Boję się. Boję się bardzo. Obawiam się, że nadchodzi czas
rozstania. Aż zimny pot mnie oblewa na samą myśl. I to nie ja będę tą, która
powie żegnaj. Zostanę porzucona.
Co zrobię kiedy ich zabraknie? Rok męki oczekiwania i
zaledwie miesiąc zielonego szczęścia. Szparagowego. Krótko. O wiele za krótko.
Jem, jem i nie mogę się nasycić. A koniec już blisko. Oczywiście szparagów,
nie mój.
Moje dramatyczna rozpacz jest na szczęście krótkotrwała.
Jestem niezbyt stała w uczuciach. Po gorącym szparagowym afekcie przyjdzie czas
płomiennej fascynacji groszkiem cukrowym. A po nim cukinią. Wiśniami, morelami,
poziomkami. I tak dalej, tak dalej.
Samo oczekiwanie na przyjemność już jest przyjemnością. Już
za chwilę pojawią się w ogródku truskawki. Wtedy moje szczęście będzie miało
ich smak.
Zanim jednak siądę z koszykiem truskawek na kolanach pokażę
wam tartę ze szparagami. Opowiadała mi kiedyś o niej MidnightCookie i tak mnie
zaciekawiła, że postanowiłam ją sama upiec.
W końcu szparagi to moja miłość. Chwilowa.
Tarta ze szparagami i taleggio (forma 23 cm)
Ciasto:
1 szklanka mąki
pszennej
pół szklanki mąki orkiszowej razowej
1 żółtko
3 łyżki zimnej kwaśnej śmietany
1 łyżeczka soli
Siekamy składniki i zagniatamy ciasto. Tym razem nie bawiłam
się w kulkę, tylko od razu rozwałowałam ciasto i wyłożyłam nim formę do
tarty. Ponakłuwałam widelcem i włożyłam
do lodówki na godzinę.
Rozgrzałam piekarnik do 180 stopni. Na wyjętą z lodówki
tartę położyłam papier do pieczenia i wysypałam suszonym groszkiem. To
zapobiegnie zbytniemu wyrośnięciu ciasta.
Piekłam ciasto 15 minut i wyjęłam z piekarnika.
Nadzienie:
pęczek szparagów (preferuję zielone, ale to kwestia gustu)
3 ziemniaki ugotowane i rozgniecione na puree
2 łyżki startego parmezanu
szczypta gałki muszkatołowej
2 łyżki kremowego serka twarogowego (np. piątnica lub
philadelphia)
1 jajko
serek taleggio (około 200 g)
200 ml kremówki
sól
pieprz
Moim ulubionym sposobem na szparagi jest grillowanie, ale
jeśli lubicie ugotowane też mogą być. Po umyciu i odłamaniu twardych końcówek zanurzacie je na trzy minuty do wrzącej lekko osolonej i posłodzonej wody a potem przelewacie lodowatą wodą. Nie stracą zabójczego, zielonego koloru.
Kiedy mamy gotowe szparagi, możemy zacząć układać składniki
na tarcie.
Ziemniaki puree zmieszać z parmezanem, gałką i serkiem. Na
tarcie rozsmarować puree. Na nim rozłożyć szparagi. A pomiędzy nie położyć po
plasterku taleggio.
W misce rozmieszać jajko z kremówką, solą i pieprzem. Wylać
na szparagi.
Włożyć do piekarnika na 20 minut lub do momentu ścięcia się
jajek.
Zanim podacie tartę na stół, odczekajcie 10 minut. Danie nie
będzie za gorące a składniki ładnie się połączą.
Świetnie taka tarta smakuje z najprostszą sałatką na świecie
czyli:
1 sałata masłowa
spory pęk zielonej cebulki
Sos:
1 łyżka białego octu winnego
1 łyżka sosu sojowego
3 łyżki oliwy
szczypta curry
szczypta pieprzu
Wszystkie składniki sosu pakujemy do słoika, zakręcamy i
wstrząsamy. Sałatę myjemy i porządnie osuszamy, rwiemy na mniejsze kawałki.
Cebulkę siekamy na kawałki.
W sporej misce mieszamy sałatę z cebulką i sosem.
Wykładając formę ciastem, zawsze mi jakaś resztka zostaje.
Tym razem wyłożyłam nią dwie foremki tarteletkowe. Wypełniłam je karmelizowaną
czerwoną cebulą i kozim serem.
Karmelizowana czerwona cebula:
2 czerwone cebule, obrane i pokrojone w półplastry
1 łyżeczka octu balsamicznego
1 łyżeczka cukru
szczypta soli
szczypta cynamonu
1 łyżeczka oliwy
1 łyżeczka masła
Oliwę i masło podgrzewamy w rondelku. Wrzucamy cebulę i
podsmażamy 20 minut aż zmięknie i lekko zbrązowieje. Dodajemy cukier, ocet, sól
i cynamon. Smażymy jeszcze przez 2 minuty.
Gotową cebulkę nakładamy do podpieczonych tarteletek, posypujemy kozim serkiem lub
pokruszoną fetą. Wlewamy po łyżce płynu śmietanowego użytego przy dużej tarcie
i pieczemy razem z większą siostrą (czyli tartą szparagową) 20 minut.
Dla wzmocnienia efektu, każdy kawałek na talerzu możecie
skropić sosem z octu balsamicznego.
Wygląda na to, że powoli przygotowuję się na pożegnanie.
Może jeszcze jakieś risotto zrobię i powiem żegnajcie szparagi. I znów będę
niecierpliwie na nie czekać.
Jakoś tak się porobiło, że zamiast jednego przepisu wyszły
mi trzy. Rozpędziłam się, ale to dlatego, że za oknem ciągle leje i grzmi.
Może jutro nareszcie wyjdzie słońce.
Tego wam życzę i smacznego