- Ojejku jejku. Mamy żbika!
Z domu wywabiły mnie niecodzienne
dźwięki. Coś się darło w niebogłosy, wyjąc jak potępieniec.
Tylko koty mogą się tak wydzierać, a szczególnie koty, którym
coś lub ktoś się nie spodobał.
Pędzę na odsiecz moim pieszczoszkom.
Wypadam zza domu i co widzę.
Na drodze do ogrodu stoją w
konfrontacyjnej pozie dwa zwierzaki. Jeden jest mi znany. Szary,
futrzasty, jednak już na pierwszy rzut oka widać, że jakiś
większy niż zazwyczaj. W odległości jakichś dwóch metrów od
niego stoi drugi potwór. Podobnej wielkości ale koloru bardziej
burego. Duża głowa, krótkie łapy i masywny ogon w ciemne pasy.
Obaj stoją, uszy położyły po sobie
i wyją jak dusze nieczyste.
Pierwszy daje upust swojemu oburzeniu.
Kto to widział, żeby tak, po prostu,włazić na czyjąś ziemię.
Drugi wyje pewnie zaskoczony
nieprzejednaną postawą pierwszego.
Kim jest ten obcy? Niby do kota podobny
ale nie do końca.
Po głębokiej analizie, nocnym
obserwowaniu intruza w świetle księżyca (rozłożył się na
poduszkach na tarasie jak u siebie) wydedukowałam, że to żbik.
Miałam tylko nadzieję, że to żbik
przechodni. Jak przyszedł tak pójdzie.
Koty podwoiły czujność a obcy za
dnia raczej się nie pokazywał. Tylko z pobliskich krzaków o
zmierzchu rozlegało się wycie.
Po trzech dniach nastąpiła cisza.
Czyżby gość sobie poszedł?
Koty odzyskały dobry humor, ja spokój.
Czwartego dnia, koło południa zza
ławki wychynęła bura głowa. Zapiszczała, zajęczała a po chwili
wyłoniła się reszta stworzenia.
Zerwałam się na równe nogi z
okrzykiem: żbik wrócił!
MMŻ zachował zimny spokój: - jakiś
taki mały ten żbik. Mniejszy od naszych kotów. I zupełnie
zagubiony.
- Czy ty na pewno widziałaś żbika?
Upierałam się przy swoim a moja Mama
podsumowała: - strach ma wielkie oczy.
A ja jestem pewna, że to piszczące
stworzenie z wyjącym potępieńcem nie miało nic wspólnego.
I będę się upierać, że odwiedził
nas żbik. Tylko Szary mógłby moją teorię potwierdzić.
Ale on moje dobre imię ma nosie.
Gnocchi
z pomidorami, anyżem, cukinią, mascarpone
1 mała cebula
2 ząbki czosnku
1 małe chilli
pół puszki pomidorów lub 3
, duże, dojrzałe pomidory
1 gwiazdka anyżu
wiązka macierzanki
3 łyżki mascarpone lub kremówki
1 nieduża cukinia
2 łyżki startego parmezanu
oliwa
paczka klusek typu gnocchi
W rondelku rozgrzewamy oliwę i
wrzucamy cebulę pokrojoną w kostkę. Następnie dorzucamy anyż o
raz chilli i czosnek drobno pokrojone. Smażymy na niedużym ogniu aż
cebula zmięknie. Wlewamy pomidory, dodajemy macierzankę i gotujemy
na małym ogniu 10 minut. Wyjmujemy wiązkę macierzanki i anyż.
Dorzucamy pokrojoną w półplasterki
lub paski cukinię i gotujemy jeszcze 3 minuty. Na koniec dodajemy
mascarpone, dokładnie mieszamy i doprawiamy solą i pieprzem.
Zagotowujemy sos. Zdejmujemy z ognia.
Wsypujemy do sosu gnocchi. Posypujemy parmezanem i podajemy na letni obiad.
Smacznego
Żbika na oczy nie widziałam, aż muszę to sobie "wygooglować" :)
OdpowiedzUsuńA kluchy pycha! Od razu mam na myśli Italię i odpływam marząc o zbliżającym się urlopie ;)
Żbik potrafi zrobić psikusa, widziałam raz na żywo, wiec :D wiem, że u Ciebie też był żbik. A kluchy-mmmm świetna propozycja na dzisiejszy obiad :D Uwielbiam gnocchi :D Ściskam Was serdecznie i miłego dnia życzę Limonko :))
OdpowiedzUsuńToz to bezczelne futro! Na taras bez zaproszenia.
OdpowiedzUsuńAle za to "kluchy" sa super! Z anyzem i mascarpone... Az sie rozplywam.
Nie znam się na żbikach... Ale ja Ci wierzę :)
OdpowiedzUsuńA obiadek pierwsza klasa :)