czwartek, 28 stycznia 2016

Empanadas czyli narada w Pentagonie


























Dawno, dawno temu. Może nie tak dawno jak w Kopciuszku ale na tyle dawno, że dzieci zdążyły urosnąć i mieć swoje dzieci, miałam zeszycik. Był brzydki, z wyjątkowo burą, plastikową okładką.
Wtedy wszystko było buro szare, od małych fiatów po zeszyty szkolne.
Ale w fiatach jeździli całkiem weseli ludzi a zeszyty kryły w sobie cenne skarby.
Wybaczcie, że nie wspomnę o matematycznych czy biologicznych mądrościach szkolnych.
Mój brzydki zeszyt trzymał się z dala od wszelkich szkolnych treści.
Był przeznaczony do wyższych celów. W nim kryły się tajemnice wydarte światu.
Jeśli spodziewacie się teraz, że dowiecie się kto zabił Kennedy'ego lub czy strefa 51 widziała kiedyś obcych, to muszę was rozczarować.
Żadne spiski i tajne sprawki zimnej wojny, lądowania na księżycu czy potwora z Loch Ness nie znajdą tu wyjaśnienia.
Zeszyt zawierał przepisy kulinarne. Niektóre miały całkiem zagadkowe nazwy: Kupa Ewy, Pijany Izydor, Fuga placek, Czarna masa...
Wszystkie, absolutnie wszystkie miały swoich znanych mi autorów. Nie z telewizji czy kina. Nie, nie... autorami były moje koleżanki, znajome, mamy koleżanek, ciocie i babcie.
I każdy przepis poznałam organoleptycznie. Nieco zmieniając klasyka mogę powiedzieć, że: veni, vidi, comedi czyli przybyłam, zobaczyłam, zjadłam.
Zapisywanie przepisów przypominało czasem pisanie palcem po wodzie. Jak nakłonić 86 letnią babcię koleżanki by podała mi proporcje na placek kiślowy?
Ona piekła go od zawsze tak jak robiła go jej babcia. Proporcje? A co to są proporcje?
Męczyłyśmy się i ona, próbując ująć w karby historię, i ja mając nadzieję, że placek kiślowy nie zmieni się w moich rękach w bombę zapalającą.
Różnie bywało z efektami końcowymi. Niektóre przepisy nie lubią nonszalancji. Wszystkie próby upieczenia czegoś z drożdżami w tamtych czasach kończyły się produktem końcowym w postaci cegły. Długo potem nie odważyłam się eksperymentować z drożdżami.

Potem pojawiły się pierwsze książki kulinarne, jedna przeprowadzka, druga. I zeszycik przepadł.
Odnalazł się przy okazji kolejnych przenosin.

Lubię napotykać na drodze pamiątki z przeszłości. Takie, które młodsza Ja pozostawiła dzisiejszej Mnie. Jestem ciekawa takich spotkań, bo zeszyt ze starymi przepisami na zupę czy album ze zdjęciami działają jak maszyna czasu. Dziwią, zaskakują, wzruszają a nawet zawstydzają. Może też wyjaśniają skąd wzięło się uwielbienie dla tego a niechęć do czegoś innego.

W zeszycie znalazłam przepis na pizzę. W czasach, z których pochodzi moja pierwsza „książka kucharska” pizza była mało precyzyjnym pojęciem. Większość z nas więcej o niej słyszała niż ją jadła.
Kombinacje jak upiec coś na kształt pizzy przypominały czasami burzę mózgów w Pentagonie.
Aż pewnego dnia jedna z moich koleżanek obwieściła sukces. Udało się. Wszyscy zaproszeni na degustację byli wniebowzięci.
Nie pamiętam jak smakowała ale przepis mam.
I pomyślałam (teraz mam coś na kształt wyobraźni kulinarnej), że ten przepis można by użyć do innych celów.
Tak urodziło się po raz drugi ciasto o dość wszechstronnym zastosowaniu.
Po raz kolejny udowodniłam samej sobie, że historia ma znaczenie.


























Drugie wcielenie ciasta na pizzę (nieco zmodyfikowane) czyli

Empanadas
na około 30 pierogów

1,5 szklanki mąki pszennej
2 łyżki mąki kukurydzianej
pół łyżeczki soli
70 g margaryny
70 g masła
100 g serka kremowego (np. philadelphia)

nadzienie:
mięso z grillowanego kurczaka
kawałek chorizo
1 cebula
2 ząbki czosnku
1 łyżeczka wędzonej papryki
2 łyżki świeżej kolendry
pieprz
olej do smażenia

Podsmażamy na oleju pokrojoną cebulę i czosnek. Dorzucamy drobno pokrojone chorizo i posypujemy papryczką wędzoną. Smażymy aż cebula będzie miękka.
Kurczaka kroimy na kostkę i dodajemy do reszty składników. Pieprzymy.
Zostawiamy do wystygnięcie i mieszamy z kolendrą.

Schłodzone masło i margarynę kroimy w kostkę. Przesiewamy mąki, mieszamy z solą i wsypujemy do masła. Dodajemy serek. Siekamy wszystko nożem lub miksujemy mikserem do połączenia się składników.
Zagniatamy ciasto, rozpłaszczamy na placek i wkładamy do torby foliowej. Chłodzimy godzinę w lodówce.
Schłodzone ciasto wyjmujemy z lodówki i rozwałkowujemy na grubość ciasta na pierogi.
Wykrawamy koła wielkości np. szklanki
Kładziemy łyżkę nadzienia. Brzeg pieroga smarujemy wodą i sklejamy. Brzegi zawijamy jak falbankę lub ściskamy widelcem.
Zostawiamy pierogi na 10 minut. Potem smarujemy je rozmąconym jajkiem,
W tym czasie rozgrzewamy piekarnik do 190 stopni.
Blaszkę wykładamy papierem do pieczenia. Na papierze umieszczamy pierogi i wsuwamy do piekarnika.
Pieczemy 20 minut, aż będą złote i rumiane.

Podajemy z sosem pomidorowym lub skropione sokiem z limonki.



3 komentarze:

  1. Och, jakie te empanadasy ladne. I prosze jakie ciasto na pizze okazalo sie wszechstronne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten wpis jest świetny, jak zwykle zaczytałam się i zamyśliłam. Mam swój pomarańczowy zeszyt Młodej Mężatki (sprzed 27 lat! uwielbiam czytać, co wtedy robiłam np. na święta i jakie przepisy mnie fascynowały), mam zeszyt mojej Mamy, mam nawet przepisy Babci Broni na luźnych kartkach. Myślę, że nasi czytelnicy chętnie przeczytaliby ten tekst, a potem zrobili sobie pierożki :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspanialy wpis Limonko, ciesze sie, ze takie pamiatki przeszlosci powoduja, ze nasze serce bije szybciej i...No wlasnie!!! Dzisiejszy wypiek obledny, genialnie wyglada!!! Pozdrawiam cieplo i serdecznie

    P.s Czy dostalas moja kartke na swieta ?

    OdpowiedzUsuń