środa, 9 marca 2016

Terytoria śmiertelnie niebezpieczne i warzywny tadżin z zieloną sałatką




















Kiedy po raz kolejny obcięłam sobie opuszkę palca krajalnicą do chleba pomyślałam, że pracuję w wyjątkowo niebezpiecznym miejscu.
Przyjrzałam się swoim rękom i przypomniałam sobie wszystkie oparzenia, rany cięte i kłute, nabite guzy i przycięte szufladą palce.
I od razu zaświecił mi się w głowie neon z napisem SEKSMISJA.
Pamiętacie moment, kiedy na pokazie dla kobiet Ewa Szykulska prezentuje narzędzia wymyślnych tortur, stosowane przez wrednych mężczyzn na biednych kobietach?
Ta sugestywna prezentacja ubijaczki do białek!
Tak, kuchnia to teren niebezpieczny. Kto ani razu nie poniósł w niej uszczerbku na zdrowiu niech podniesie rękę.
Rozejrzyjcie się po swoich włościach. Pomińmy oczywistości w postaci noży, czy nożyczek.
Co my tu mamy? Kierownik sali tortur Wielkiej Inkwizycji mogłaby przychodzić do naszych kuchni na korepetycje.
Oto urządzenia elektryczne: wspomniana krajalnica. Idealna by delikwenta przygotować na najgorsze. Jeden paluszek, drugi paluszek i kolejny...
Toster. O, to dopiero perwersyjna zabawka. Ile rzeczy można do niej włożyć. Temperatura zabawy rośnie.
Moim ulubionym narzędziem jest młynek do odpadków. Niby go nie widać bo pod zlewem jest schowany ale spróbujcie go zlekceważyć w trakcie pracy. Zetknięcie z krajalnicą w porównaniu z młynkiem będzie się wspominało jako pieszczotę.
Nadgorliwi mają jeszcze elektryczne noże, otwieracze do konserw i opalarki do karmelizowania cukru. To jednak pójście na łatwiznę.
Nic nie zastąpi narzędzi manualnych. Te wyglądają niewinnie. Im bardziej niewinnie wyglądają, tym większą krzywdę mogą zrobić.
Weźmy dziadka do orzechów. I wolniutko zgniatane orzechy.
Kolejna czeka na zastosowanie mezaluna. Prawda, że wygląda pięknie. A jak szatkuje!
No i gwiazda po prostu: łokieć meksykański! Czy tylko mnie kojarzy się z hiszpańskim butem?
Stoję sobie oparta o szafki kuchenne. Omdlenie już mi nie grozi, bo sytuacja została opanowana.
Z szacunkiem patrzę na najbliższą mi okolicę. Niby wszystko jest mi znane. Nawet po ciemku trafię do szuflady. Jednak czasami sprzęty zaczynają żyć własnym życiem i wykorzystują chwilę zamyślenia.
Stoję i jestem pewna, że czujność trzeba zachować....do następnego razu.




















Mając jeszcze wszystkie końcówki kompletne ugotowałam warzywny tadżin.
Podzielę się z wami przepisem a potem opatrzę sobie rany.



Warzywny tadżin

1 bakłażan
1 marchewka
2 ziemniaki
1 mała cukinia
1 cebula
1 szklanka upieczonej dyni
1 papryczka chilli
2 łyżki rodzynków
1 puszka ciecierzycy
1 łyżka harissy
1 łyżka posiekanej grubo kolendry
1 łyżka posiekanej grubo pietruszki

przyprawy:
1 łyżeczka mielonego kuminu
1 łyżeczka mielonego imbiru
pół łyżeczki mielonego czarnego pieprzu
pół łyżeczki mielonego białego pieprzu
kilka nitek szafranu
ćwierć łyżeczki kurkumy
1 łyżeczka soli

oraz
2 łyżki oleju do smażenia
1 łyżka masła
1 szklanka pomidorów z puszki
pół szklanki bulionu
1 łyżka mielonych migdałów

Na patelni rozgrzewamy olej z masłem. Wrzucamy przyprawy i smażymy minutkę. Zmniejszamy nieco ogień i pokrojoną w pióra cebulę dorzucamy do przypraw. Smażymy 5 minut. Dorzucamy pokrojoną w plastry marchewkę, kawałki ziemniaków i chilli i znów smażymy 5 minut. Dodajemy pokrojonego w dużą kostkę bakłażana i smażymy następne 5 minut. Wlewamy pomidory i bulion. Mieszamy i dorzucamy przecedzoną ciecierzycę, rodzynki i pokrojoną cukinię.
Gotujemy wszystko do momentu aż warzywa będą miękkie ale nie będą się rozpadać. Jeśli w garnku jest za dużo płynu, zostawcie naczynie bez przykrycia. Jeśli jest za gęste, dolejcie bulionu.
Pod koniec dodajemy łyżkę harissy i posiekane zioła. Dodajemy soli jeśli jest taka konieczność Ostatnim składnikiem jest łyżka mielonych migdałów. One zagęszczą nasz tadżin.
Mieszamy wszystko jeszcze raz i podajemy z kuskusem i genialną sałatką z ziarnami.




Sałatka z mozarellą, jajkiem i ziarnami:

garść małych liści szpinaku
garść liści roszponki
garść liści rukoli
kilka gałązek bazylii
kilka gałązek kolendry
kilka gałązek pietruszki
1 jajko ugotowane na pół miękko

ziarna:
1 łyżka ziaren dyni
1 łyżka płatków migdałowych
pół łyżki ziaren sezamowych
ćwierć łyżeczki czarnuszki
ćwierć łyżeczki płatków chilli

dressing:
1 ząbek czosnku
1 łyżka soku z cytryny
3 łyżki dobrej oliwy
pół łyżeczki soli
pieprz świeżo mielony

Na suchej patelni prażymy wszystkie ziarna do momentu aż poczujemy zapach. Zdejmujemy patelnię z pieca i studzimy ziarna.
Składniki dressingu mieszamy razem.
Do sporej misy kładziemy całą zieleninę (wcześniej opłukaną i osuszoną) posypujemy porwanymi kawałkami mozarelli. Dekorujemy ćwiartkami jajka i sypiemy ziarna. Polewamy dressingiem.



















































Smacznego

4 komentarze:

  1. Narzedzia Limonko bywaja grozne, oj bwyaja, tasaki, krajalnice, nozyce, noze i wszystkie inne narzedzia z zebami..Ale wierz mi..klej na goraco potrafi tez wiele pokazac. Ostatnio dowiedzial sie o tym moj kciuk..Wiec lacze sie z Toba i serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Na szczęście pracuję w biurze... choć za nożyczki, zszywacz, czy nawet długopis też nie jestem pewna :)
    A warzywka super. Zdrowe, sycące i w sam raz na wiosnę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Powialo groza Limonko! Dobrze, ze cala ta kreatywnosc w zadawaniu tortur na codzien skupia sie na produktach spozywczych! Tadzin zawsze super!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak w Maroku (a przynajmniej tak myślę, bo jako żywo nie byłam w Maroku).
    P.S. A co to jest ten ŁOKIEĆ?! gdy wpisałam w gogle, to mi wyskoczyła strona sadistic.pl dla jakichś oszołomów.
    P.S. 2 Tekst jest świetny, Limonko :-)

    OdpowiedzUsuń