poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Rozważania o czasie i pieczona cykoria z pomarańczową sałatką

























Absolwent” to ramotka. „Absolwent” to rewelacja.
W czasach kiedy kochałam się beznadziejnie w Andrzeju D. film „Absolwent” wywoływał na twarzy rumieniec wstydu. Nikt nie mówił nam wtedy otwarcie o seksie a już o seksie z osoba prawie nieżywą czyli w okolicach 40- tki tym bardziej.
Ktoś kto był w okolicach trzydziestki był praktycznie krok przed śmiercią.
Oglądaliśmy więc „Absolwenta” z wypiekami na twarzy i niektórzy nawet współczuli Dustinowi Hoffmanowi kontaktów intymnych z „starą” panią Robinson.
Czas jednak robi swoje.
Czytaliście kiedyś swoją ukochaną książkę po raz kolejny np. po dwudziestu latach?
Czy brzmiała ona tak samo? Założę się, że nie.
Założę się o mojego ukochanego KA, że za drugim razem, po latach, co innego zrobiło na was wrażenie.
Moim numer jeden wśród książek jest „Mistrz i Małgorzata”. Z premedytacją robię sobie dłuższe przerwy w czytaniu książki, bo już wiem, że za kolejnym razem znów będzie inaczej.
Nigdy nie wiem, co tym razem wprawi mnie w zdumienie ale czekam na ten moment cierpliwie.
Absolwent” zdarzył się nieoczekiwanie. Telewizja, która raczej rzadko jest źródłem kulturalnego olśnienia, zafundowała nam niespodziankę.
Co przychodzi na myśl jako pierwsze, gdy pomyślę o filmie Mike Nicholsa? Muzyka. Sound of Silence, Mrs Robinson, April Come She Will, Scarborough Faire.
Każdy ją zna, nawet jeśli nie wie skąd. Taka muzyka unieśmiertelnia film.
Od pierwszego obejrzenia filmu minęło trochę czasu. Natknięcie się na „Absolwenta” dzisiaj potraktowałam jako prezent wielkanocny. Cóż mnie dawno temu tak urzekło?
I kiedy siadałam do filmu wydawało mi się, ze wiem czego się spodziewać. Sentymentalnie identyfikowałam się po trochu z Benjaminem a po trochu z jego dziewczyną Elaine. Ale film płynął a mnie coraz bliżej było do pani Robinson.
Okazało się, że czas, który upłynął zmienił nie tylko cyferki w moim życiorysie ale też moje spojrzenie na świat.
Jakie to proste i jak łatwo wytłumaczalne. Wczoraj byłam Benjaminem dziś jestem panią Robinson.
Może mało to odkrywcze ale nieco mną wstrząsnęło.

Wstrząśnięta ale nie zmieszana faktem upływu czasu wróciłam do poświątecznej rzeczywistości.
Wyszperałam przecudną płytę Simona i Garfunkel'a Bridge Over Troubled Water i zamieszałam w garach.



Pieczona cykoria i pomarańczowa sałatka

1 cykoria
1 pomarańcza
1 czerwona papryka
1 łyżka małych cebulek w occie
pokrojony w kostkę owczy ser
garść mieszanki sałat
1 łyżka podprażonych pestek dyni

sos:
sok z połówki pomarańczy
sok z połówki cytryny
1 ząbek czosnku zmiażdżony
1/4 szklanki dobrej oliwy
1 łyżeczka łagodnej musztardy
3 krople oliwy z pestek dyni
sól do smaku

Wszystkie składniki sosu, oprócz pestek dyni umieszczamy w słoiku, zakręcamy go i dokładnie wstrząsamy.
Sałaty myjemy, osuszamy i rwiemy na kawałki.
Rozgrzewamy piekarnik do 190 stopni. Cykorię dzielimy na liście i odcinamy grubsze części liści.
Smarujemy liście oliwą i kładziemy na blasze, wyłożonej papierem do pieczenia.
Pomarańczę dokładnie myjemy i kroimy na plastry. Również smarujemy oliwą i kładziemy na blasze obok cykorii.
Wstawiamy blachę do rozgrzanego piekarnika i pieczemy około pół godziny do zbrązowienia brzegów cykorii i pomarańczy.
Wyjmujemy blachę z piekarnika i studzimy.

Wystudzoną cykorię i pomarańczę układamy na sałacie. Posypujemy pokrojoną papryką, cebulką i pokruszonym serem.
Polewamy sosem i na koniec posypujemy pestkami dyni.





Smacznego  

7 komentarzy:

  1. ALE U Ciebie kolorowo Limonko, przepieknie i jak zawsze smakowicie. Sciskam i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci Kasiu bardzo i wysyłam ci maila:))

      Usuń
  2. Też to znam. "Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia", a to zmienia się odrobinkę z każdym dniem. Teraz jestem gdzieś pomiędzy Benjaminem a panią Robinson, "krok przed śmiercią", jak to ładnie ujęłaś ;) I trochę mnie przeraża to, co na mnie czeka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko co najlepsze cię czeka. Wszystko zależy od nas. Pogoda ducha to gwarancja zadowolenia. Bez względu na metrykę:))
      Pozdrawiam bardzo:)

      Usuń
  3. Kurcze Absolwenta nie widzialam dawno, ale pamietam jak o sobie glownie myslalam "absolwentka". Gdzie te czasy? Ani sie nie obejrze, a moze tez bede ten film ogladac z perspektywy Pani Robinson?

    Salatka za to wyglada pysznie z kazdej perspektywy!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wypróbuję przepis. Wygląda apetycznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oglądałam z rozrzewnieniem. Sama. Czeredy nie porwał, chociaż muzykę znają. Obecnie dla mnie pani Robinson to młódka jeszcze, ale miałam dokładnie takie same uczucia, gdy oglądałam film 30 lat temu. Seks geriatryczny wydawał mi się STRASZNY. I pomyśleć, że 4 miesiące temu wyszłam drugi raz za mąż... :-D
    P.S. Co do "Mastiera i Margarity" weszłam już na najwyższy stopień wtajemniczenia: po nauczeniu się całego na pamięć oglądam teraz najlepszą ekranizację wszech czasów (ruski serial, ma się rozumieć) w oryginalnym języku. Jeśli jeszcze tego nie widziałaś, to wiedz, że musisz. CaUski!

    OdpowiedzUsuń