Dziękuję pięknie wszystkim martwiącym się o moje zdrowie. Pragnę was uspokoić, że wszelkie poważne niebezpieczeństwa trzymam w bezpiecznej odległości. Nici i węzełki ciągle łaskoczące mnie w język mają swoją dobrą stronę: mniej jem. Może dzięki tej niecodziennej diecie wcisnę się do jeansów z lat szkolnych (nie moich szkolnych lecz moich dzieci). Plan jest i trzeba go zrealizować.
To, co ostatnio gotuję zdecydowanie mu sprzyja.
To danie jest czystej wody
eksperymentem.
Zakaz wychodzenia z domu plus ograniczenia w przeżuwaniu wymusiły pewną kreatywność.
Szperanie w spiżarni często kończy się rozstrojem
psychicznym. Najczęściej bywa tak, że potrzebuję np. kaszy
jaglanej i rękę dałabym sobie uciąć, że jest na półce. Po
kwadransie poszukiwań idę po latarkę by znaleźć zamiast kaszy
paczkę kasztanów.
Zagubiona kasza odnajduje się za
tydzień, kiedy ja przeszukuję spiżarkę by zamierzyć mirin.
W międzyczasie obdarzam (nie)swoją
kuchnię, jej (nie)możliwości, ciasnotę i całą resztę
najbardziej wymyślnymi epitetami. Zakończeniem jest stwierdzenie
„jak już będę u siebie, to...” I tu następuje wyliczanka
nieskończenie pozytywnych określeń o mojej przyszłej kuchni.
Na marginesie wspomnę, że moja
kuchnia (ta planowana) ma się dobrze i chyba już wiem jakiego
będzie koloru.
Tym razem musiałam przetrząsnąć
zapasy by znaleźć ryż. To udało się za pierwszym podejściem.
Przy wyłuskiwaniu go z dna półki w bosą stopę grzmotnął mnie
słoik z masłem orzechowym.
Nie tak dawno szukałam go z obłędem
w oku, chcąc zrobić sos do satajów.
Odstawiłam słoik, bo do czego może
się przydać w gotowaniu risotta.
Kasztany miały to szczęście, że
leżały obok masła orzechowego.
Takim sposobem, nieco przypadkowo,
spotkały się w jednym miejscu i o tej samej porze składniki,
których nigdy przedtem nie kojarzyłam ze sobą.
Kto wie, może przede mną przyszłość
właścicielki biura matrymonialnego lub niespotykanej już dziś
swatki?
W risotto pierwsze skrzypce miały
przypaść dyni. I tak się stało. Jednak ona była tylko widoczna;
smak należał do masła orzechowego.
Nikt nie domyślił się, że to ono
nadaje daniu ten orzechowy posmak. Najbardziej podejrzane były
kasztany, lecz one są równie mało przebojowe smakowo jak dynia. W
zespole wszystkie składniki okazały się być na swoim miejscu.
Kasztany błysnęły chrupkością i tajemniczością, dynia
aksamitną subtelnością zaś masło orzechowe zdecydowaniem i
charakterem. Szkoda, że nie miałam świeżej szałwii. Podpieczona
na maśle byłaby w tym układzie poezją.
Zapewne danie nie powinno być nazwane
risottem ale skoro jego podstawa to ryż i technika przygotowania też
tradycyjna, to pozwolę sobie na podtrzymanie tej nazwy.
Proszę państwa oto:
orzechowe risotto z kasztanami i dynią
1 szklanka ryżu arborio
litr bulionu
1 szalotka
1 ząbek czosnku
ćwierć szklanki białego wytrawnego
wina
kilka kasztanów upieczonych lub
ugotowanych
1 solidna łyżka masła orzechowego
ćwierć łyżeczki tartej gałki
muszkatołowej
świeżo zmielony pieprz
2 łyżki oliwy
Cebulę i czosnek kroimy w drobną
kostkę i podsmażamy na oliwie. Na sąsiednim palniku stawiamy
garnek z lekko gotującym się bulionem.
Kiedy cebula stanie się szklista
wsypujemy ryż i mieszamy by każde ziarenko otuliło się oliwą.
Potem wlewamy wino i mieszamy aż całe wino zostanie wchłonięte
przez ryż.
Od tego momentu wlewamy do ryżu po
chochli bulionu. Kiedy pierwsza porcja bulionu zniknie, wlewamy
następną. I tak do momentu, aż ryż stanie się miękki na
zewnątrz a w środku stawiający lekki opór.
Zdejmujemy risotto z ognia i dodajemy
do niego łyżkę (solidną) masła orzechowego. Mieszamy by masło
dobrze rozprowadzić w ryżu. Sypiemy gałkę muszkatołową i
pieprz.
Na koniec dodajemy pokrojoną upieczoną
dynię i kawałki kasztanów.
Na talerzu skrapiamy risotto dwiema
kroplami oleju orzechowego.
Myślę, że dwa, trzy wiórki dobrego
parmezanu nie zaszkodziłoby całości.
Sami powiedzcie: czy to jeszcze risotto
czy może jakaś klon?
A tak zupełnie z innej beczki, zauważyliście, że masło orzechowe ma w sobie coś uzależniającego? Kiedy już otworzy się słoik, to jakieś tajemnicze nici oplatają nas i nie pozwalają wyjąć z buzi łyżeczki. I przypomina się dzieciństwo.
Zapraszam do wypróbowania i życzę
smacznego
No nie powiem, to jest oryginalne polaczenie smakow! Nie ma jak ograniczenia - jak zawsze okazuje sie, ze kreatywnemu umyslowi nie przeszkadzaja tylko pomagaja :)
OdpowiedzUsuńTo chyba moje smaki! Zapachniało jesienią... kusząca pozycja!
OdpowiedzUsuń