Był w drodze. I oczywiście, był za
krótki.
W tym roku popędziło nas w
Bieszczady. Ale za nim do nich dotarłyśmy, odwiedziłyśmy Bochnię,
Wiśnicz, Łańcut, Wielkie Oczy i Przemyśl.
Urlop zawsze kończy się za szybko,
prawda?
Objazdowa wycieczka po pałacach,
kopalni soli, uroczych ryneczkach i zagubionych wioskach była
pouczająca. Wszędzie może być pięknie. Im mniej turystycznie tym
piękniej. Choć są wyjątki. Pałac w Łańcucie, Wiśniczu czy
Krasiejowie to perełki warte odwiedzenia.
Rozglądałyśmy się za Polską w
ruinie. Jedyne ruiny, które znalazłyśmy miały dobrych kilkaset
lat i były w ruinie już w poprzednim wieku.
Nie skupiałyśmy się na minusach ale
czasami trudno było nie mieć skwaszonej miny, kiedy kolacja
okazywała się fatamorganą. Dzień wolny to dzień wolny. I
nieważne, że tłumy turystów snują się po okolicy jak zombi w
Walking Dead. Mogą się napić kawy (dobre i to) i polizać lody.
Restauracja to miejsce oblegane jak
Jerozolima przez krzyżowców. Kto bardziej zdesperowany rzuci
się do kebabów.
Wszystkie, absolutnie wszystkie
pamiątkarnie, cepelie, starganiki, sklepiki są zamknięte na
głucho.
Szeroko otwarte są tylko drzwi do
kościołów.
Gdyby ta zasada działała we Włoszech
nikt nie słyszałby o Toskanii..
Przemyśl jest uroczy.
Tylko dlaczego tak nie lubi turystów?
Pod tym względem...ruina.
Kilka razy wrażenia estetyczne
odbierały nam mowę. Po co opisywać skoro możecie zobaczyć
sami...Dwór Boratyn i jego komnaty: Wenecka, Garderoba Klauna czy
Grota Nietoperza zwalają z nóg. Dosłownie.
To trzeba zobaczyć.
Hotel Karino w Berezce to kolejne
miejsce robiące piorunujące wrażenie. Nie wiem kto był autorem
wystroju i autorem licznych fresków. Gdybym go spotkała zapytałabym
o symboliczne znaczenie fresku w sali recepcyjnej. Zrywane kajdany,
Jan Paweł II, huragan porywający cerkiew...
O ludzie! Niech ktoś wezwie tłumacza.
Gdyby komuś było mało wrażeń
artystycznych, niech zajrzy do jadalni. Chełmoński zaspokoi
najbardziej wybredne gusta.
Pod tym względem ruina nam nie grozi.
Raczej przesyt.
Po drugiej stronie tych estetycznych
uniesień był rynek w Pruchniku. Cudo nie rynek. Nie wiedziałam, że
znajdę miejsce tak poukładane architektonicznie. Niczego nie było
za dużo, niczego nie brakowało.
Najbardziej cieszące było jednak co
innego. Efekt spójności to zasługa mieszkańców. Widać potrafią
się dogadać. Tutaj ruina nie ma dostępu.
Krótko mówiąc hasło „Polska w
ruinie” jest kłamstwem.
Ale przecież od dawna wiadomo, że
media kłamią.
Jak widać urlop w Bieszczadach na
razie opisuję bez Bieszczad. Następnym razem za to będzie tylko o
nich i jeszcze o tajskich lodach, zwierzyńcu z pipy i deszczu w
Cisnej.
Malinowa
pannacotta
1 szklanka malin
200 ml kremówki
1/4 szklanka mleka
1/4 szklanki cukru
1 laska wanilii
2 łyżeczki żelatyny
Żelatynę wsypujemy do miseczki i
zalewamy odrobiną zimnej wody by napęczniała.
Napęczniałą stawiamy na garnuszku z
gorącą wodą i rozpuszczamy.
Maliny miksujemy i przecieramy przez
sito.
Kremówkę i mleko wlewamy do rondla i
zagotowujemy. Wsypujemy cukier i mieszamy do jego rozpuszczenia.
Zdejmujemy rondel z pieca i wlewamy do
mleka płynną żelatynę. Mieszamy i łączymy z puree malinowym.
Znów mieszamy a potem przecedzamy przez sito.
Wlewamy malinowy płyn do miseczek i
schładzamy. Kiedy wystygnie, do środka wciskamy jedną malinę
(niech utonie) i wstawiamy miseczki do lodówki.
Mniam, same piekne, letnie smaki u Ciebie Limonko. A Komnata Wenecka do teraz sni mi sie po nocach ;)
OdpowiedzUsuńMałe sprostowanie - to pewna grupa we wszelakich mediach powtarzała wspomniane hasło " Polska w ruinie ". A że osiągnęli tym kłamstwem swój cel, to i kłamliwe hasło jest nieaktualne. Teraz już mogą mówić jaka naprawdę jest Polska. Jest piękna :). Ty dziś też to potwierdziłaś i za to bardzo Ci dziękuję :). A tego wspaniałego urlopu zazdroszczę :).
OdpowiedzUsuńJessu, to ja mam do tego Boratyna rzut beretem! Często jeździmy do Przemyśla, to MUS TAM BYĆ. Bardzo kusi mnie Pizzeria dworska (!), bo ten luksus może mnie stać, a nie wiem, czy pozwolą se zrobić zdjęcie w którymś z "pieczołowicie wykończonych" pokoi. Niestety, link do Karino mnie się nie otwiera, a szkoda, bo chciałabym napisać tam list protestacyjny, bo dlaczego huragan porywa TYLKO cerkiew? a gdzie meczet, synagoga i pagoda?!!
OdpowiedzUsuńP.S. Ten różowy kolorek bezcenny :-)
Cudne wakacje :) A urlop zawsze jest za krótki, nic się na to poradzić nie da...
OdpowiedzUsuńDeser z pewnością wyśmienity :)