czwartek, 24 grudnia 2020

Świąteczna matematyka i życzenia świąteczne

 



Ryba sprawiona, barszcz  zakiszony,  choina stoi. Ciasta upieczone. Niektóre już nadgryzione. To wina spuszczenia z oka.

Prezenty zrealizowane. Czekają tylko na zapakowanie. Kartki z życzeniami poszły. Zrobienie uszek z grzybami zlecone fachowcowi. Dom udekorowany w 90%. Czy czegoś brakuje?

Jak co roku śniegu. Jak co roku, nadziei na śnieg. 

I zupełnie inaczej niż co roku....nadziei na rodzinną wigilię w 100%.

Plan już jest. W jego realizacji pomoże technologia. Przy stole  miejsca Dzieci zajmą laptopy.

Niby ze spokojem i godnością osobistą poddaliśmy się zaleceniom i zdrowemu rozsądkowi. Niby rozumiemy, że siła wyższa, że bezpieczeństwo, że przecież nic się nie stało. To tylko jedne święta....i tak dalej. Niby.

Niektórzy z nas już oprotestowali ograniczenia i za żadne skarby karpia nie usmażą. Bo karp, to tylko w domu. Inni dzielnie kiszą obcojęzyczny barszcz ale na świąteczny obiad planują nafaszerować gęś. 

Widzę jak kiełkują zalążki nowych domowych tradycji. 

Przychodzi taki dzień, że trzeba samemu dać początek. Nawet jeśli wytrasta on (ten początek) z rodzinnego domu, to jego kształt i kolory z biegiem czasu będą coraz bardziej samodzielne. Siemieniotka, gotowana przez mojego Tatę kiedyś zniknie z naszego wigilijnego menu. I mimo, że jest elementem równie istotnym na stole jak chleb i sól, zdaję sobie sprawę, że jej czas jest policzony. Zamiast niej pojawi się zapewne grzybowa.

A co zastąpi makówki?

Ten rok uzmysłowił mi, że nic nie trwa wiecznie. 

Powiecie, że to naiwność lub niefrasobliwość zdać sobie z tego sprawę dopiero teraz. Z ręką na sercu odpowiedzcie mi ile razy pomyśleliście o uciekającym czasie.

Ten rok został nam ukradziony. A my jesteśmy jak zahibernowani. Zamarliśmy w oczekiwaniu na jego zakończenie. 

A zakończenie będzie godne całości. Nic tylko zawiązać na nim czerwoną kokardę i spławić w przerębli jak wiosenną Marzannę. Zgiń, przepadnij 2020. 

To co? na pocieszenie ciasto.

Z choinkami bo świąteczne. Nieco dekadenckie do przypominające "białego Rosjanina" a niektórym kawę po wietnamsku. 

Do upieczenia nie tylko na święta.

Spokojnego Bożego Narodzenia. Uśmiechajcie się do siebie i bądźcie dla siebie dobrzy. Kto wie jak to się wszystko potoczy dalej.



Ciasto "White Russian" wg olivemagazine

ciasto:

165 g mąki

50 g kakao

3/4 łyżeczki proszku do pieczenia

1 i 1/4 łyżeczki sody

180 g brązowego cukru

80 ml stopionego masła

150 ml kwaśnej śmietany

135 ml mocnej kawy, wystudzonej

2 nie ubite białka

Forma podłużna 25 cm.

Nagrzewamy piekarnik do 180 stopni. W czasie kiedy się nagrzewa robimy ciasto. Foremkę wykładamy papierem do pieczenia.

W misie ubijamy masło z cukrem na puch. Do ubitego masłą dodajemy kolejno, kawę, śmietanę i na końcu białka.

Mąkę z kakao, sodą i proszkiem przesiewamy i łączymy z kremem maślano kawowym. Przekładamy do foremki i pieczemy 45-50 minut.

Studzimy ciasto a potem kroimy wzdłuż na trzy części.

nasączenie:

filiżanka mocnej kawy

likier kawowy wg uznania

krem: 

240 g miękkiego masła

250 m mleka skondensowanego zgęszczonego

wanilia 

pół łyżeczki soli

Ubijamy na puch miękkie masło z solą. Wlewamy, dalej ubijając mleko i wanilię. Ubijamy około 3 minut i mamy krem gotowy.

glazura z białej czekolady

100 g białej czekolady

4 łyżki kremówki

1 łyżka mocnej kawy

Stapiamy czekoladę, kawę i kremówkę w kąpieli wodnej. Mieszamy by była bez zarzutu i studzimy.

Wracamy do ciasta.

Dolny blat nasączamy kawą, smarujemy  warstwą kremu. Kładziemy drugi blat, znów nasączamy i smarujemy kremem. Na to kładziemy blat trzeci i robimy to samo. Zostawcie sobie trochę kremu bo za chwilę trzeba poprawić ciasto. 

Teraz ciasto ląduje w lodówce by krem stężał. Na takim schłodzonym lepiej rozprowadza się ostatnia, dekoracyjna warstwa kremu. Kiedy nią wysmarujemy ciasto, niech znów przez kwadrans się schłodzi a potem wyjmujemy i polewamy glazurą. 

Wkładamy do lodówki i pozwalamy mu stężeć w całości.

