środa, 27 lipca 2016

Gnocchi z pomidorami, anyżem, cukinią i mascarpone i leśne historie, mrożące krew w żyłach





















- Ojejku jejku. Mamy żbika!
Z domu wywabiły mnie niecodzienne dźwięki. Coś się darło w niebogłosy, wyjąc jak potępieniec. Tylko koty mogą się tak wydzierać, a szczególnie koty, którym coś lub ktoś się nie spodobał.
Pędzę na odsiecz moim pieszczoszkom.
Wypadam zza domu i co widzę.
Na drodze do ogrodu stoją w konfrontacyjnej pozie dwa zwierzaki. Jeden jest mi znany. Szary, futrzasty, jednak już na pierwszy rzut oka widać, że jakiś większy niż zazwyczaj. W odległości jakichś dwóch metrów od niego stoi drugi potwór. Podobnej wielkości ale koloru bardziej burego. Duża głowa, krótkie łapy i masywny ogon w ciemne pasy.
Obaj stoją, uszy położyły po sobie i wyją jak dusze nieczyste.
Pierwszy daje upust swojemu oburzeniu. Kto to widział, żeby tak, po prostu,włazić na czyjąś ziemię.
Drugi wyje pewnie zaskoczony nieprzejednaną postawą pierwszego.
Kim jest ten obcy? Niby do kota podobny ale nie do końca.
Po głębokiej analizie, nocnym obserwowaniu intruza w świetle księżyca (rozłożył się na poduszkach na tarasie jak u siebie) wydedukowałam, że to żbik.
Miałam tylko nadzieję, że to żbik przechodni. Jak przyszedł tak pójdzie.
Koty podwoiły czujność a obcy za dnia raczej się nie pokazywał. Tylko z pobliskich krzaków o zmierzchu rozlegało się wycie.
Po trzech dniach nastąpiła cisza.
Czyżby gość sobie poszedł?
Koty odzyskały dobry humor, ja spokój.
Czwartego dnia, koło południa zza ławki wychynęła bura głowa. Zapiszczała, zajęczała a po chwili wyłoniła się reszta stworzenia.
Zerwałam się na równe nogi z okrzykiem: żbik wrócił!
MMŻ zachował zimny spokój: - jakiś taki mały ten żbik. Mniejszy od naszych kotów. I zupełnie zagubiony.
- Czy ty na pewno widziałaś żbika?
Upierałam się przy swoim a moja Mama podsumowała: - strach ma wielkie oczy.
A ja jestem pewna, że to piszczące stworzenie z wyjącym potępieńcem nie miało nic wspólnego.
I będę się upierać, że odwiedził nas żbik. Tylko Szary mógłby moją teorię potwierdzić.
Ale on moje dobre imię ma nosie.




Gnocchi z pomidorami, anyżem, cukinią, mascarpone


1 mała cebula
2 ząbki czosnku
1 małe chilli
pół puszki pomidorów lub 3
, duże, dojrzałe pomidory
1 gwiazdka anyżu
wiązka macierzanki
3 łyżki mascarpone lub kremówki
1 nieduża cukinia
2 łyżki startego parmezanu
oliwa
paczka klusek typu gnocchi

W rondelku rozgrzewamy oliwę i wrzucamy cebulę pokrojoną w kostkę. Następnie dorzucamy anyż o raz chilli i czosnek drobno pokrojone. Smażymy na niedużym ogniu aż cebula zmięknie. Wlewamy pomidory, dodajemy macierzankę i gotujemy na małym ogniu 10 minut. Wyjmujemy wiązkę macierzanki i anyż.
Dorzucamy pokrojoną w półplasterki lub paski cukinię i gotujemy jeszcze 3 minuty. Na koniec dodajemy mascarpone, dokładnie mieszamy i doprawiamy solą i pieprzem.
Zagotowujemy sos. Zdejmujemy z ognia.
Wsypujemy do sosu gnocchi. Posypujemy parmezanem i podajemy na letni obiad.





Smacznego

4 komentarze:

  1. Żbika na oczy nie widziałam, aż muszę to sobie "wygooglować" :)

    A kluchy pycha! Od razu mam na myśli Italię i odpływam marząc o zbliżającym się urlopie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Żbik potrafi zrobić psikusa, widziałam raz na żywo, wiec :D wiem, że u Ciebie też był żbik. A kluchy-mmmm świetna propozycja na dzisiejszy obiad :D Uwielbiam gnocchi :D Ściskam Was serdecznie i miłego dnia życzę Limonko :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Toz to bezczelne futro! Na taras bez zaproszenia.

    Ale za to "kluchy" sa super! Z anyzem i mascarpone... Az sie rozplywam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam się na żbikach... Ale ja Ci wierzę :)
    A obiadek pierwsza klasa :)

    OdpowiedzUsuń