I już miałam posłać ten zbiór do
kosza, kiedy podkusiło mnie, żeby do niego zajrzeć.
Przypomniałam sobie powód mojej chęci
ukrycia nieszczęsnego folderu.
Ciasto, o którym mowa, jest
pracochłonne. Jeżeli macie wolną sobotę lub zbliża się długi
weekend majowy, jeżeli dopisuje wam dobry humor lub jesteście
gotowi na nowe doświadczenia oraz lubicie niepewność co do efektów
końcowych, zapraszam.
Nakombinowali tutaj cukiernicy co
niemiara.
Kiedy czytałam przepis, kręciłam
nosem z powątpiewaniem. Po co tak komplikować życie?
Warstwa migdałowa, warstwa kremowa,
warstwa bezowa, truskawkowa... pachniało niepowodzeniem.
Ale kusiło mnie właśnie swoim
skomplikowaniem. Muffinki każdy pięciolatek potrafi upiec, sernik
też nie jest cukierniczym Mount Everestem. Takie ciasto to prawdziwy
triatlon. Trzeba mieć dużą dozę samozaparcia, żeby na którymś
etapie nie przenieść się w rejony bardziej swojskie np. do
ucieranej babki.
Na szczęście warto jest trochę
pocierpieć by jako nagrodę wbić widelczyk w swoje arcydzieło.
Chrupkie, aksamitnie kremowe,
aromatycznie truskawkowe z kojącą słodkością. Nie mdłe, ale
wyraziste. Takie jest to ciasto. I gdyby nie ilość godzin spędzona
w kuchni, piekłabym je każdą sobotę.
Kiedyś zrobienie malutkich ptifurków
zajęło mi chyba ze trzy dni i wydawało mi się, że skutecznie
wyleczyłam się z czytania przepisów, które zajmują więcej niż
jedną stronę.
Albo zapomniałam o swojej zasadzie,
albo przepis wyjątkowo magnetyczny.
W każdym razie oto ciasto dla
lubiących popracować.
Blat
bezowy:
dla formy o średnicy 24 cm
2 białka
100 g cukru pudru
szczypta soli
płaska łyżeczka mąki ziemniaczanej
płaska łyżeczka białego octu
winnego
Zaczynamy od ubijania białek z solą
na sztywno. Potem dodajemy do nich po łyżce cukru ciągle ubijając.
Masa powinna być lśniąca i sztywna. Do tak ubitej masy dodajemy
ocet i mąkę i jeszcze przez chwilę ubijamy.
Na blaszce kładziemy papier do
pieczenia i rysujemy okrąg o średnicy 24 centymetrów. Ubite białka
wykładamy na narysowany okrąg i wyrównujemy powierzchnię.
Wkładamy blaszkę do piekarnika
nagrzanego do temperatury 140 stopni i suszymy bezę godzinę.
Najlepiej zostawić ją przy uchylonych
drzwiczkach na noc w piekarniku.
Chrupiący
blat migdałowy:
na dwa blaty o średnicy 24 cm
125 g drobnego cukru
65 g miękkiego masła
170 g mąki pszennej
65 g płatków migdałowych
szczypta soli
Masło ucieramy z cukrem na gładką
masę. Nie ubijamy mikserem ale rozcieramy. Dodajemy sól, mąkę i
migdały. Dokładanie mieszamy.
Dwie formy o średnicy 24 cm wykładamy
papierem i smarujemy ciastem migdałowym. Warstwy powinny być
cienkie. Rozsmarowywanie nie jest najłatwiejszym zadaniem bo ciasto
się klei. Poradziłam sobie z tym problemem zanurzając łyżkę w
wodzie. Było nieco łatwiej.
Teraz wkładamy formy na godzinę do
lodówki.
W tym czasie rozgrzewamy piekarnik do
170 stopni. Po godzinie wyjmujemy formy z ciastem i pieczemy 20-25
minut. Blaty powinny raczej się wysuszyć niż upiec.
Dadolata
z truskawek;
nie pytajcie co to „dadolata”, bo
włoski nie jest moją mocną stroną. Tak nazwana był ta warstwa
ciasta. Dla mnie to rodzaj musu z truskawek
85 g truskawek
25 g jasnego miodu
3 gramy żelatyny
12 g wody
oraz
120 g truskawek
85 g truskawek kroimy w cienkie
plastry. Resztę truskawek miksujemy.
Żelatynę namaczamy w wodzie. Kiedy
napęcznieje, stawiamy miseczkę z żelatyną na garnku z gotującą
się wodą, by się rozpuściła.
Do rozpuszczonej żelatyny dodajemy
miód a potem truskawki w plasterkach i truskawki zmiksowane.
Krem
z białej czekolady:
(poszłam na skróty)
250 g białej czekolady
200 + 300 g kremówki
Mocno podgrzewamy 200 g kremówki i
wrzucamy do niej połamaną czekoladę. Mieszamy do całkowitego
rozpuszczenia. Studzimy płynną teraz czekoladę i ubijamy 300 g
pozostałej kremówki.
Potem łączymy schłodzoną czekoladę
z ubita kremówką. Delikatnie i powoli proszę.
Teraz układamy poszczególne części
by wyszło nam ciasto
Ja jeden z blatów biszkoptowych
nakładamy 1/3 truskawkowego musu. Na nim kładziemy drugi blat
migdałowy. Na nim kładziemy warstwę białego kremu czekoladowego.
Na kremie umieszczamy blat bezowy. Jego smarujemy resztę musu
truskawkowego.
Ostatnią warstwę stanowi reszta
białego kremy.
Zanim włożymy ciasto do lodówki,
robimy na wierzchu kleksy z pozostawionego musu i malowniczo
rozprowadzamy go widelcem.
Ciasto powinno się chłodzić minimum
2 godziny.
Pomysł zaczerpnęłam z książki
Desery Giovanni Pina
Smacznego i udanego lenistwa
Uwielbiam ciasta :P
OdpowiedzUsuńO matko! Ilez roboty! Ale z drugiej strony im wiecej sie zainwestuje czasu tym wieksza duma z rezultatow. Wyglada pycha!
OdpowiedzUsuń