Co do dekoracji. Stopioną gorzka czekoladę przekładamy do woreczka cukierniczego z tylką z małą dziurką i na papierze do pieczenia rysujemy choinki, reniferki czy gwiazdki. Co tam komu talent podpowiada. Chłodzimy czekoladę (możemy ją przedtem udekorować) i kiedy zastygnie na amen, używamy w wiadomych celach.

Smacznego




Ściskam wszystkich mocno i bezpiecznie. Życzę dystansu, spokoju, cierpliwości i dobrego humoru.

Do zobaczenia po świętach


wtorek, 15 grudnia 2020

Czego się nie robi dla zdrowia czyli oxymel

 



Dziś przepis raczej z apteki niż z kuchni choć w tej drugiej drogę swą zaczął. Oxymel.

Nazwa nic nie mówiąca? Czy to nowe bóstwo azteckie? Lub zapomniane zaklęcie z Hogwartu?

Może bardziej swojsko brzmiący "fire cider" coś wam mówi? Nie?

Już wyjaśniam. 

Podstawą tego "czegoś" jest ocet jabłkowy. 

Zrobiłam go w tym roku ze dwie wanny. Trochę rozlałam do butelek i rozdałam po świecie. Trochę butelek potłukłam a część pożeniłam z np. chrzanem i imbirem.

Przepis znalazłam w internecie wśród cudownych środków  na reumatyzm, magicznych receptur na porost włosów i bezkontaktowe zajście w ciążę. 

Przepis na oxymel różnił się od innych magicznych receptur tym, że nie zawierał żabiego skrzeku, nie wymagał nurzania się w błocie i nie potrzebna mi była pełnia księżyca.

Wszystkie składniki uważałam na smaczne, zdrowe i pożyteczne. Kiedy do  tego dodałam entuzjastyczne opinie całego internetu i rozpaczliwe pożądanie posiadania czegoś uodparniającego na rok 2020, to nie było wyboru. Oxymel czas zrobić.

Trochę trwa zanim zażyjemy pierwszą porcję ale chyba warto. Póki co, na nic nie chorowałam, nawet katary omijają mnie z daleka. Nie wiem czy to zasługa "ognistego cydru" czy sporadycznych kontaktów międzyludzkich, ale faktem jest, że mam się dobrze. 

W naszym domu panuje zasada, że jeśli do zrobienia jakiegoś dania użyliśmy dobrych części składowych, to efekt końcowy musi być pozytywny. 

Powiem wam w tajemnicy, że zdanie powyższe nie jest moje a moich Córek i nie zawsze ta zasada się sprawdzała w przeszłości (ach, ten mus czekoladowy) ale cicho sza... nie musimy o tym trąbić.

Wracam więc do zasady: wszystkie elementy są zdrowe, to i całość będzie zdrowa.

Wpakowałam do dużego słoja warstwę cebuli, chrzanu, czosnku, chilli. Dołożyłam korzeń kurkumy, kardamon, ziele angielskie i kolendrę. Zalałam octem jabłkowym, przykryłam ściereczką i zostawiłam w spokoju na 4 tygodnie.

Po tym czasie przecedziłam nalew i zmieszałam z połową szklanki płynnego miodu.

I to wszystko. Pijemy go po łyżce codziennie. 

Powiem tak: dla moich kubków smakowych i nosa jest obrzydliwy. MMŻ jest jego fanem. Do tego stopnia, że rozważał używanie go do sałatek. Taki eksperyment mnie przeraził. 

Ciemna strona dzieciństwa kojarzy mi się z syropem Guajazyl (pojęcia nie mam jak się naprawdę nazywał) i choć oxymel smakowo nijak się ma do syropu z dzieciństwa, to przymus jego stosowania jest podobny i dzisiaj.

No, ale czego się nie robi dla zdrowia?




przepis na oxymel

Zasada jest taka: używamy składników, które gwarantują nam jak największą ilość witamin, mikroelementów i takich tam pożyteczności wszelakiej czyli:

- ocet jabłowy, najlepiej taki robiony samemu z jabłek z pobliskiego sadu, ale w sklepie dobry ocet jabłkowy też dostaniecie

- kawałek korzenia chrzanu, obrany i pokrojony w plastry

- kawałek imbiru, obrany i pokrojony drobno

- kilka ząbków czosnku, pokrojonych w plastry

- 1 lub 2 cebule, obrane i pokrojone w plastry

- kawałek kurkumy około 3-4 cm lub łyżeczka kurkumy w proszku

- 2-3 papryczki chilli, pokrojone

oraz

po łyżeczce ziaren pieprzu, kolendry, ziela angielskiego

Zalewamy składniki oxymelu octem jabłkowym, zakręcamy i czekamy grzecznie czekamy 4 tygodnie.

Potem przecedzamy i nalew mieszamy z miodem. Słodkość zależy od naszych upodobań.

Potem czeka nas zdrowie, zdrowie i tylko zdrowie. Przynajmniej taką trzeba mieć nadzieję. 

No i zawsze, możecie z dumą wypiąć pierś i powiedzieć, że wy sami dbacie o swoje zdrowie. A NFZ niech się goni.

Myślę, że tym roku taki prezent pod choinką zostanie przyjęty jeśli nie z entuzjazmem, to na pewno ze zrozumieniem. Nawet jeśli nie zdążycie go zrobić, to podarowanie słoika z kolorowymi warstwami też może być ciekawe. Tym bardziej, to prezent z opóźnionym zapłonem.

Zdrowia życzę, a dla tych, którzy wolą inne klimaty już  niedługo coś dla dorosłych.