MMz wyszedł po pizzę. I przepadł. W linii prostej miał do pokonania około 250 metrów.
Ale po prostej to nie znaczy prosto.
MMŻ odkrył stosunkowo niedawno, że ma nogi. I że one służą nie tylko do noszenia spodni i butów ale pełnią też nieoczekiwanie inne funkcje. Funkcje pożyteczne i całkiem przyjemne. Otóż, jak się okazało, do przemieszczania się w przestrzeni dobrze sprawuje się nie tylko samochód ale własne nogi.
A to odkrycie: mam nogi! Dziwne? Nieprawdopodobne? Nieprawdziwe?
Trzy razy "nie".
Odkrycie własnych nóg może być momentem zwrotnym w życiu porównywalnym do wynalezienia (nomem omen) koła.
Nie wdając się w szczegóły MMŻ po dokonaniu powyższego zaczął nowe życie. Wędrowca.
Kiedyś na moje pytanie:
- pójdziesz ze mną na spacer?
słyszałam:
- pieszo? a nie możemy pojechać autem?
Na parkingu zostawialiśmy pojazd pod drzwiami a zwiedzanie czegokolwiek odbywałam w samotności.
Dawne czasy. Dziś parking zazwyczaj jest nam niepotrzebny a spacery zaczynają być podobne do maratonów.
Wracając do dzisiejszego zniknięcia, MMŻ wyszedł po pizzę. Prosta kalkulacja plus doświadczenie dało mi wynik: 20 minut.
Była niedziela, leniwe popołudnie, wędrówkę już zaliczyliśmy, serial "Raised by wolves" przygotowany do obejrzenia. Żadnego niebezpieczeństwa nie wyczuwałam. Do pełni szczęścia brakowało tylko pizzy. No i MMŻ.
Po godzinie nawet mnie zastanowiło jakąż to okrężną drogę mój wspaniały Mąż tym razem obrał.
Rozwiązanie okazało się o tyle prozaiczne, co nieoczekiwane. Kiedy ja wizualizowałam trasy, które przemierza MMŻ idąc po pizzę, ten zakotwiczył u pizzamana by w spokoju acz bez premedytacji oddać się ożywionej dyskusji nad wyższością jednego sprzętu grającego nad innym. Czas płynął, pizza stygła, ciemność zapadła.
MMŻ wrócił zadowolony z siebie po 1,5 godziny.
Zapomniałam, że są rzeczy ważne, ważniejsze i najważniejsze. Pizza nie znalazła w żadnej z tych kategorii.
Następnym razem zamówię obiad z dowozem. Takie są zgubne skutki chodzenia....na manowce;))
Wbrew temu co na wstępie, dziś nie będzie pizzy, ani burgerów, ani burrito.
Sobota jest dniem świętym i moja kuchnia jest wtedy zamknięta. Żadna siła nie zmusi mnie w sobotę do wyjęcia garnka.
Ale ciasto to nie gotowanie. No i zazwyczaj w sobotę jest już gotowe.
Tort nie tylko urodzinowy z makiem, czekoladą i kremem z białej czekolady
ciasto czekoladowe:
1 i 3/4 szklanki mąki pszennej
1,5 szklanki drobnego cukru do wypieków
3/4 szklanki kakao
1,5 łyżeczki sody oczyszczonej
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
pół łyżeczki soli
1 szklanka maślanki lub kefiru
1/2 szklanki (125 ml) oleju rzepakowego lub słonecznikowego
2 duże jajka
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
1 szklanka świeżo zaparzonej gorącej kawy (bez fusów)
Wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej. Do dużej miski przesiewamy mąkę, kakao, sodę, proszek, sól.
W innej misce mieszamy maślankę, olej, jajka, wanilię. Dodajemy cukier. Nie ubijamy, mieszamy tylko do połączenia się składników.
Dodajemy suche składniki i mieszamy ręcznie by wszystko ładnie się połączyło. Potem strużką wlewamydodawać kawę, dalej mieszając.
Ciasto przelewamy do tortownicy średnicy 23 cm, wyłożonej papierem do pieczenia i pieczemy w temperaturze 170ºC przez około 40 – 45 minut lub do tzw. suchego patyczka.
Upieczone ciasto wyjmujemy z piekarnika, studzimy i kroimy na 3 blaty.
biszkopt makowy:
5 jajek, białka i żółtka oddzielnie
150 g drobnego cukru do wypieków
2 łyżki zmielonych migdałów
120 g mąki pszennej tortowej
2 łyżki skrobi ziemniaczanej
1 łyżka proszku do pieczenia
200 g suchego, nie mielonego maku
Zaczynamy od ubicia białek na pianę. Do ubijanych białek, pod koniec wsypujemy partiami cukier (jak przy robieniu bezy). Doubitych białek z cukrem dodajemy żółtka, wciąż ubijając.
W misce mieszamy obie mąki, mak, proszek i migdały.
Do miski z ubitymi jajkami wsypujemy mieszankę suchą i delikatnie, ręcznie mieszamy.
Przekładamy ciasto do tortownicy, wyłożonej papierem do pieczenia i pieczemy około 40 minut w temperaturze 180 stopni.
Studzimy a po wystudzeniu kroimy na 3 blaty.
nasączenie:
pół szklanki przegotowanej wody, wystudzonej
3 łyżki rumu
krem z białej czekolady:
300 g białej czekolady, posiekanej
400 ml śmietany kremówki 36%
Mocno pdgrzewamy kremówkę (prawie do zagotowania). Zdejmujemy z pieca i wrzucamy do niej połamaną czekoladę. Po kilku minutach mieszamy do otrzymania gładkiej czekoladowej masy. Studzimy, przykrywamy powierzchnię czekolady folią i wstawiamy do lodówki (najlepiej na noc).
Następnego dnia ubijamy schłodzoną masę czekoladową na krem.
krem do posmarowania i udekorowania tortu:
250 g mascarpone
200 ml kremówki
2 łyżki cukru pudru
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
oraz
małe beziki, owoce
Finał:
Na podstawce lub w tortownicy kładziemy pierwszy czekoladowy blat. Nasączamy go ponczem i smarujemy kremem. Przykrywamy blatem makowym. Nasączamy i smarujemy kremem. Przykrywamy blatem czekoladowym, nasączamy i smarujemy kremem. Przykrywamy blatem makowym, nasączamy i całość ciasta smarujemy resztą kremu z białej czekolady.
Wstawiamy do lodówki na kilka godzin.
Nie użyłam wszystkich trzech blatów bo miałam dla nich inne przeznaczenie.
Po kilku godzinach dekorujemy tort.
Ubijamy mascarpone z kremówką, cukrem i wanilią. Smarujemy boki i wierzch ciasta. Upiększamy według uznania i schładzamy ponownie w lodówce.
Trochę jest z tym ciastem zachodu, ale urodzinowych ciast nie piecze się co sobotę.
Zachęcam i polecam. Smacznego
Tort wyglada tak pysznie, ze nawet po pizzy by mi sie zmiescil :D (to pisalam ja Ciasteczko)
OdpowiedzUsuńTwoje dzieła są zawsze takie dopracowane, wycackane wręcz, a w przekroju dodatkowo ujawniają smakowite wnętrza... A tekst - też wyborny :-)
OdpowiedzUsuń