środa, 3 czerwca 2015

Przepraszam, usterka czyli szparagi w tempurze z aioli i jajkiem w koszulce

Właściwie mogłabym zatytułować swoje kilka minionych dni jako dni ognia i wody.
Najpierw zepsuło się w łazience. Mokre nogi w czasie mycia zębów mogą być niepokojące. Z paszczy do kolan jest jednak daleko.
Najprostszym rozwiązaniem jest podłożenie miski.
Źródło przecieku nie trudno było znaleźć... to sparciała uszczelka w syfonie.
Miska załatwiła sprawę, ale po dwóch dniach zaczęła kłuć w oczy.
Można ją nawet jakiś czas ignorować a zęby myć na łonie (natury, oczywiście).
Jako, że ja dzielna kobieta jestem, położyłam się pod umywalką i zabrałam za rozkręcanie ustrojstwa. Cóż....wszystko szło nieźle. Nawet poczułam coś na kształt dumy, że niby ja, taka wszechstronna jestem... dopóki jedna śrubka nie rozbiła mojego dobrego samopoczucia. Żaden z ośmiu śrubokrętów nie dał jej rady. Reaktywowałam nawet wiertarkę! Też na nic. Śrubka jak zaklęta stała na drodze do mojego szczęścia.
Nie macie pojęcia jak trudno jest się przyznać do porażki.
Na szczęście inny kłopot sprawił, że miska zeszła na drugi plan.
Zepsuta umywalka otwierała dopiero worek z problemami.
Kolejnego dnia piec, zamiast grzecznie ogrzewać i cieszyć, postanowił przejść do funkcji „wędzenie”. Ilość dymu jaka rozpełzła się po kuchni z dwóch szczap drewna zadziwiłaby nawet kominiarza.
Naprawa pieca nie jest pracą łatwą. Najpierw potrzebna jest cierpliwość. Bo piec musi ostygnąć.
Potem trzeba się uzbroić w rękawice i z pogrzebaczem w ręce ruszyć do pracy.
Tak też zrobiłam.
Rękawice okazały się zupełnie niepotrzebne. Jedyne miejsce na mnie, w którym nie znalazłam popiołu i sadzy nie nadaje się do opisywania, bo skromność mi nie pozwala.
Włosy miałam sztywne a między zębami chrzęściło. Wydłubałam spod blach każdy okruch popiołu i odkryłam ze trzy tajemnicze komory, wypełnione po brzegi sadzą.
Wygarnęłam dodatkowo dwa wiadra tajemniczego pyłu i pełna nadziei na obiad odtrąbiłam zwycięstwo.
Przedwcześnie! Piec jak dymił tak dymi a umywalka jak przeciekała tak przecieka.
Nie dość, że nie będzie obiadu, to na dodatek jedynym sposobem by odzyskać ludzki wygląd jest prysznic.
Fachowcy, do których udało mi się dodzwonić, już zaczęli długi weekend. Empatia i chęć zarobku nie były ich motorem napędowym.
Nie mówcie mi, że ludzie szukają pracy! To praca szuka ludzi!
Na szczęście (to się nazywa optymizm) jest piękna pogoda, a obiad ugotowałam na kuchence gazowej. Trzeba było przypomnieć sobie czasy, kiedy gotowało się pod gołym niebem.
I przy tym chyba powinnam pozostać. Robić to, co umiem a to, na czym się nie znam, zostawić fachowcom. Szkoda tylko, że fachowcy do poniedziałku ogłosili wolne.



Szparagi w tempurze z jajkiem w koszulce

wiązka szparagów
garnek wrzącej lekko osolonej wody

Gotujemy szparagi trzy minuty i odsączamy.

ciasto do tempury:

100 g mąki
100 ml lodowatej wody
2 szczypty soli
olej do smażenia

Mieszamy mąkę z lodowatą wodą (to ważne by była naprawdę lodowata). Ciasto powinno mieć gęstość kwaśnej śmietany. Nie mieszamy ciasta zbyt dokładnie, grudki są dobrze widziane.
Ugotowane szparagi dobrze osuszamy i moczymy w cieście.
Rozgrzewamy olej i do gorącego oleju wkładamy szparagi. Smażymy je minutę z obu stron i wyjmujemy na papierowy ręcznik.

sos aioli:

2 ząbki czosnku
1 żółtko
120 ml oliwy z oliwek
1 łyżeczka soku z cytryny
sól, pieprz do smaku

Rozcieramy czosnek z solą. Dodajemy żółtko i dalej ucieramy. Następnie powoli wlewamy cienką strużką oliwę. Trochę to przypomina robienie majonezu. Gdy sos zgęstnieje wlewamy sok z cytryny. Doprawiamy solą i pieprzem.

jajko w koszulce:

2 jajka
woda
2 łyżki octu

Do rondla wlewamy wodę i wlewamy ocet. Zagotowujemy wodę. Musi tylko delikatnie „mrugać”.
Jajka wbijamy do miseczki (przygotowujemy po jednym jajku) i delikatnie wlewamy do rondla z wodą.
Gotujemy 3 minuty lekko zgarniając białko na żółtko. Wyjmujemy jajko kiedy całe białko jest ścięte a żółtko w środku płynne.
Delikatnie odsączamy i kładziemy na szparagach.
Polewamy wszystko sosem
Absolutna wiosenna pycha.





Smacznego i cudnego weekendu


3 komentarze:

  1. Limonko kochana, czyzybys zmieniala zawod. bo z tego co czytalam to swietnie Ci szlo, dokupisz tylko walize srubokretow i bedzie lux. A tak na powaznie to...niestety jak sie cos psuje to w najmniej oczekiwanym momencie.. Za to obiad na lonie natury wyszedl Ci wysmienicie.Pozdrawiam Cieplo i serdecznie!!:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, dobrze ze na pocieszenie sa chociaz szparagi. Takie szparagi z jajkiem w koszulce polepsza kazdy dzien!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyglądają bosko, na samą myśl cieknie mi ślinka :):):)

    OdpowiedzUsuń