Właściwie
mogłabym zatytułować swoje kilka minionych dni jako dni ognia i
wody.
Najpierw zepsuło się w łazience.
Mokre nogi w czasie mycia zębów mogą być niepokojące. Z paszczy
do kolan jest jednak daleko.
Najprostszym rozwiązaniem jest
podłożenie miski.
Źródło przecieku nie trudno było
znaleźć... to sparciała uszczelka w syfonie.
Miska załatwiła sprawę, ale po dwóch
dniach zaczęła kłuć w oczy.
Można ją nawet jakiś czas ignorować
a zęby myć na łonie (natury, oczywiście).
Jako, że ja dzielna kobieta jestem,
położyłam się pod umywalką i zabrałam za rozkręcanie
ustrojstwa. Cóż....wszystko szło nieźle. Nawet poczułam coś na
kształt dumy, że niby ja, taka wszechstronna jestem... dopóki
jedna śrubka nie rozbiła mojego dobrego samopoczucia. Żaden z
ośmiu śrubokrętów nie dał jej rady. Reaktywowałam nawet
wiertarkę! Też na nic. Śrubka jak zaklęta stała na drodze do
mojego szczęścia.
Nie macie pojęcia jak trudno jest się
przyznać do porażki.
Na szczęście inny kłopot sprawił,
że miska zeszła na drugi plan.
Zepsuta umywalka otwierała dopiero
worek z problemami.
Kolejnego dnia piec, zamiast grzecznie
ogrzewać i cieszyć, postanowił przejść do funkcji „wędzenie”.
Ilość dymu jaka rozpełzła się po kuchni z dwóch szczap drewna
zadziwiłaby nawet kominiarza.
Naprawa pieca nie jest pracą łatwą.
Najpierw potrzebna jest cierpliwość. Bo piec musi ostygnąć.
Potem trzeba się uzbroić w rękawice
i z pogrzebaczem w ręce ruszyć do pracy.
Tak też zrobiłam.
Rękawice okazały się zupełnie
niepotrzebne. Jedyne miejsce na mnie, w którym nie znalazłam
popiołu i sadzy nie nadaje się do opisywania, bo skromność mi nie
pozwala.
Włosy miałam sztywne a między
zębami chrzęściło. Wydłubałam spod blach każdy okruch popiołu
i odkryłam ze trzy tajemnicze komory, wypełnione po brzegi sadzą.
Wygarnęłam dodatkowo dwa wiadra
tajemniczego pyłu i pełna nadziei na obiad odtrąbiłam zwycięstwo.
Przedwcześnie! Piec jak dymił tak
dymi a umywalka jak przeciekała tak przecieka.
Nie dość, że nie będzie obiadu, to
na dodatek jedynym sposobem by odzyskać ludzki wygląd jest
prysznic.
Fachowcy, do których udało mi się
dodzwonić, już zaczęli długi weekend. Empatia i chęć zarobku
nie były ich motorem napędowym.
Nie mówcie mi, że ludzie szukają
pracy! To praca szuka ludzi!
Na szczęście (to się nazywa
optymizm) jest piękna pogoda, a obiad ugotowałam na kuchence
gazowej. Trzeba było przypomnieć sobie czasy, kiedy gotowało się
pod gołym niebem.
I przy tym chyba powinnam pozostać.
Robić to, co umiem a to, na czym się nie znam, zostawić fachowcom.
Szkoda tylko, że fachowcy do poniedziałku ogłosili wolne.
wiązka szparagów
garnek wrzącej lekko osolonej wody
Gotujemy szparagi trzy minuty i
odsączamy.
ciasto do tempury:
100 g mąki
100 ml lodowatej wody
2 szczypty soli
olej do smażenia
Mieszamy mąkę z lodowatą wodą (to
ważne by była naprawdę lodowata). Ciasto powinno mieć gęstość
kwaśnej śmietany. Nie mieszamy ciasta zbyt dokładnie, grudki są
dobrze widziane.
Ugotowane szparagi dobrze osuszamy i
moczymy w cieście.
Rozgrzewamy olej i do gorącego oleju
wkładamy szparagi. Smażymy je minutę z obu stron i wyjmujemy na
papierowy ręcznik.
sos aioli:
2 ząbki czosnku
1 żółtko
120 ml oliwy z oliwek
1 łyżeczka soku z cytryny
sól, pieprz do smaku
Rozcieramy czosnek z solą. Dodajemy
żółtko i dalej ucieramy. Następnie powoli wlewamy cienką strużką
oliwę. Trochę to przypomina robienie majonezu. Gdy sos zgęstnieje
wlewamy sok z cytryny. Doprawiamy solą i pieprzem.
jajko w koszulce:
2 jajka
woda
2 łyżki octu
Do rondla wlewamy
wodę i wlewamy ocet. Zagotowujemy wodę. Musi tylko delikatnie
„mrugać”.
Jajka wbijamy do
miseczki (przygotowujemy po jednym jajku) i delikatnie wlewamy do
rondla z wodą.
Gotujemy 3 minuty
lekko zgarniając białko na żółtko. Wyjmujemy jajko kiedy całe
białko jest ścięte a żółtko w środku płynne.
Delikatnie
odsączamy i kładziemy na szparagach.
Polewamy wszystko
sosem
Absolutna wiosenna
pycha.
Smacznego i
cudnego weekendu
Limonko kochana, czyzybys zmieniala zawod. bo z tego co czytalam to swietnie Ci szlo, dokupisz tylko walize srubokretow i bedzie lux. A tak na powaznie to...niestety jak sie cos psuje to w najmniej oczekiwanym momencie.. Za to obiad na lonie natury wyszedl Ci wysmienicie.Pozdrawiam Cieplo i serdecznie!!:))
OdpowiedzUsuńOch, dobrze ze na pocieszenie sa chociaz szparagi. Takie szparagi z jajkiem w koszulce polepsza kazdy dzien!
OdpowiedzUsuńWyglądają bosko, na samą myśl cieknie mi ślinka :):):)
OdpowiedzUsuń