sobota, 6 lutego 2021

Niezbyt wielka ucieczka i tort z makiem, czekoladą i kremem z białej czekolady

 




MMz wyszedł po pizzę. I przepadł. W linii prostej miał do pokonania około 250 metrów.

Ale po prostej to nie znaczy prosto. 

MMŻ odkrył stosunkowo niedawno, że ma nogi. I że one służą nie tylko do noszenia spodni i butów ale pełnią też nieoczekiwanie inne funkcje. Funkcje pożyteczne i całkiem przyjemne. Otóż, jak się okazało, do przemieszczania się w przestrzeni dobrze sprawuje się nie tylko samochód ale własne nogi. 

A to odkrycie: mam nogi! Dziwne? Nieprawdopodobne? Nieprawdziwe?

Trzy razy "nie". 

Odkrycie własnych nóg może być momentem zwrotnym w życiu porównywalnym do wynalezienia (nomem omen) koła. 

Nie wdając się w szczegóły MMŻ po dokonaniu powyższego zaczął nowe życie. Wędrowca.

Kiedyś na moje pytanie: 

- pójdziesz ze mną na spacer? 

słyszałam: 

- pieszo? a nie możemy pojechać autem?

Na parkingu zostawialiśmy pojazd pod drzwiami a zwiedzanie czegokolwiek odbywałam w samotności.

Dawne czasy. Dziś parking zazwyczaj jest nam niepotrzebny a spacery zaczynają być podobne do maratonów. 

Wracając do dzisiejszego zniknięcia, MMŻ wyszedł po pizzę. Prosta kalkulacja plus doświadczenie dało mi wynik: 20 minut.

Była niedziela, leniwe popołudnie, wędrówkę już zaliczyliśmy, serial "Raised by wolves" przygotowany do obejrzenia. Żadnego niebezpieczeństwa nie wyczuwałam. Do pełni szczęścia brakowało tylko pizzy. No i MMŻ. 

Po godzinie nawet mnie zastanowiło jakąż to okrężną drogę mój wspaniały Mąż tym razem obrał.

Rozwiązanie okazało się o tyle prozaiczne, co nieoczekiwane. Kiedy ja wizualizowałam trasy, które przemierza MMŻ idąc po pizzę, ten zakotwiczył u pizzamana by w spokoju acz bez premedytacji oddać się ożywionej dyskusji nad wyższością jednego sprzętu grającego nad innym. Czas płynął, pizza stygła, ciemność zapadła. 

MMŻ wrócił zadowolony z siebie po 1,5 godziny.

Zapomniałam, że są rzeczy ważne, ważniejsze i najważniejsze. Pizza nie znalazła w żadnej z tych kategorii.

Następnym razem zamówię obiad z dowozem. Takie  są zgubne skutki chodzenia....na manowce;))


Wbrew temu co na wstępie, dziś nie będzie pizzy, ani burgerów, ani burrito. 

Sobota jest dniem świętym i moja kuchnia jest wtedy zamknięta. Żadna siła nie zmusi mnie w sobotę do wyjęcia garnka.

Ale ciasto to nie gotowanie. No i zazwyczaj w sobotę jest już gotowe. 






Tort nie tylko urodzinowy z makiem, czekoladą i kremem z białej czekolady


ciasto czekoladowe:

1 i 3/4 szklanki mąki pszennej

1,5 szklanki drobnego cukru do wypieków

3/4 szklanki kakao

1,5 łyżeczki sody oczyszczonej

1,5 łyżeczki proszku do pieczenia

pół łyżeczki soli

1 szklanka maślanki lub kefiru

1/2 szklanki (125 ml) oleju rzepakowego lub słonecznikowego

2 duże jajka

1 łyżeczka ekstraktu z wanilii

1 szklanka świeżo zaparzonej gorącej kawy (bez fusów)


Wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej. Do dużej  miski przesiewamy mąkę, kakao, sodę, proszek, sól.

W innej misce mieszamy  maślankę, olej, jajka, wanilię. Dodajemy cukier. Nie ubijamy, mieszamy tylko do połączenia się składników. 

Dodajemy suche składniki i mieszamy ręcznie by wszystko ładnie się połączyło. Potem strużką wlewamydodawać kawę, dalej mieszając. 

Ciasto przelewamy do tortownicy średnicy 23 cm, wyłożonej papierem do pieczenia i  pieczemy w temperaturze 170ºC przez około 40 – 45 minut lub do tzw. suchego patyczka. 

Upieczone ciasto wyjmujemy z piekarnika, studzimy i kroimy na 3 blaty.


biszkopt makowy:

5 jajek, białka i żółtka oddzielnie

150 g drobnego cukru do wypieków

2 łyżki zmielonych migdałów

120 g mąki pszennej tortowej

2 łyżki skrobi ziemniaczanej

1 łyżka proszku do pieczenia

200 g suchego, nie mielonego maku


Zaczynamy od ubicia białek na pianę. Do ubijanych białek, pod koniec wsypujemy partiami cukier (jak przy robieniu bezy). Doubitych białek z cukrem dodajemy żółtka, wciąż ubijając.

W misce mieszamy obie mąki, mak, proszek i migdały. 

Do miski z ubitymi jajkami wsypujemy mieszankę suchą  i delikatnie, ręcznie mieszamy.

Przekładamy ciasto do tortownicy, wyłożonej papierem do pieczenia i pieczemy około 40 minut w temperaturze 180 stopni.

Studzimy a po wystudzeniu kroimy na 3 blaty.


nasączenie:

pół szklanki przegotowanej wody, wystudzonej

3 łyżki rumu


krem z białej czekolady:

300 g białej czekolady, posiekanej

400 ml śmietany kremówki 36%


Mocno pdgrzewamy kremówkę (prawie do zagotowania). Zdejmujemy z pieca i wrzucamy do niej połamaną czekoladę. Po kilku minutach mieszamy do otrzymania gładkiej czekoladowej masy. Studzimy, przykrywamy powierzchnię czekolady folią i wstawiamy do lodówki (najlepiej na noc).

Następnego dnia ubijamy schłodzoną masę czekoladową na krem. 


krem do posmarowania i udekorowania tortu:

250 g mascarpone

200 ml kremówki

2 łyżki cukru pudru

1 łyżeczka ekstraktu waniliowego

oraz 

małe beziki, owoce


Finał:

Na podstawce lub w tortownicy kładziemy pierwszy czekoladowy blat. Nasączamy go ponczem i smarujemy kremem. Przykrywamy blatem makowym. Nasączamy i smarujemy kremem. Przykrywamy blatem czekoladowym, nasączamy i smarujemy kremem. Przykrywamy blatem makowym, nasączamy i całość ciasta smarujemy resztą kremu z białej czekolady.

Wstawiamy do lodówki na kilka godzin.

Nie użyłam wszystkich trzech blatów bo miałam dla nich inne przeznaczenie. 

Po kilku godzinach dekorujemy tort.

Ubijamy mascarpone z kremówką, cukrem i wanilią. Smarujemy boki i wierzch ciasta. Upiększamy według uznania i schładzamy ponownie w lodówce.






Trochę jest z tym ciastem zachodu, ale urodzinowych ciast nie piecze się co sobotę. 

Zachęcam i polecam. Smacznego


2 komentarze:

  1. Tort wyglada tak pysznie, ze nawet po pizzy by mi sie zmiescil :D (to pisalam ja Ciasteczko)

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoje dzieła są zawsze takie dopracowane, wycackane wręcz, a w przekroju dodatkowo ujawniają smakowite wnętrza... A tekst - też wyborny :-)

    OdpowiedzUsuń