Zazwyczaj leczo w moim domu robiło się
z minimalnej ilości składników: z cebuli, papryki i pomidorów.
Kiedy gotował je mój Tata, był to
koncentrat lata zamknięty w garnku.
Pomieszanie zapachów tak głęboko
wryło mi się w pamięć, że każda inna wersja wydawała mi się
świętokradztwem.
Tata kroił, siekał, smażył,
mieszał, dosypywał i cmokał z zadowolenia. Potem z kromą świeżego
chleba z masłem podawał mnie i Mamie miseczkę obłędnie kolorowej
mieszanki warzyw.
To zawsze był sierpień.
Och jak czasami tęsknię za tamtymi
czasami. Czasami, kiedy Tata uczył mnie delektować się pomidorami
z czosnkiem i jogurtem.
Każda jego podróż (nawet ta zupełnie
niedaleko) przekładała się potem na nowe odkrycia kulinarne. To
nie były czasy sklepowych obfitości. Nawet papryka była wtedy
atrakcją. Tym ciekawsze były nowości przywiezione z wcale nie tak
odległych krajów.
To Tata podtykał mi pod nos nowe
zapachy i namawiał do odważniejszego smakowania. Jestem pewna, że
jemu zawdzięczam kulinarną ciekawość.
Czasami bywał uparty i za nic w
świecie nie chciał kruchego ciasta schładzać w lodówce.
Wychodził potem z piekarnika twardy
jak kawałek płyty pilśniowej gniot. Nie ratowały go ani owoce,
ani Taty zaklęcia. Gniot pozostawał gniotem a przy kolejnym
pieczeniu kruchego, historia się powtarzała.
Jak ja tęsknię za tamtymi dniami. Za
kuchennymi wyczynami, czasami kończącymi się różową plamą na
suficie, kiedy wybuchły nam butelki z malinowym eksperymentem. Za
nieustannie wpajaną radość z gotowania a przed wszystkim z
jedzenia.
Za cierpliwością, z jaką tłumaczył
mi zawiłości fermentacji wina z jeżyn.
Zawsze nam się wydaje, że wszystko
będzie trwało wiecznie. Nie trwa.
Zostają zapiski, zdjęcia i na pamięć
przyrządzane potrawy, jak choćby to leczo.
Wystarczyło, że
zamknęłam oczy i obok stał Tata śmiejąc się, że znów
zapomniałam o kolejności: najpierw cebula, potem czosnek.
Leczo
3 papryki (kolor nieistotny, choć im
bardziej kolorowo, tym weselej)
2 cebule
4 ząbki czosnku
1 papryczka chilli
5 pomidorów
2 nieduże cukinie
olej
sól
pieprz
1 łyżka wędzonej papryki
i 1 łyżka zimnego masła
Najpierw przygotowujemy front robót.
Trzy miski, deska i ostry nóż na początek wystarczy.
Papryki kroimy w kostkę, po usunięciu
gniazd nasiennych. To zawartość jednej miski.
Cebulę też kroimy w kostkę. Czosnek
i chilli drobno siekamy. Niech zostaną na desce.
Druga miska to pokrojone z grubsza
pomidory. Trzecia zawiera pokrojoną w kostkę cukinię.
Na ogniu stawiamy rondel z grubym dnem.
Wlewamy 3 łyżki oleju i smażymy 3 minuty cebulę. Potem dorzucamy
chilli i czosnek. Smażymy minutkę i wsypujemy paprykę. Mieszamy i
smażymy 3 minuty. Dorzucamy pomidory, sypiemy wędzoną paprykę i
przykrywamy garnek. Zostawiamy na małym ogniu 10 minut. Przyprawiamy
solą i pieprzem.
Ostatnia do garnka wędruje cukinia. Po
trzech minutach zdejmujemy garnek z ognia i wrzucamy łyżkę zimnego
masła. Mieszamy i przykrywamy garnek.
Zostawiamy do przestygnięcia.
W tym czasie opiekamy kromkę chleba i
wlewamy schłodzone wino do kieliszków.
Zapach mówi sam za siebie.
Jeżeli potrzebujecie dawki białka, to
razem z papryką dodajcie do leczo pokrojoną w kostkę dobrą
kiełbasę.
Leczo smakuje pysznie zaraz po
przyrządzeniu, ale ja twierdzę, że kolejnego dnia dostaje pięknej
głębi smaków i jest jeszcze lepsze. Zapraszam.
I smacznego
Limonko kochana to teraz juz wiem po kim odziedziczylas talent kulinarny :))) Nareszcie jesteś ze swoim Nowym wpisem. Leczo uwielbiam i czesto po niego siegam..DZiekuje za obecnosc u mnie. Pozdrawiam Was cieplo i serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMnie sie leczo tez przypomina dziecinstwo i lato przede wszystkim. Z ta roznica, ze mnie kojarzy sie, z ... moja Maman :)
OdpowiedzUsuńJa jeszcze mam Tatę, ale PRAWDZIWEJ Mamy już nie (za to 2 Teściowe, Macochę i ciocię, do której mówię "Mamo"). A do lecza zawsze dowalamy jakiejś chabaniny (bo Potwory narzekają, że pośnisko), no i opiekuję paprykę ze skórki (w sumie to nie wiem, dlaczego tak się poświęcam...)
OdpowiedzUsuńSą takie potrawy, które przywołują wspomnienia. Też takie mam, i zawsze je celebruję. A jednocześnie nauczona, że "nic nie trwa wiecznie" staram się skupiać na tym, co jest, i doceniać to jak tylko się da :)
OdpowiedzUsuń