Coś kuszącego jest w bakłażanie.
Nigdy nie mogę obok niego przejść obojętnie.
Nie wiem czy to sama przyjemność jego
dotykania czy fantazje, jakie lęgną mi się w głowie jako
konsekwencje tego pierwszego.
Bakłażan jest chłodny i śliski w
dotyku. Przypomina jedwab. Jeśli jednak dodać do niego jego
jędrność i lekki opór pod palcami, przychodzi mi na myśl wąż.
Coś kuszącego, coś jak wąż.... ale
się porobiło.
Nie wiem czy w raju rosły bakłażany.
Myślę, że Stwórca był pod wrażeniem swojego talentu, kiedy
natknął się na pierwsze fioletowe owoce. Ciekawe czy już wtedy
przewidział kulinarne konsekwencje ich używania. I ciekawe czy
kolor wybrał z premedytacją. Co prawda są też białe i fioletowo
białe, jakby kolorowane niedokładnie fioletową kredką, ale to
fioletowy dzierży palmę pierwszeństwa.
Chociaż... bakłażan może być
kłopotliwym materiałem. Należy to tego rodzaju darów natury,
które zyskują dopiero przy bliższym poznaniu.
W przeciwieństwie do ziemniaka jednak,
ma efektowne warunki zewnętrzne. Co tu dużo gadać, wygląda
pięknie.
Jednak prawdziwy jego urok tkwi w
możliwościach.
Co prawda traci na urodzie w trakcie
obróbki cieplnej, jednak nie uroda jest tutaj najważniejsza.
Jest jeszcze nieco za wcześnie, aby
cieszyć się ogródkowym bakłażanem.
Mimo wielu prób nie udało mi się
doczekać zbiorów. Roślinka i owszem rosła pięknie, kwitła
uroczymi fioletowymi kwiatkami... i tyle. Zero fioletowych kuleczek.
Mimo chuchania, dmuchania i zabiegów magicznych nic. Kompletnie.
Inni mają więcej szczęścia w
uprawie i zamierzam z tego skorzystać bez skrupułów.
Co można z niego stworzyć?
Ha, czego nie można? Może ciasta.
Choć nigdy nie próbowałam.
Cudnie współgra z serami wszelakimi,
czosnkiem czy sosem pomidorowym.
Najbardziej lubię go w postaci
przypieczonych na grillu lub patelni plastrów. Posypanie ich
oscypkiem i polanie kroplą oliwy np. orzechowej jest wystarczającym
powodem spaceru na targ.
Spróbujcie podać go z fasolą i sosem
vinaigrette. Do tego opieczona kromka chleba, maźnięta solonym
masłem. Och, piękne!
Pangratta z bakłażanem to dzieło
sztuki dla kubków smakowych.
Jeśli przekroicie bakłażana wzdłuż
i posmarujecie pastą miso, okaże się, że nawet kuchnia tak
wyrafinowana jak japońska, nie pozostaje obojętna na jego walory.
Jak widzicie ta fioletowa pięknotka
cieszy się dobrymi notowaniami w większości kuchni.
Nie będę was nudzić jego składem
czy wskrzeszającą mocą witamin, bo średnio mnie to interesuje,
pokażę wam co z niego zrobiłam tym razem.
Sałatka
z bakłażanem, soczewicą i sosem z tahini
1 bakłażanem
1 łyżeczka przyprawy ras-el-hanout*
olej do smażenia
garść czerwonej soczewicy
2 łyżki posiekanej pietruszki
2 łyżki posiekanej mięty
1 łyżeczka sumaku**
1 mała czerwona cebula, pokrojona w
plastry
4 pomidory, pokrojone na kawałki
garść orzechów włoskich,
podpieczonych i połamanych na kawałki
2 łyżki oliwy z oliwek
sól
sos:
200 ml jogurtu
2 łyżki tahini***
2 łyżki oliwy z oliwek
sok z jednej cytryny
1 mały ząbek czosnku, starty na tarce
sól
Czy bakłażana trzeba solić przed
obróbką, czy nie zostawiam wam. Ja solę, czekam kwadrans, potem
myję i wycieram ręcznikiem papierowym.
Teraz smarujemy plastry oliwą
zmieszaną z przyprawą raz-el-hanout.
Smażymy plastry na patelni aż
zmiękną.
Zajmujemy się soczewicą. Zagotowujemy
wodę w garnku. Wsypujemy soczewicę i gotujemy do miękkości. Potem
odcedzamy ją i studzimy.
Ostudzoną soczewicę mieszamy z resztą
składników sałatki. Polewamy oliwą i mieszamy.
W miseczce mieszamy składniki sosu.
Na talerz nakładamy sporą porcję
sałatki soczewicowej. Na niej kładziemy plastry bakłażana, posypujemy orzechami a obok stawiamy sos w miseczce.
Jak wam się podoba?
*raz-el-hanout to bogata, marokańska
mieszanka przypraw. Można ją zrobić samemu. Mieszamy:
2 łyżeczki mielonego imbiru
2 łyżeczki mielonej gałki
muszkatołowej
2 łyżeczki kardamonu
1 łyżeczka mielonego cynamonu
1 łyżeczka mielonego ziela
angielskiego
1 łyżeczka mielonych ziaren kolendry
1 łyżeczka kurkumy
pół łyżeczki mielonego czarnego
pieprzu
pół łyżeczki mielonego białego
pieprzu
pół łyżeczki pieprzu cayenne
pół łyżeczki mielonego anyżu
ćwierć łyżeczki mielonych goździków
Przekładamy do słoików i używamy
jak najczęściej.
**Sumak jest przyprawą nieco kwaśną
w smaku i czerwoną w kolorze. Nie mam pojęcia czym ją zastąpić
ale w dobie internetu zdobycie jej nie powinno być trudne.
***Tahini to pasta sezamowa. Można ją
kupić w większych sklepach.
Smacznego
Pokusa związana z węzem, bakłażanem i nieułożonymi myślami...tak mi się skojarzyło czytając Twojego posta. Tak czy inaczej sałatka wygląda obłędnie, wspaniale zapewne smakuje i.... No i Twoje pisarstwo, mistrzowskie. Pozdrowienia popołudniowe :)
OdpowiedzUsuńAlez u Ciebie lato na talerzu Limonko. Dopiero co zjadlam sniadanie, ale taka salatka bym nie pogardzila :)
OdpowiedzUsuńU mnie bakłażan gości jakoś rzadko, sama nie nie wiem dlaczego... Może dlatego, że daleko mu do oczywistości ziemniaka...? Ale czuję się zmotywowana, spróbuję więcej z nim eksperymentować :)
OdpowiedzUsuńSałatka wygląda pysznie :)