poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Zakiszony, zakiszona, zakiszone czyli kimchi i nie tylko




Kisiłam już ogórki i rzodkiewkę(sezonowo), marchewkę, buraki (wciąż i wciąż), pomidorki (tylko w latem), mąkę żytnią razową na żurek, mąkę pszenną razową na chleb, cytryny (och, ten Yotam!), no i kapustę.
Już kiedyś polecałam wam kimchi ale teraz, kiedy pożądliwie patrzymy na każdy fragment zieleni dobrze jest wrócić do kiszonek.
Ta ostatnia cieszy się w moim domu popularnością dorównującą papierowi toaletowemu w ostatnich dniach. Znika w podobnym tempie. I choć lubimy kiszoną kapustę w wielu odsłonach za wyjątkiem kapuśniaku i bigosu, to na pierwsze miejsce wysuwa się ostatnio kimchi.
Jemy słoik za słoikiem  i najeść się nie możemy. Smakuje nam i już. Ostre toto jest jak przedsionek piekieł,  śmierdzi jak najprzedniejszy rozkładający się ser. Ale jak smakuje!

Otwarcie słoika jest nieporównywanym z niczym innym przeżyciem estetycznym. Ekstatycznym.
"Śmierdzi toto jak dno beczki" - pamiętacie ten fragment. Dotyczy co prawda niewinnego zwierzątka w kropeczki ale gdyby autor spróbował choć raz wyziewów ze słoika z kimchi, nigdy biedronka nie zostałaby opisana jako "dno beczki".

Kiedyś już, chyba przy okazji gotowania dhala, wspominałam żeby nie sądzić po pozorach. Coś, co wygląda mało instagramowo, przy bliższym poznaniu okazuje się bramą do  nieba.
Z kimchi jest podobnie. Chociaż wzbudza uczucia skrajne. Jedni porzucają ją z odrazą po pierwszej randce a inni przysięgają jej miłość do grobowej deski.
Nietrudno się domyślić, że należymy do tych drugich.

By nie było nudno (w końcu to tylko kapusta, prawda?), dorzucam przepis na placki z kimchi. Muszę jednak przyznać, że w drugiej propozycji to nie placki są gwiazdą a sos do nich. Można go zjeść nawet z kawałkiem tektury i jestem przekonana, że tektura byłaby pyszna;)

Jako, że siedzimy w domu (w większości), gotujemy, smażymy i pieczemy, może rzućmy okiem na przepis o kiszeniu.
Dochodzą do mnie narzekania, że a to spódnica się skurczyła, a to skarpetę trudno naciągnąć. Może pieczmy mniej a kiśmy więcej? Byśmy sami nie skiśli.

Zanim zerwiemy pierwszą fasolkę czy pochylimy się nad pierwszą truskawką, wyjmijmy ze słoika kawał  bomby witaminowej i jedzmy bez wyrzutów sumienia.



kimchi przepis 3

1 kapusta pekińska
4 łyżki soli, najlepiej niejodowanej
6 ząbków czosnku
kawałek imbiru wielkości kciuka
2 łyżeczki cukru pudru
2 łyżki koreanskiej pasty paprykowej gochujang (Marzyniu, podzielam twoją radość)
1 biała rzepa
1 marchewka
 zielonych cebulek
Czasami dodaję element na wskroś śmierdzący czyli 1 łyżkę pasty krewetkowej ale i bez niej ta kiszonka ma moc.

Umytą kapustę pekińską kroimy na około 4 centymetrowe kawałki. Posypujemy  solą i dokładnie mieszamy. Ugniatamy kapustę z solą  parę minut i zalewamy zimną wodą. Zostawiamy w lodówce na 2 godziny.

Odcedzamy dokładnie a potem wyciskamy z kapusty resztę wody.

Przygotowujemy pastę. Pastę gochujang, czosnek, imbir, cukier, ewentualnie pastę krewetkową dokładnie mieszamy.

Rzepę i marchew po obraniu kroimy w cienkie słupki lub ścieramy na średniej tarce. Dodajemy do kapusty. Dokładamy pastę i z grubsza posiekaną zieloną cebulkę.

Mieszamy dokładnie (rękawiczki są wskazane), ugniatając wszystko i wkładamy ciasno do słoja. Zakręcamy i zostawiamy w pokojowej temperaturze na 3-5 dni.
Po tym czasie otwarcie słoika powinno spowodować poruszenie wśród członków rodziny zarówno zapachem jak i intensywnym ślinotokiem.

oraz:



placki z kimchi z sosem bardzo sojowym  (z książki "East" Meera Sodha):

200 g kimchi
80 g mąki ryżowej
80 g mąki pszennej
1 łyżeczka soli
100 g tofu, odsączonego i pokrojonego w cienkie plasterki
garść kiełków sojowych
garść szpinaku
zielona cebulka
sos:
3 łyżki ciemnego sosu sojowego
2 łyżki oleju sezamowego
1,5 łyżki octu ryżowego
1 łyżeczka płatków chilli
1 łyżeczka prażonych ziaren sezamu

Kimchi mocno wyciskamy z soków. Kroimy na mniejsze kawałki. Po odciśnięciu powinniśmy otrzymać około pół szklanki płynu. Jeśli mamy mniej, najwyżej dolejemy wody.

W misce mieszamy wodę z kimchi, mąki, sól, tofu, cebulkę, kiełki i kimchi. Mieszamy jak masę na placki ziemniaczane. Odstawiamy na 10 minut.

W tym czasie przygotowujemy sos i szpinak.
Szpinak myjemy, osuszamy i  z grubsza kroimy w paski.

W miseczce mieszamy składniki sosu. Jedną łyżką sosu polewamy szpinak.

Rozgrzewamy łyżkę oleju na patelni. Smażymy placki z kimchi dokładnie w taki sposób jak w przypadku wspomnianych placków ziemniaczanych. Z obu stron na złoto.
Usmażone odkładamy na ręczniki papierowe by pozbyć się tłuszczu.
Jeszcze ciepłe podajemy na talerzach posypane szpinakiem. Obok stawiamy miseczkę z sosem do maczania placków.

I wierzcie mi. Placki wylecą wam z głowy zanim zdążycie pozmywać ale za sos....to zupełnie inna historia. Ten zostanie z wami na zawsze.


Smacznego

1 komentarz:

  1. Ach Limonio, już dawno to za mną chodzi, ale nigdy nie miałam dostępu do dobrej pekinki. Moja rozsada wygląda już całkiem nieźle, niedługo trafi na grządkę i wtedy NA PEWNO zakiszę ten przysmak :-)
    Pozdrawiam Cię czule, dziękuję za chwile relaksu przy zabawnym, lekkim tekście i ściskam przez neta!
    P.S. Kiszone rzodkiewki mi nie smakowały. Pewnie coś zrobiliśmy źle :-(

    OdpowiedzUsuń