Dziś był dzień odkryć.
Po pierwsze kawa.
Odkryciem było to,
że jest co najmniej 21 powodów by pić kawę.
Czasami warto jest kupić gazetę, bo
można się czegoś nowego dowiedzieć. Tak było w przypadku kawy.
Jest odchudzająca, działa przeciw
depresyjnie, chroni przed Parkinsonem, Alzheimerem, cukrzycą,
nowotworami, poprawia humor i pomaga w walce z zakwasami. Jeśli
chcecie poznać szczegóły, poszukajcie środowej Wyborczej.
Najbardziej rewolucyjne było to, że
nie podnosi ciśnienia. A całe życie straszono mnie, że po
trzeciej kawie zejdę na zawał.
Zawsze zastanawiało mnie jak w świetle
groźby wyginięcia, mają się do tej teorii Włosi.
Na szczęście, wszystkie wywrotowe
tezy (szczególnie te dotyczące jedzenia) mają swoje wzloty i
upadki. To, co było śmiertelnie niebezpieczne dekadę temu, dzisiaj
jest wręcz niezbędne do życia.
Jak zwykle umiar i dystans są bardzo
pożądane.
Obracając się w tematach zbliżonych do
stołu, doszłam do odkrycia numer dwa. To pieczona ciecierzyca.
Ciecierzyca we wszystkich swoich
wcieleniach jest super. Za hummus oddałabym wszystkie lody świata.
Jednak czasami dobrze jest odkryć, przy cudzej pomocy, inną twarz
czegoś, dobrze znanego.
Przygotowując dziś jagnięce kotlety,
szukałam dodatku, który byłby odpowiednim uzupełnieniem obiadu.
I znalazłam. W książce „Jerusalem”
Yotam'a Ottolenghi.
Nie będę opisywać doznań, bo każdy
może je zafundować w 10 minut. Powiem tylko, że warto. na dowód podaję szczegóły niżej.
Trzecie odkrycie jest raczej odległe
od stołu, choć są tacy, którzy powiedzieliby co innego.
Dawno naszego domu pod lasem nie
odwiedził żaden egzotyczny gość. Mówiąc egzotyczny mam na myśli
„egzotyczny” dla mnie.
Dziś odkryłam pod schodami, na środku
ścieżki węża. Dużego, błyszczącego, zwiniętego jak strażacka
sikawka, węża. Jeden z kotów był nim żywo zainteresowany. Nawet
łapą go trącał.
Wąż odstawił numer z gatunku: jestem
martwy i nawet śmierdzę.
Łopata, wielka pokrywka na garnek do
weków i duża dawka optymizmu były moim orężem. Wąż został
załadowany na łopatę i wyniesiony w zarośla. Leżał jak zdechła
dętka i trochę się martwiłam czy scenka, którą odstawił przed
domem nie była jednak rzeczywistością.
Kiedy wróciłam po dziesięciu
minutach okazało się, że zaskroniec grą aktorską zawstydziłby
niejedną gwiazdę. Nie było po nim śladu.
A ja nabyłam wiedzy o zaskrońcach.
Krótko mówiąc dzień miałam bardzo pouczający. Niech mi nikt nie
mówi, że wakacje są nudne.
Teraz wróćmy do odkrycie numer dwa,
do pieczonej ciecierzycy.
Do jagnięcych kotletów ugotowałam
też kaszę pęczak. Wszystko razem było fantastyczne.
Pieczona ciecierzyca z
dodatkami:
puszka ciecierzycy (wiem, że jestem
leniem, ale nie miałam czasu na nocne moczenie)
1 łyżeczka kuminu
1 łyżeczka ziela angielskiego
pół łyżeczki kardamonu
pół łyżeczki soli
oliwa do smażenia
1 ogórek
1 pomidor,
1 mała cebula
1 mała czerwona papryczka (jeśli
lubicie ostrości, to użyjcie chilli)
garść wężowej rzodkiewki* (lub z 6
zwykłych rzodkiewek)
1 łyżka posiekanej zielonej kolendry
1 łyżka posiekanej pietruszki
sos:
skórka starta z jednej cytryny
1 ząbek czosnku
sok z połowy cytryny
4 łyżki oliwy z oliwek
sól do smaku
Mielimy w młynku lub ścieramy w
moździerzu kumin, kardamon, ziele i sól. Dobrze odsączoną
ciecierzycę posypujemy zmielonymi przyprawami i dokładnie mieszamy.
Na patelni rozgrzewamy oliwę i
wrzucamy ciecierzycę. Przez dwie, trzy minuty smażymy na mocnym
ogniu, podrzucając ją by równo się opiekła.
Zdejmujemy patelnię z ognia i lekko
studzimy.
W tym czasie przygotowujemy resztę
dania.
Kroimy w kostkę ogórek, pomidor,
rzodkiewki, cebulę i papryczkę. Dorzucamy kolendrę i pietruszkę.
Mieszamy.
W słoiczku mieszamy składniki sosu
(czosnek powinien być zmiażdżony) i wlewamy do warzyw.
Podajemy na jednym talerzu z pieczoną
ciecierzycą. Kto lubi, może postawić obok miseczkę z gęstym
jogurtem.
- wężowa pietruszka to dziwna roślina. Wygląda trochę jak rzepak a rzodkiewki rosną na łodyżkach a nie pod ziemią. Absolutnie nie przypomina tego, co znacie pod nazwą „rzodkiewka” ale smakuje jak ona. Takie zaskoczenie. I jest zielona.
Oj, jaka bestia egzotyczna. Ciecierzyca jest zdecydowanie mniej egzotyczna i przy niej chyba pozostane.
OdpowiedzUsuńO mamuniu! Jakbym takiego wielkoluda zobaczyła w ogrodzie, to uciekałabym gdzie pieprz rośnie! Podziwiam, że załadowałaś go na łopatę :)
OdpowiedzUsuńA pieczoną ciecierzycę uwielbiam, ideał po prostu :)