Tak się rozszalałam z przepisem, że
nie mam sumienia obciążać was dodatkowymi efektami mojej
twórczości. Miało być o moich ulubionych blogach ale co tam.
Wrócę do nich kiedy indziej.
Dziś wspomnę o jednym, z którego
pochodzi przepis na słodkie drobiazgi zwane princesse
To „call me cupcake”. Trafiłam na
niego jak na większość blogów, pływając swobodnie po
bezbrzeżnych przestrzeniach blogosfery.
I zostałam fanką. Chciałbym upiec
wszystkie, dosłownie wszystkie ciasta i ciasteczka, jakie tam
występują. Zdjęcia są przepiękne a trudność pieczenia oceniam
w skali od 1 do 10 na jakieś 5.
Podejrzewam, że podobnych do niego
znalazłabym w necie jeszcze kilka, ale na ten trafiłam jako
pierwszy więc dla mnie jest najlepszy.
Nie zawracam więc wam głowy w ten
sobotni poranek i zostawiam was z tym pięknym blogiem i może planem
na upieczenie efektownych i pysznych cukierniczych drobiazgów.
Małe
ciastka princesse z dwoma kremami i marcepanem
biszkopt (najlepiej upiec go
dzień wcześniej):
użyłam 6 dużych foremek do muffinków
30 g mąki pszennej
40 g mąki ziemniaczanej
pół łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
2 duże jajka
70 g cukru
1 łyżeczka esencji waniliowej
krem waniliowy:
1 szklanka mleka
3 łyżki cukru
2 łyżki skrobi kukurydzianej
1 duże jajko
1 żółtko
szczypta soli
pół łyżeczki esencji waniliowej
krem truskawkowy: (w oryginalnym
przepisie są maliny)
80 g truskawek
1 łyżka cukru pudru
starta skórka z jednej cytryny
1/4 szklanki śmietany kremówki
oraz
250 ml schłodzonej kremówki
2 łyżki cukru pudru
marcepan
odrobina zielonego barwnika
cukier puder do podsypywania marcepanu
Biszkopt ma to do siebie, że najlepiej
współpracuje po jakimś czasie.
Upieczmy więc ciasto dzień przed
przygotowaniem mini princesse.
Rozgrzewamy piekarnik do 175 stopni.
Obie mąki, proszek i sól przesiewamy
przez sito. Jajka i żółtko ubijamy z cukrem na puszystą masę
(około 3 minut).
Do puszystej masy jajecznej wsypujemy
suche składniki i delikatnie mieszamy.
Napełniamy ciastem formy na muffinki
do 3/4 wysokości i pieczemy 15 minut.
Upieczone ciastka studzimy i wyjmujemy
z papierowych foremek.
Przygotowujemy krem waniliowy.
Wlewamy mleko do garnka, dodajemy
wanilię i na średnim ogniu zagotowujemy. Zdejmujemy z ognia.
W osobnej misce miksujemy resztę
składników kremu.
Wlewamy do nich połowę gorącego
mleka by zahartować jajka. Mieszamy a potem łączymy z resztę
mleka. Stawiamy garnek z masą jajeczną na niewielkim ogniu i
podgrzewamy do momentu aż masa mocno zgęstnieje. Kiedy na
powierzchni pojawią się duże bąble, zdejmujemy krem z ognia.
Wstawiamy garnek z kremem do miski z
lodowatą wodą i mieszamy do wystudzenia.
Zimny krem przykrywamy folią spożywczą
i wstawiamy do lodówki.
Czas na krem truskawkowy.
Kroimy truskawki na kawałki, dodajemy
cukier i skórkę z cytryny. Miksujemy by otrzymać sos truskawkowy.
Odkładamy 2 łyżki sosu a do reszty
dodajemy ubitą kremówkę. Wstawiamy do lodówki.
Czas na ostatnie ruchy.
Ubijamy 250 ml kremówki i dodajemy
cukier.
Każdą babeczkę kroimy na trzy
części. Dolny krążek smarujemy grubo kremem waniliowym. Na nim
kładziemy drugi krążek. Smarujemy go sosem truskawkowym a potem
kładziemy warstwę kremu truskawkowego. Przykrywamy go trzecim
krążkiem ciasta.
Delikatnie całą babeczkę smarujemy
ubita śmietaną. Nie smarujemy grubo, ponieważ babeczka zostanie
jeszcze przykryta płaszczykiem marcepanu. Śmietana ma być tylko
rodzajem kleju, do którego przylgnie marcepan.
Posmarowane śmietaną ciastka
umieszczamy w lodówce.
Bierzemy się do barwienia marcepanu.
Marcepan szybko schnie. Najlepiej więc
będzie, jeśli będziemy przygotowywać po kawałku aby reszta nie
wyschła za szybko
Do porcji marcepanu dodajemy odrobinkę
barwnika i zagniatamy jak plastelinę.
Potem posypujemy stół i kawałek
marcepanu cukrem pudrem i wałkujemy na cienki placek.
Wyjmujemy jedną babeczkę z lodówki i
delikatnie przykrywamy płaszczykiem marcepanu. Staramy się by
marcepan jak najściślej przylegał do ciastka. Tak samo postępujemy
z resztą ciastek.
Ta praca nie była satysfakcjonująca.
Na oryginalnych zdjęciach ciastka wyglądały perfekcyjnie. Moje nie
prezentują się tak idealnie. Ale i tak jestem zadowolona z efektu.
Szczególnie w połączeniu z kwiatami.
Zresztą oceńcie sami.
A jak smakują? Są lekkie, puszyste i
urocze. Na pewno ten przepis będę szlifować. Szczególnie użycie
masy marcepanowej.
Smacznego bardzo
Ale u Ciebie kolorow i smakowicie. Zawsze czekam na Twoje posty bo wiem, ze bedzie to uczta dla oczu i...podniebienia. Usciski dla Was!!
OdpowiedzUsuńPiekne princeski! A o ulubionych blogach chetnie poczytamy!
OdpowiedzUsuńSą niesamowicie urocze :)
OdpowiedzUsuńO matko! Jakie urocze! Idealne na prezent, a pewnie smakują obłędnie!
OdpowiedzUsuńOooo... prawdziwe Lizancjum...
OdpowiedzUsuńA na tamtego bloga to wyślę Martika, bo ja bym jednak wolała jakiś "Call me śledź i setuchna" :-D