Dzisiaj będzie botanicznie. Tematem
dzisiejszej lekcji będzie jarmuż.
Dla tych, co nie znają, i tych co
znają a nie lubią.
Bardzo zdrowe, bardzo smaczne lecz
nieco zapomniane.
Warto je odgrzebać z pamięci np.
Babci, bo ona może jeszcze pamięta czasy, kiedy hodowało się
jarmuż w ogródku.
Tak, tak...drogie dzieci. On rośnie u
nas. A właściwie rósłby, gdybyśmy pamiętali, że mamy takie
warzywo.
Co prawda kucharze przez duże „K”
robią wiele dobrego w jego interesie ale nie zauważyłam, żeby
tzw śmiertelnik nagle zapałał do roślinki gwałtownym afektem.
Teoria teorią a jarmuż swoje.
Gdzie go kupić?
Coraz więcej miejsc
odkrywam, gdzie można go kupić po śmiesznej cenie. Widziałam
tacki w Kauflandzie, Auchanie i Selgrosie. W tym ostatnim sprzedają
go w pęczkach wielkich jak dla konia. Te, które są na tackach i
owinięte folią spożywczą wymagają baczniejszej uwagi.
Ostatnio kupiłam porcję takiej
zafoliowanej zieleniny i schowałam do lodówki. Po południu MMŻ
pyta, czy coś umarło w naszej lodówce i zamierza sforsować drzwi, bo smród z niej wypełza okrutny.
Obwąchałam wszystkich podejrzanych.
Każdy serek, jogurcik i słoiczek. Nie przepuściłam maselnicy.
Nawet marchewka znalazła się w kręgu podejrzanych.
I nic. Nie trafiłam na ślad sprawcy
wyziewów.
Ofiarą lodówkowej czystki padł
otwarty kubeczek ze śmietaną i resztka przecieru pomidorowego.
A w lodówce śmierdziało jak
przedtem. Duchy jakieś czy co? Zemsta zza grobu?
Wypatroszenie lodówki było ostatnią
deską ratunku. Potem mogłam tylko liczyć na MMŻ i wycieczkę do
sklepu z AGD.
Krok po kroku, przedmiot po przedmiocie
eliminowałam słoiki, puszki, pudełka, kartoniki.
Pewnie już wiecie co śmierdziało jak
padlina na plaży. Jarmuż. W życiu nie spodziewałabym się, że
coś zielonego może mieć taki potencjał.
Kupując zbrojnie zapakowany jarmuż
zróbcie w opakowaniu malutką dziurkę. Cała prawda o jego
świeżości wyjdzie na jaw. Jak dżin z butelki.
Jako, że klienci nie wyrywają go
sobie z rąk, zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że traficie na
broń biologiczną zamiast uroczego dodatku do obiadu.
Załóżmy, że mamy świeżutki jak
majowy poranek jarmuż.
Co z nim robimy?
Myjemy dokładnie a jeszcze dokładniej
go suszymy.
Aby cieszyć się jego kruchymi
możliwościami, nie może na nim zostać kropla wody. W przeciwnym
razie cały efekt diabli wezmą.
Do czego podać jarmuż w chrupkiej
postaci?
Cokolwiek by to nie było, efekt
jarmużowej kruchości jest tak piorunujący, że jedzący pamięta z
obiadu tylko to coś, zielonego, aromatycznego i podobnego do
chipsów.
Położenie go obok kawałka smażonej
ryby i sypkiego pęczaku z skórką cytrynową jest wyjściem
idealnym.
Ale możecie go zaprezentować zupełnie
inaczej.
Ja zachęcam was tylko do skupienia się
na samym jarmużu w chrupkiej wersji.
Chrupiący smażony jarmuż
Jarmuż (ilość dowolna) bardzo dobrze
osuszony
olej do smażenia
Wlewamy olej do rondla na 3 centymetry i podgrzewamy do
150 stopni. Aby sprawdzić temperaturę wrzucamy kawałek chleba.
Jeżeli od razu wypływa, możemy smażyć.
Jarmuż rwiemy palcami lub obcinamy
nożyczkami na małe kawałki. Przy okazji pozbywamy się głównej
łodygi (jest za twarda).
Wrzucamy partiami liście do oleju. Nie
odchodzimy od pieca, nie gadamy przez telefon i absolutnie nie
oglądamy ulubionego serialu. Operacja smażenia liści trwa trzy
mrugnięcia okiem. Obracamy szczypcami liście na drugą stronę i
znów smażymy króciutko.
Jarmuż musi pozostać zielony. Jeżeli
brązowieje, to znaczy, że albo olej jest za gorący, albo liście
za długo w nim pływały.
Po pierwszej próbie dalej pójdzie już
łatwiej.
Usmażone liście wyjmujemy na
papierowe ręczniki.
Jeżeli byliście skrupulatni i
uczciwie osuszyliście liście, to macie przed sobą najbardziej
wykwintną postać jarmużu, jaką można sobie wyobrazić.
Kto smażył latem liście szałwii czy
bazylii ten wie, że od teraz zostanie wyznawcą jarmużu.
Te nieco ciemniejsze na środku, to jarmuż już usmażony
Smacznego
No i proszę, mam przekąskę nie dość, że wiosenną, bo zieloną, to jeszcze zdrową. Nawet w wersji chrupkiej!. No to trzeba iść na polowanie po...jarmuż!!!:)Pozdrowionka Ciepłe ślę i dziękuję za etui na slodycze-uśmiałam się:D:D:D
OdpowiedzUsuńO tak, jarmuz to jest dla mnie hit zimowy. Jem w kazdej postaci poza sokiem z jarmuzu (sa tacy, ktorzy przecieraja i pija, ale jakos mnie to nie przekonuje)
OdpowiedzUsuń