. I w tym punkcie, mogę powiedzieć, że daję sobie ze sobą radę.
Myśl o przebiegnięciu kilometra dwa miesiące temu byłaby przerażająca. Dziś sapię, mamroczę pod nosem, spływam potem ale daję radę. Mówi się, że człowiek długo pozostaje pod wrażeniem jakie zrobił na samym sobie. Coś w tym jest.
Dzisiejsze bieganie było samotne, szare, mokre i absolutnie doskonałe.
MMŻ, po moim powrocie, popatrzył na mnie jak na kosmitę. W sobotę rano dopuszczalne jest miękkie łóżko i ewentualnie książka. Bieganie, deszcz nie są elementami wkalkulowanymi w dzień wolny.
Tak, tak, ludzie są dziwni. Niektórzy wstają w sobotę przed siódmą i nie zważając na deszcz pędzą do parku, by się umęczyć jak nieboskie stworzenie.
A wiecie co było najlepsze? Kiedy wracałam, spotkałam podobnego do mnie, niezważającego na deszcz szaleńca w butach do biegania.
Jest jeszcze jedna korzyść z dzisiejszego poranka. Ciasto. Mogę bez wyrzutów sumienia zjeść kawałek. Może nawet dwa?













Ciasto z palonym masłem i kremem karmelowym
absolutne niebo w gębie z bloga call me cupcake

ciasto:
forma o średnicy:17 cm

150 g masła (z niego będziemy robić palone masło)
165 g drobnego cukru
2 jajka
120 ml letniego mleka
1 łyżka esencji waniliowej
180 g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia75 g czekoladowych chipsów lub pokrojonej czekolady
szczypta soli

karmelowy sos:

150 ml kremówki
225 drobnego cukru
100 g zimnego masła
2 łyżki koniaku lub rumu
1 łyżka grubej soli

krem karmelowy:

2 białka (około 75 g)
90 g drobnego cukru
125 miękkiego masła
3 łyżki karmelowego sosu (patrz wyżej)

Całą zabawę zaczynamy od zrobienia brązowego masła.
Jestem jego wielką entuzjastką. Tajemnicą mojej ulubionej jajecznicy jest doprowadzenie masła do stanu lekkiej opalenizny i orzechowego zapachu. Wlanie płynnego jajka na masło w takim stanie, jest doznaniem zmysłowym. Ten zapach...ten dźwięk.
Kiedyś proponowałam już na blogu makaron z palonym masłem. Co tu dużo mówić. Pospolite masło kryje w sobie wielkie pokłady rozkoszy.
Wiem, ja też czytałam o miażdżycy i cholesterolu. I znam rewelacyjne wyniki zmiany diety na bezmasłową w pięknej Finlandii. Ale człowiek jest grzeszny i czasami ma ochotę na mały skok w bok.
Wiecie jak to jest: „lepiej spróbować i żałować, niż żałować, że się nie spróbowało”.


By masło nabrało wyjątkowego urzekającego smaku trzeba je roztopić. Stawiamy rondel na ogniu i wrzucamy do niego masło. Kiedy masło się stopi, gotujemy je, nie spuszczając z oka.
Kiedy zaczyna zmieniać kolor na ciemno złoty i poczujemy zapach lekko orzechowy, zdejmujemy rondel z pieca.
Przelewamy płynne masło do miski. To co zostało na dnie rondla (ciemne farfocle) wyrzucamy.
Wystudzone masło wstawiamy do lodówki by zgęstniało. Lecz nie zostawiajcie go tam na długo. Ono ma się tylko lekko ściąć. Ma zostać w takiej formie, w jakiej da się je zmiksować.

Piekarnik rozgrzewamy do 175 stopni.
Lekko zastygnięte masło miksujemy z cukrem na biały puch. Do niego wbijamy 2 jajka i ubijamy do połączenia się składników.
Mąkę mieszamy z proszkiem do pieczenia i solą. Mleko mieszamy z esencją waniliową.
Do miski z masłem, cukrem i jajkami na przemian dodajemy mąkę i mleko. Mieszamy na gładką masę i na koniec wsypujemy chipsy czekoladowe.
Przekładamy do formy wyłożonej papierem do pieczenia.
Pieczemy ciasto 50 minut.
Studzimy i kroimy na trzy (zdolniejsi niech pokroją na cztery) krążki.

