Jeżeli ktoś zastanawiał się nad moją nieobecnością, to śpieszę wyjaśnić, że jestem wszędzie tylko nie tutaj.
Jestem
na wsi (znów), jestem w mieście (jeszcze), doglądam remontu
(wciąż). Znajdziecie mnie u stolarza, kamieniarza i na stoisku z
farbami. Czasami zobaczycie mnie z kolorowymi mazakami w ręce, kiedy
nanoszę kolejne zmiany w projekcie.
A
kiedy już zamkną wszystkie hurtownie budowlane następuje czas na
przeniesienie się do internetu. I tam spędzamy z MMŻ „romantyczne”
wieczory. W świetle ekranu komputera, ramię przy ramieniu,
przytuleni wybieramy... kafle, kafelki, lodówki, okapy, podłogi,
gniazdka. Dyskutujemy o kształcie stołu i rodzaju krzeseł. Totalne
przyziemie.
Czuję
się wchłonięta przez świat absolutnie materialny. Otoczona
katalogami, zdjęciami, dobrymi radami, fachowcami, wszech obecnym
pyłem rzadko mam chwilę by opisać to, co na stole.
I
chociaż jemy zupełnie przyzwoicie, to na zdjęcia i opisywanie
czasami brakuje czasu.
Nasza
trzyletnia tułaczka powoli dobiega końca. Mogę sobie pozwolić na
ostrożny optymizm, bo mam już podłogi i nawet łazienkę.
Do
ogłoszenia, że mam gdzie talerze postawić jeszcze daleko, ale
nawet w tej kwestii decyzje już zostały podjęte. Kuchnia zaczyna
nabierać realnych kształtów i moment, że was do niej zaproszę
nadchodzi wielkimi krokami.
A
wtedy.... będę tylko gotować, smażyć, piec i robić zdjęcia.
Na
razie jednak proponuję zrobione na kolanie przepyszne danie z
Malezji. Zapach, kolor, smak w tym daniu są dowodem na to, że nie
miejsce gdzie gotujesz jest ważne, ale miejsce, z którego pochodzi
potrawa.
(dla dwóch osób)
pasta curry:
3 szalotki
1 ząbek czosnku
1 łyżka pokrojonego galangalu
sok z jednej limonki
pół łyżeczki pokruszonej papryczki
kashmiri*
1 łyżeczka brązowego cukru
4 liście kafiru
pół łyżeczki kurkumy
2 łyżki orzeszków nerkowca
1 puszka mleczka kokosowego
oraz jako uzupełnienie (nie jest ono konieczne)
1 cebula pokrojona w piórka
1 cukinia pokrojona w plastry
4 filety rybne (najlepiej białe ale
łosoś też smakuje świetnie)
olej kokosowy do smażenia
do podania:
ryż jaśminowy
Jak w przypadku większości curry, tu
też największą trudnością jest kompletowanie składników. Na
szczęście internet daje dziś ogromne możliwości i czy do
najbliższych delikatesów mamy 50 kilometrów czy 50 metrów nie ma
znaczenia. Delikatesy mogą przyjechać do nas.
Jeżeli ciągle nie dowierzacie, że w
waszej kuchni może zapachnieć każdą kuchnią świata, poszukajcie
sklepów internetowych. To działa!
Nasze curry malezyjskie jest ostre.
Papryczka kashmiri jest małym zbójem. Wygląda jak większość jej
kuzynów, czyli niewinnie.
Dawkujcie ją ostrożnie bo może
zrobić krzywdę.
Jeżeli naprawdę nie uda wam się jej
zdobyć, zastąpcie ją zwykłą papryczką chilli. Ale uczciwie
uprzedzam, że to już nie to samo. Ona nie tylko zaostrza smak ale
nadaje lekko przydymionego smaku potrawie. I oddaje całą swoją
czerwień. Żadne barwniki nie są tu potrzebne.
Wszystkie składanki curry oprócz
mleczka kokosowego wsypujemy do malaksera i miksujemy na gładką
pastę.
Na patelni rozgrzewamy olej kokosowy i
smażymy na nim pastę curry. Kiedy poczujemy jak pachnie, dodajemy cebulę i cukinię oraz wlewamy
mleczko kokosowe. Zagotowujemy i na małym ogniu odparowujemy sos do
ulubionej gęstości. Pamiętajmy, że jako dodatek występuje ryż,
więc obfitość sosu jest mile widziana.
Do gotującego się sosu wkładamy
kawałki ryby. Gotujemy 7-10 minut, w zależności od grubości
filetów.
Zdejmujemy garnek z ognia i lekko
studzimy.
Podajemy z sypkim ryżem jaśminowym.
3/4 szklanki ryżu jaśminowego
1,5 szklanki wody
2 liście kafiru
ćwierć łyżeczki soli
Płuczemy ryż kilka razy. Kiedy
odcedzana woda przestanie być mętna, zalewamy ryż świeżą wodą.
Stawiamy na piecu i zagotowujemy.
Wsypujemy sól i dodajemy kafir.
Kiedy ryż się zagotuje, zmniejszamy
maksymalnie ogień i przykrywamy garnek pokrywką.
Gotujemy 10 minut i wyłączmy piec.
Nawet jeżeli została w garnku woda,
za kwadrans zostanie cała wchłonięta. To najbardziej udany sposób
gotowania ryżu.
Potem wyjmujemy liście kafiru i
podajemy ryż z malezyjskim curry.
Smacznego
Limonko, wierze i wiem , ze Wasz piekny kolorowy dom bedzie wyjatkowy, a Twoja kuchnia bedzie rajem na ziemi i Twoje potrawy beda jeszcze lepsze, jeszcze piekniejsze, jeszcze bardziej smakowite. Wiem ze tak bedzie...Jestem tego pewna. A kiedys w Twoim MMZ,ktorego pozdrawiam :) bedziecie wspominac czas, gdy to ramie w ramie wybieraliscie kafle, kafelki, gniazdka, okapy i inne cuda,ktore znajda sie w Waszym wspanialym domu.Ja faktycznie jestem nie tam gdzie trzeba, ale...czasem tak trzeba.Pozdrawiam Was cieplo i serdecznie :))
OdpowiedzUsuńOch Kasiu. Lekko nie jest. Ale nie poddajemy się i pchamy ten nasz remont do przodu:)
UsuńDzięki za dobre słowo:))
Oj Limonko, ale piekne zrobilas stozki ryzowe. Jak to sie robi? Curry wyglada pychotnie - myslalam ze nie jestem glodna, a tu prosze... Mniam!
OdpowiedzUsuńStożki ryżowe swój kształt zawdzięczają niejakiemu Charlesowi i jego miarce do mąki, cukru i całej reszty:))
OdpowiedzUsuńNigdy nie wiadomo co się w kuchni przyda;) I do jakich celów;)
Buźka
Ale widzę, że na smakowitości wciąż czas jest. Cieszę się, że widać światełko w tunelu. Remonty to niezła próba, również dla związku, ale jak się urządzicie i przyzwyczaicie to będzie cudnie :D
OdpowiedzUsuń