Kto nie chciałby zostać milionerem?
Każdy. Gracie w Totolotka? Podejrzewam, że choć jeden zakład
macie za sobą.
Podobno są ludzie analizujący
częstotliwość występowania bądź nie poszczególnych liczb.
W całym moim życiu może kupiłam ze
dwadzieścia kuponów. W naszej parze to MMŻ jest tym który śni o
milionach. Ja pozostaję w przekonaniu, że gry losowe są nie dla
mnie.
Tylko raz w życiu udało mi się
wygrać coś w konkursie i nie miało to nic wspólnego z ślepym
losem. Znałam po prostu odpowiedź i miałam niezły refleks.
Efektem był film VHS Tańczący z wilkami.
Było to tak dawno temu, że
zastanawiam się czy mi się to po prostu nie śniło. Od tamtego
czasu tzw Fortuna omija mnie szerokim łukiem. Może przyczyną jest
mój brak udziału w grach losowych. Wiecie, to jak w tym dowcipie o
marudzącym do Boga na brak wygranej Jontku. Co mu Bóg
odpowiedział? Żeby w końcu kupił kupon.
Mając w ręce skreśloną trójkę
(MMŻ kupił, skreślił i wygrał), zamiast zainkasować
oszałamiające 12 złotych, postanowiłam je mądrze zainwestować.
Kupiłam dwa kupony.
Kupon schowałam w portfelu i od razu
zapomniałam o całej sprawie. Jak widzicie moje przywiązanie do
myśli o zostaniu krezusem nie jest zbyt mocne.
Na szczęście MMŻ zachował czujność
i wieczorem postanowił sprawdzić mnie i moje szczęście.
Do zgarnięcia było 17 milionów.
Wykazując zerowe zainteresowanie moim ewentualnym niespodziewanym
bogactwem wzięłam się za czytanie Dużego Formatu.
I słyszę: trafiłaś 2. Trafiłaś
15. Trafiłaś 24. Trafiłaś...
Popatrzyłam z powątpiewaniem na
mojego ukochanego.
Okulary ma. Wygląda na zdrowego. I
najwyraźniej nie robi sobie żartów.
To ile zgarnęłam? - pytam w końcu,
oczami wyobraźni widząc te dziesiątki schronisk dla psów,
zaopatrzonych dzięki mojej wygranej w ciepłe budy, koce i karmę na
najbliższy rok świetlny.
- Trafiłaś czwórkę!
No dobra, może nie wygrałam 17 baniek
ale chyba niewiele mniej. Starczy może nie na dziesiątki schronisk
ale chociaż dziesięć.
Oj, kobieto, kobieto! Wygrałaś całe
214 złotych. Na dobry gumowy młotek, żeby ci
wybić z głowy dziwne inwestycje wystarczy.
I co wy na to? Wygrałam w totolotka!
Po raz pierwszy w życiu! I jestem lepsza od MMŻ. On nigdy nie
wygrał czwórki. Choć w trójkach jest bezkonkurencyjny.
Kto tu jest większym szczęściarzem?
Może rzucić się w otchłanie
hazardu?
Na osłodę po tych 17 nie wygranych
milionach ulepiłam słodkie ule z adwokatowym nadzieniem.
Robota jest znacznie łatwiejsza niż
wygrana w totolotka.
Trzeba mieć mielone orzechy, białko i
cukier. No i trzeba mieć foremki. Ostatnio zasypało nimi sklepy z
dodatkami do domu. Kupiłam komplecik i skorzystałam z przepisu na
opakowaniu.
Poszło raz dwa. Już wiem, że
czekanie na mannę z nieba to nie moja działka. Co innego jeżeli
chodzi o robienie słodkości.
Orzechowe ule z adwokatowym nadzieniem
foremki w kształcie uli
200 g mielonych orzechów
150 g cukru pudru (dałam mniej niż w
przepisie)
1 białko.
pół łyżeczki alkoholu (rumu, wódki,
spirytusu)
Z podanej ilości składników zrobimy
około 20 średniej wielkości uli.
Wszystkie składniki dobrze wyrabiamy.
Otrzymamy masę podobną do plasteliny.
Foremkę zamykamy i wysypujemy ścianki
cukrem pudrem. Wypełniamy środek masą i dość mocno ugniatamy.
Inaczej, po otwarciu ul nie będzie trzymał formy. Robimy otwór w
masie orzechowej.
