Miniony tydzień był smutny dla
świata. Takie tygodnie powinny być zakazane pod groźbą zesłania.
W piątek postanowiłam nie kupować
gazety i nie włączać komputera.
Może to dziecinne ale chociaż w ten
sposób chciałam się ustrzec przed ewentualnymi kolejnymi złymi
wieściami.
Upłynął tydzień i kolejne newsy
przykryły gorące jeszcze niedawno wieści.
Czy tylko mnie się wydaje, czy coraz
mniej przywiązujemy się do „świeżych” dziś wiadomości.
Jak tu przetrawić jedno, skoro po
piętach depcze mu już drugie?
Jak przejmować się Syrią, kiedy
nastał czas Ukrainy?
Kto pamięta o zamachach w Paryżu,
jeżeli bomba wybuchła w Indonezji?
Przelatują wiadomości przez nasze
głowy jak przysłowiowy pasek na kanałach informacyjnych. Do
żadnego nie przywiązujemy specjalnej uwagi i wagi. Przecież to,
czym dziś żyje medialny świat jutro będzie już nieświeże,
zjełczałe. Nie jestem pewna czy to dobra droga.
Ilość wiadomości pchająca się nam
w uszy i oczy jest porażająca. Wyobraźcie sobie, że każda z nich
ma rozmiar kartki z zeszytu. Zamieńcie newsy na kartki. Co
zobaczycie? Pokój zasypany papierem. Po tygodniu nie będzie można
w nim znaleźć drzwi i okien.
Czy potrafimy selekcjonować
wiadomości? Jak śmieci?
Ha,ha, ha....ze śmieciami nie dajemy
sobie rady a co dopiero z wiadomościami.
Jak tu odmówić sobie zajrzenia na
Pudelka by podejrzeć jakie skarpetki ma na nogach dziś pani S.
Nie ma mowy. Bez tej wiedzy dzień
byłby niepełny. Czy jutro będziemy pamiętać o tych nieszczęsnych
skarpetkach? Na szczęście nie. Niestety, nie będziemy też
pamiętać wielu innych, może bardziej przydatnych wiadomości.
Kiedyś zastanawiałam się dokąd
udają się wszystkie wypowiedziane słowa. Bo przecież słowo to
energia. Wylatując z naszych ust przestają być naszą własnością.
Zyskują wolność. Ilość wypowiadanych codziennie słów na
świecie jest niepoliczalna. Szkoda by było marnować taki
potencjał. Może gdzieś znajdują zastosowanie wypowiedziane słowa?
Czy może są jak dym, powoli
rozpływający się w powietrzu?
Są na szczęście ludzie i
przedsięwzięcia, pozostawiające coś więcej niż mgliste
wspomnienie. Zostawiają płyty, książki, spektakle, role. Pamięć
o sobie. Na szczęście.
Pancakes też są warte zapamiętania.
To placuszki w tysiącach wariantów. Każdy dom ma swój przepis. I
swoje dodatki. I założę się, że każdy uważa swoje pancakes za
najlepsze na świecie. I tak trzymać.
Kokosowe
pancakes z syropem klonowym
1 szklanka mąki pszennej
pół szklanki mąki kokosowej
2 jajka
220 ml mleka (może być migdałowe lub
kokosowe)
70 g stopionego i wystudzonego masła
ćwierć łyżeczki soli
2 płaskie łyżeczki proszku do
pieczenia
2 łyżki cukru pudru
olej kokosowy do smażenia
Mieszamy wszystkie suche składniki i
przesiewamy je do miski.
W osobnej misce miksujemy wszystkie
mokre składniki.
Mokre składanki wlewamy do suchych.
Miksujemy by nie było grudek. Jeśli ciasto jest za rzadkie,
dosypujemy nieco mąki. Jeśli jest za gęste, dolewamy odrobinę
mleka. Gęstością powinno przypominać śmietanę.
Odstawiamy na 15 minut.
Na patelni rozgrzewamy łyżkę oleju.
Kładziemy łyżką porcje placuszków. Smażymy na złoto na
średnim ogniu i odwracamy na drugą stronę.
Upieczone pancakes układamy na talerzu
w zgrabny stosik i polewamy syropem klonowym lub miodem. Lubię podać
do nich karmelizowane banany. W wersji wyrafinowanej można położyć
na nich wysmażony plaster boczku. Totalna rozpusta!
Smacznego i samych dobrych wiadomości
Pyszna pankejkowa wieża:)
OdpowiedzUsuńPancakes sa dobre na wszystko. A z syropem klonowym to klasyka dobrana wszelkie smutki zwiazane z wiadomosciami, newsami i innymi plotkami.
OdpowiedzUsuńIdealne na śniadanko, nie ma co :)
OdpowiedzUsuńcudne talerzyki
OdpowiedzUsuń