W czasie kiedy ciasto się piecze, możemy zająć się kremem i sosem karmelowym.
Do garnuszka wlewamy kremówkę i mocno ją podgrzewamy. Masło kroimy w kostkę.
Na patelnię z grubym dnem wsypujemy cukier. Włączamy piec i rozpuszczamy cukier.

Nie dotykamy karmelu ani łyżką, ani widelcem i trzymamy z daleka wszystkie części ciała. Jeśli bardzo was korci by coś przy nim majstrować, pokołyszcie patelnią.

Kiedy cukier się rozpuści i zacznie nabierać bursztynowego koloru, wrzucamy kawałki masła. Potem wlewamy gorącą kremówkę. Mieszamy aż sos nabierze aksamitnej konsystencji.
Przelewamy sos karmelowy do miseczki i zostawiamy do wystygnięcia. Po 10 minutach wlewamy do sosu koniak lub rum i mieszamy z solą.

By przejść do kremu potrzebujemy sosu karmelowego. Wystygłego.
Krem robimy na bazie bezy szwajcarskiej. Nie uciekajcie od ekranu, to nie jest jakiś cukierniczy dziwoląg. Jest łatwy do zrobienia i na sto procent przyda się przy robieniu jakiegoś tortu z wyjątkowej okazji.
Białka z cukrem umieszczamy na misce. Miskę stawiamy na garnku z gotującą się wodą. Podgrzewamy białka, mieszając, do rozpuszczenia się cukru. Jak to sprawdzić? Trzeba wziąć kroplę między palce i potrzeć. Jeśli nie czujemy drobinek cukru, znaczy, że białka są gotowe do ubicia.
Ciepłe białka ubijamy mikserem na sztywną pianę. Czekamy aż ostygnie.
Odkładamy końcówki do ubijania piany i bierzemy końcówkę do mieszania.
Ciągle mieszając, dodajemy do białek kawałki miękkiego masła. Nie przejmujcie się, jeśli w pewnej chwili masa będzie wyglądała na zwarzoną. Róbcie swoje a po chwili wszystko wróci do normy.
Krem stanie się zwarty i jedwabisty.
Dodajemy 3 łyżki sosu karmelowego i mieszamy do połączenia.
Przykrywamy miskę z kremem folią i wstawiamy do lodówki.

Schłodzone i pokrojone ciasto smarujemy sosem karmelowym a potem kremem. Każdy krążek ciasta.
Resztą kremu smarujemy boki i wierzch.
Wyrównujemy ciepłym nożem boki i wierzch ciasta.
Wkładamy ciasto do lodówki.
Wyjmujemy z lodówki pół godziny przed podaniem.

Doszliśmy do momentu przestrogi. Ktoś zapyta: do czego służy sos karmelowy? Otóż moi drodzy – do polania ciasta.
Ale tu tkwi małe „ale”
Jeśli polejecie gotowe ciasto sosem karmelowym i wstawicie do lodówki, to marzenie o pokrojeniu swojego dzieła możecie między bajki włożyć. W chłodzie sos karmelowy stanie się krówką lub toffi i pięknie zaskorupi ciasto. Może i ładnie będzie wyglądać, ale zjeść tego się nie da.
Wyjścia są dwa.
Pierwsze to zaprosić z pół tuzina znajomych miłośników słodyczy, polać ciasto sosem o temperaturze pokojowej, udekorować i od razu podać na stół.
Drugie wyjście jest mniej spektakularne. Kroić ciasto na kawałki i każdy kawałek polać sosem i udekorować.
Przyszło mi do głowy jeszcze jedno wyjście. Sos wg tego przepisu jest dość gęsty. Gdyby użyć większej ilości kremówki i nieco bardziej go rozcieńczyć, może dałoby się uniknąć dwóch wcześniejszych rozwiązań.





Życzę pięknego weekendu. Pachnącego wiosną i coraz bardziej zielonego.

I smacznego oczywiście

6 komentarzy:

  1. Ooo jaka fajna stronka, dobrze, że ją znalazłam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam słodycze. Patrząc az ślinka mi ciekne

    OdpowiedzUsuń
  3. Wygląda absolutnie doskonale :)
    A bieganie to dla mnie największa kara za grzechy. Już wolę wstawać do pracy o drugiej nada ranem; nawet w sobotę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to jest, że każdy lubi co innego. Dlatego jest tak ciekawie:))

      Usuń
  4. Jezu, jakie piekne! A po porannym biegu w deszczu takie ciasto smakuje jeszcze lepiej niz przed biegiem!

    OdpowiedzUsuń