Z tym miałam problem, bo czym tu
zrobić dziurkę? Poradziłam sobie używając tylki do wyciskania
kremu (i tak była mi potrzebna później). Dziurki drążymy w
cieście orzechowym na tyle duże, by zmieścił się do nich krem.
Robimy krem adwokatowy
pół szklanki likieru adwokat
200 g białej czekolady
50 g masła
Podgrzewamy adwokat i wrzucamy do
niego połamaną czekoladę, potem masło. Nie gotujemy masy tylko
podgrzewamy. Mieszamy aż wszystko się rozpuści i pięknie połączy.
Potem schładzamy krem w lodówce. Nie pozwólcie mu całkowicie
zastygnąć bo musimy nim napełnić ule.
Za pomocą rękawa cukierniczego i
tylki napełniamy ule i naklejamy od spodu ciasteczka. Wstawiamy
deser do lodówki, najlepiej całą noc.
Chciałam pójść na skróty i kupić
ciastka do zamknięcia uli ale okazało się to trudniejsze niż
trafienie czwórki.
W końcu musiałam upiec krążki
zwykłego kruchego ciasta (z większej części zrobiłam tartę
orzechową; ale o tym kiedy indziej) i one posłużyły za dno uli.
Bardzo słodkie te ule. Za to nadzienie
rewelacja. Polecam jako małe co nieco na pocieszenie po niewygranych
milionach.
Smacznego i wesołej niedzieli.
I co ja dzisiaj widzę, i co ja dzisiaj czytam,:) Słodkie Ule, które zostały wspomnieniem...A były tak bajeczne, były tak rewelacyjne, że znikneły ze stołu tak szybko jak się pojawiły. Idealne na nasze podniebienia, które teskniły za słodkim. A co do wygranej w lotto, jesteś przykładem, że można, a wiec może dzisiaj..udasz się do kolektury i...:))Dziękuję raz jeszcze za słodkości, które sprawiły nam ogromną radość.Pozdrawiam ciepło i słonecznie!!!:) I wciąż życzę Ci wygranej! Bo nigdy nie wiadomo co się trafi!:))
OdpowiedzUsuńRadość moja jest wielka, że smakowały wam ule:))
UsuńCo do kolejnej wygranej, to chyba wyczerpałam zapas możliwości na kolejne ćwierć wieku:))
oj taam 214 zł to już pierwszy krok do zostania milionerką, więcej wiary i... szczęścia! :)
OdpowiedzUsuńMasz rację. 214 zł to dobry początek:))
UsuńI dziękuję za życzenia
ale Ci zazdroszczę tych foremek! genialne!! :)
OdpowiedzUsuńJuż się zastanawiam nad kolejnym ich wykorzystaniem:))
UsuńForemki sliczne, ale wiele bym ich pewnie nie nauzywala...
OdpowiedzUsuńA jakby tak kuleczki uformowac, hm? Z tej masy orzechowej, hm?
To juz bardziej na moje umiejetnosci i poziom cierpliwosci!
:)
Myślę, że spokojnie można "ukulać" kuleczki. W końcu foremka pełni funkcję drugorzędną:))
UsuńJa bym potem taką kulkę orzechową obtoczyła w kakao, albo orzechach. Albo wykąpałabym ją w czekoladzie. Zrobiłyby się orzechowe trufelki:))
przepiękne ! :)
OdpowiedzUsuńA już zaczynałam się cieszyć, że będę miała jakąś "znajomą" milionerkę :(
OdpowiedzUsuńdobrze,że chociaż dałaś coś na osłodę :)
Tak, tak, ule miały być na osłodę. A co do miliona, wszystko przede mną:))
UsuńLimonko, jak potraktujesz swoja wygrana? Zainwestujesz czy wydasz? SUPER!
OdpowiedzUsuńUle sa sliczne i pszczolki na nich tez :-)
Na razie tkwię w oszołomieniu. Taki "majątek" do zagospodarowania wymaga czasu. Póki co zapakowałam wygraną do skarpety;))
UsuńMoże razem ją wydamy?:)))
Moja Mama namiętnie gra w totka, mój Tato sporadycznie wyśle i najczęściej trafia chociaż trójkę :)
OdpowiedzUsuńUle wyglądają cudnie, może też powinnam sobie kupić te foremki...? :)
Kup koniecznie. Ja już myślę nad ich innym wykorzystaniem. I życzę rodzicom wygranej:))
UsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń