Kot śpi na mojej głowie. Dookoła taka
cisza, że można się pomylić i zapomnieć, że śpię w środku miasta. Zapominam,
który to dzień tygodnia i jaki to miesiąc. Wsłuchuję się w miarowe mruczenie.
Brzuszek na moim uchu i dźwięki z niego
płynące działają jak mantra. Coś tam pluśnie, coś się przeleje, coś zabulgocze.
Leżę i zastanawiam się co daje posiadanie kota. Czy kot jest mi do czegoś
potrzebny?
Jaki jest mój kot?
Mój kot do subtelnych nie należy. Wszystko
u niego i w nim odbywa się w powiększonej skali. Kiedy mruczy, zapomnij o słuchaniu czegokolwiek innego. Jeśli jest zadowolony, to
radością całego zastępu przedszkolaków. Gdy jest zły, to nawet będąc owczarkiem
niemieckim, zastanowiłabym się, czy do niego podejść.
Jeśli nadepnie, to na pewno poczujesz.
Jeśli się położy, to na bank trudno ci będzie się spod niego wysunąć.
Mój kot
to kawał kota. Jeśli chwilowo nie wiesz gdzie jest, idź za charakterystycznym
dźwiękiem piłowanego drzewa. On chrapie. Na dodatek chrapie głośno. W domu, w
konkurencji głośności zdobywa bezapelacyjne pierwsze miejsce.
Mój kot jest seksistą. Leje Citka i ani
myśli mieć z tego powodu wyrzuty sumienia.
Mojego kota trudno sfotografować. Jego
szarość jest szarością ołówkowego grafitu.
Największym wrogiem mojego kota jest
szczotka. Szczotka i grzebień to wróg. A wroga traktuje się bez pardonu. Zęby i
pazury bardzo w tym pomagają. A, do grona wrogów zapomniałam dodać cążki do
pazurów.
Mój kot jest „nieleczalny”. Każda,
absolutnie każda wizyta u weterynarza, to bitwa pod Stalingradem. Każda ze
stron gotowa jest na wszystko byleby tylko osiągnąć cel.
Mimo całkiem niezłego wyposażenia (patrz
kły i pazury), wszystkie bitwy na razie wygrał człowiek. Założę się jednak, że
w tej małej szarej głowie powoli wylęga się plan krwawej zemsty. Jeśli nie
dziś, to za rok, dwa. Kot nierychliwy ale mściwy…
Mój kot wygląda jak sfinks. Ma piękny
profil i tyle.
Największą radością mojego kota jest
miska. Nie jakaś tam miska. Pełna miska. Mój kot nie pogardzi kocią karmą, surowym
mięskiem, rybą, kawałkiem ciasta czy twarogiem. Z tego powodu mój kot do
szczupłych nie należy. I ma to w nosie.
Mój kot nie jest czyściochem. Ba, jest
zaprzeczeniem czyściocha. Rzadko się myje. Czasem zacznie sobie lizać łapę, ale
zazwyczaj po pierwszym lizie, zapomina o co mu właściwie chodziło. I to mu
zupełnie nie przeszkadza.
Mój kot zna się na zegarku. Co prawda,
jego zegarek śpieszy się o 2 godziny ale jak na kota, to i tak nieźle. Jeśli
micha jest przewidziana o 18.00, on od 16.00 leży przed nią z wyrzutem w oku.
Jeśli rano michę napełniają o 8.00, on od 6.00 rozpoczyna masaż głowy. Mojej.
Jak myślicie, kto się poddaje o 7.00? Jak
wam się wydaje; kto ma kogo, on mnie, czy ja jego?
No właśnie.
Mój kot lubi być blisko. Blisko swojego
człowieka. Bo człowiek jest po to, by dawał kotu ciepło, michę i mizianie.
A po co jest kot? Żeby był. Żeby się
plątał między nogami. Żeby udawał głuchego, kiedy się go woła. Żeby chciał
wyjść, kiedy właśnie zamknąłeś drzwi. Żeby właził na kolana i swoją obecnością
przygładził wszystkie duchowe twoje kanty. Żeby dotknięciem kociego nosa
wyprasował każdą życiową zmarszczkę. Choć na chwilę.
Kot w życiu jest obowiązkowy.
P.S. Na marginesie zaznaczam, że nie
jestem przeciwniczką psów. Największą moją miłością był pewien Jarvis,
najwspanialszy berneńczyk świata.
Koty to po prostu zupełnie inna bajka. I
to one, a nie na odwrót wyprowadzały psa na spacer. Ale to temat na zupełnie
inne opowiadanie.
Aby zgrabnie nawiązać do kulinariów,
powiem, że bohater tego wpisu czyli ciasto z masłem orzechowym i czekoladą
bardzo przypadło do gustu drugiemu bohaterowi tej historii. Wszystkie okruszyny
na talerzu zostały skrzętnie wchłonięte.
jasne
brownie z masłem orzechowym i czekoladą
(forma 22 X 33cm)
1 szklanka miękkiego masła orzechowego
(czy z kawałkami orzechów, czy bez decydujecie sami)
225g miękkiego masła
1,5 szklanki drobnego cukru
1 łyżka wanilii
2 duże jajka plus 1 żółtko
250 g mąki pszennej
1 szklanka chipsów czekoladowych
pół łyżeczki soli
na polewę czekoladową:
200 g czekolady deserowej
100 ml kremówki
1 łyżka miękkiego masła
Włączamy piekarnik i rozgrzewamy do 180
stopni.
Blaszkę 22x33cm wykładamy papierem do
pieczenia. Kilka maźnięć masłem blachy sprawi, że papier nie będzie się
przesuwał.
Ubijamy na jasną, puszystą masę masło i
cukier. Dodajemy, miksując masło orzechowe, wanilię. Potem dorzucamy lekko
rozmącone jajka. Na koniec zmniejszamy obroty i dosypujemy przesianą mąkę i
czekoladowe chipsy i mieszamy do połączenia się składników.
Wykładamy ciasto na blachę, wyrównujemy
powierzchnię i wstawiamy do piekarnika na około 40 minut. Pieczemy do tzw.
suchego patyczka.
Upieczone wyjmujemy z pieca i studzimy.
Kiedy wystygnie polewamy czekoladową
polewą lub oprószamy cukrem pudrem.
By zrobić polewę mocno podgrzewamy
kremówkę (prawie do zagotowania) i wrzucamy do niej połamaną czekoladę i masło.
Mieszamy do powstania aksamitnej polewy, którą wylewamy na przestudzone ciasto.
Smacznego
A to Szarość w pełnej okazałości
Kociej pierwsza klasa,a brzucholek... cóz, zawsze lepiej mieć zapasy na czarną godziną ;)
OdpowiedzUsuńTo nie jest kot. To jest PAN KOT! Moje ogoniorze nawet nie dorastają mu do pazurków. No, może Szpagietka, bo ostatnio pani weterynarz, żeby sprawdzić i wyczyścić jej uszy musiała ją UŚPIĆ! (i słusznie, bo to był świerzb). Co do ciaścia to się nie wypowiem, bo jestem dziwolągiem - słodyczowym niejadkiem :-(
OdpowiedzUsuńPiekny esej o kocie! Podpisuje sie pod nim obiema rekami a moj kot wszyrkimi puchatymi pazurkami!
OdpowiedzUsuńciasto jest świetne :D
OdpowiedzUsuń