środa, 3 lutego 2021

Nieoczekiwane skutki braku światła czyli tofu, miód, imbir i sos sojowy

 















Obiad był w pełnym rozwoju. Talerze dymiły, potrawy pachniały, ślinka ciekła.

I wtedy zrobiło się ciemno. Nie żeby pstryk i koniec. Nie, nie. Najpierw zamrugało, potem lampy dostały czkawki a na koniec zapadł mrok. Widelce zawisły nad stołem w cichym niezrozumieniu.  Zamarliśmy w oczekiwaniu. A nuż wróci. Nie wróciło. 

Ruszyliśmy ku bezpiecznikom. W skrzynce zastaliśmy ciszę, spokój i pełen porządek. Jakby technika w ogóle nie zauważyła, że światło sobie poszło. 

Wylegliśmy na korytarz. A tu, co za ulga, też ciemno. Niestety wywiad na prędce zrobiony u sąsiadów szybko rozwiał nasze nadzieje, że ktoś dzieli z nami los. Oni mieli światło. My nie. 

Rzut oka na pobliskie mieszkania nie rozstrzygnął sprawy. Jedni mieli okna jasne, inni ciemne. 

Zagadka.

Sąsiedzi okazali się przydatni. Od razu namierzyli sprawców: "ci od domofonu". Jeden telefon i panowie sprawcy zostali wezwani na  miejsce zbrodni. Pozostało nam czekać.

Tymczasem na korytarzu (ciągle ciemnym) rozkwitło życie sąsiedzkie. 

Najpierw pojawiło się  współczucie. Potem propozycja kawy: co tam będziecie po ciemku siedzieć (nie tak znowu po ciemku, zapaliłam świece), napijecie sie u nas kawy.

Sąsiad z prawej przyniósł drabinę (bezpieczniki są wysoko), sąsiad z lewej pęk wytrychów (skrzynka z bezpiecznikami zamknięta na głucho). Panie w tym czasie omawiały romantyczne skutki zaistniałej sytuacji. 

Minęła godzina. Nic w kwestii rozjaśnienia sytuacji się  nie zmieniło ale poczuliśmy z MMŻ, że nie jesteśmy sami w nieszczęściu. Sąsiedzi zamiast zająć się swoimi sprawami, bo przecież w kwestii wspołczucia już swoje zrobili, ani myśleli zostawić nas samych sobie. 

Na korytarzu pojawiły się krzesła. Kto to widział stać tyle czasu? 

Może napijemy się wina? 

No i kieliszki trzeba było na czymś postawić. Więc obok krzeseł stanął stolik.

Skąd wzięła się taca z pączkami a po kolejnych trzech godzinach kanapki, nawet nie wiem.

Kiedy jednocześnie gada sześć osób, to robi się naprawdę gwarno.

I już byśmy o tym świetle a właściwie jego braku zapomnieli gdyby nie walenie w drzwi wejściowe piętro niżej. Zapomniałam dodać na początku, że domofon też padł.  

Odsiecz przybyła. Nowy, błyszczący i sprawny bezpiecznik przywiozła. I stała się światłość w domu i na korytarzu. 

Chcecie wiedzieć co było dalej?

Powrót jasności niczego na korytarzu nie zmienił. Rozmowy, śmiechy trwały w najlepsze. Około pół godziny po północy doszłam do wniosku, że trzeba oprzytomnieć i pogoniłam towarzystwo do łóżek. 

Ale zanim zgasiłam lampkę nocną doszłam do wniosku, że życie jest pełne niespodzianek.

Sąsiedzi mieszkają obok od lat. Mijamy się, kłaniamy sobie, zostawiamy liściki na Boże Narodzenie. Poprawne sąsiedzkie stosunki - tak nazywa się ten stan rzeczy.

Nic o sobie nie wiemy. A precyzyjnie mówiąc: nie wiedzieliśmy. Do tego tygodnia.

Na piątek jesteśmy umówieni na wspólne oglądanie filmu. Co wy na to?





Na dodatek, przygotowane w pełnym świetle pyszne tofu nie tylko dla nie jedzących mięsa. 

Tofu w miodzie, sosie sojowym i imbirze


opakowanie tofu (około 250 g)

2 łyżki sosu jasnego sojowego

1,5 łyżki płynnego miodu

3 ząbki czosnku, zmiażdżone

kawałek imbiru wielkości kciuka, starty

1 gruszka, starta na grubych oczkach

kilka dymek, tylko biała część

2 łyżki oleju sezamowego

1,5 łyżki pasty gochujang*

2 łyżki oleju

1 łyżka uprażonych ziaren sezamu (pół na pół, jasnych i ciemnych)


* gochujang to pasta koreańska, która odmienia życie, szczególnie tym, którzy lubią mocne wrażenia. Bez tej pasty kiszenie kimchi byłoby jeśli nie niemożliwe, to na pewno trudniejsze.


Tofu owijamy ręcznikami papierowymi i obciążamy np drewnianą deską. Niech pozbędzie się nadmiaru wody. Kroimy na centymetrowe plastry.

Na patelni rozgrzewamy olej i osuszone tofu smażymy na złoty kolor.

Przekładamy tofu na papierowy (kolejny) ręcznik. 

W miseczce mieszamy sos sojowy, miód, czosnek, imbir, pokrojone dymki, olej sezamowy, gochujang i 1 łyżkę wody.

Na gorącą patelnię z jedną łyżką oleju wlewamy zawartość miseczki. Wkładamy do sosu podsmażone tofu. Obtaczamy w sosie i na niedużym ogniu zagotowujemy. Gotujemy około 5 minut. Sos powinien się nieco zredukować. Posypujemy sezamem i zieloną częścią dymki i podajemy.

Smakuje nieziemsko z dodatkiem sałatki z brokułów lub ryżem 

Smacznego 






1 komentarz:

  1. Szal smakow i szal towarzyski. Czego wiecej chciec? (to pisalam ja, ciasteczko)

    OdpowiedzUsuń