Tych, którzy tu czasami zaglądają
przepraszam za ociąganie. Wiem, że przerwy w pisaniu mam
nieprzyzwoite, ale wiosna walnęła mnie swoim różowo zielonym
młotkiem i do teraz nie mogę się pozbierać.
Nie wiem czy porządkować swoje
najbliższe okolice, czy pędzić na tzw łono chłonąć cuda
przyrody, czy po prostu poddać się wiosennemu otępieniu.
Wszystko najchętniej razem zrobiłabym.
Niestety to możliwe by było tylko w przypadku rozszczepienia jaźni.
Na razie ogarnął mnie stan pośredni
między otępieniem a cielęcym zachwytem.
Dom na końcu nareszcie otwarł swoje
zakurzone do granic podwoje a ja, zamiast wymiatać z kątów pająki,
błąkam się po lesie i szukam fiołków.
Pikanterii w tradycyjnych porządkach
po zimie dodaje remont, który sobie zafundowałam na dobry początek.
Dziś już etap narzekania mam za sobą,
bo jako tako ogarnęliśmy nasze włości. Do końca pozostało
jeszcze kilka wiader wody i na bank uczulenie na kurz.
Najbardziej zadowolone z wolności są
oczywiście kudłaci ale oni są pod lasem zadowoleni zawsze.
Maj ma to do siebie, że jest
zwiastunem. Zwiastunem wszelkiego dobrego. Szparagi, bunc majowy,
szczawik zajęczy, bratki do sałatki, truskawki w perspektywie.
Tyle tego dobra przed nami, że trudno
znaleźć powód do narzekania. Wyjątek stanowią politycy, ale oni
nie wiedzą, jaka jest pora roku. W ich kalendarzu są tylko sezony
przedwyborcze i wyborcze. A te jak wiadomo są jałowe. Nic w nich
nie kwitnie, nie owocuje i nie przynosi radości.
Gdybym była politykiem to albo
miałabym permanentne zatwardzenie, albo palnęłabym sobie w łeb. W
przypadku zatwardzenia (politycznego oczywiście) też bym sobie
palnęła.
Porzucam te absolutnie niestrawne
rozważania i wracam do tematów pysznych, pyszniejszych i
najpyszniejszych.
Co jest najprzyjemniejsze w maju?
Miłość!
Zdecydowanie potwierdzam. Lecz z
perspektywy lat twierdzę, że miłość jest najlepsza zawsze. I w
maju, i grudniu, i lutym.
Słońce!
Powiem krótko: jak powyżej.
Wiosna!
O tak, ona w maju jest najlepsza.
Gdybym mogła wybrać sobie dzień urodzin, byłby to 21 maj.
Szparagi!
Podpisuję się obiema rękami.
Szparagi majowe to cud natury. Tęsknię za nimi całe 11 miesięcy w
roku. Kiedy nadchodzi ich czas, stają się podstawowym składnikiem
mojej diety. Chyba nie ma drugiego produktu, od którego byłabym
tak uzależniona.
Wyobrażacie sobie? Jedenaście
miesięcy na szparagowym głodzie?
Moją tęsknotę nieco koją późniejsze
morele. I one w postaci konfitury są namiastką lata. Tutaj więc
tęsknota nie jest tak ogromna.
Ale jak zapuszkować szparagi?
Zamrozić? Fe! Gdzie ich majowa chrupkość?
Zawekować? Toż to błoto nawet nie
stało obok szparagów. I gdzie podziała się zieleń?
Kupować sprowadzane?
Pomijając zupełne chorą cenę, nie
mogłabym się opędzić od myśli w jakich tajemniczych warunkach
chemicznych zmuszono szparagi do wystawienia łepków nad
powierzchnię ziemi.
Dziękuję.
Pozostanę przy moim szparagowym amoku.
Cały maj będę się nimi cieszyć a od czerwca zacznie się
tęsknota.
Paj
ze szparagami i szczawikiem zajęczym
prostokątna forma 24x16cm
opakowanie ciasta francuskiego
pęczek szparagów zielonych
miseczka szczawiku zajęczego (dostępny
w lesie) lub szpinaku sparzonego wrzątkiem
miseczka ziemniaczanego puree
1 łyżka angielskiej musztardy lub
gruboziarnistej
pół szklanki kremówki
pół szklanki startego cheddara
1 jajko
sól, pieprz do smaku
Szparagi łamiemy. To pozwoli nam
oddzielić część zdrewniałą od niezdrewniałej. Zielone są o
wiele lepsze pod tym względem od białych. Praktycznie cała łodyżka
nadaje się do zjedzenia bez obierania.
Jeżeli jednak część szparagów
zostanie, nie wyrzucajcie jej. Świetnie wykorzystamy ją do risotta,
zupy lub sałatki.
Na odrobinie oleju krótko smażymy
szparagi i odstawiamy na bok.
Puree ziemniaczane mieszamy dokładnie
z musztardą angielską lub gruboziarnistą.
W miseczce mieszamy kremówkę z
jajkiem. Dodajemy ser i pieprz. Na koniec mieszamy z szczawikiem lub
szpinakiem. Kilka liści zostawiamy do dekoracji.
Piekarnik rozgrzewamy do 190 stopni.
Wyjmujemy ciasto francuskie z lodówki
a potem z opakowania. Wycinamy kawałek odpowiedniej wielkości
(patrz foremka). Końce ciasta niech zwisają na boki.
Dno smarujemy musztardą. Potem
kładziemy warstwę puree. Na ziemniakach układamy szparagi. Na górę
wlewamy śmietanę z jajkiem, serem i szczawikiem.
Zawijamy do środka zwisające końce
ciasta.
Wkładamy formę do piekarnika i
pieczemy pół godziny.
Po upieczeniu zostawmy tartę na
kwadrans by nieco wystygła.
Potem posypujemy szczawikiem i podajemy
z sałatką.
Smacznego
Jak dobrze, ze jestes, ze maj zaczynasz tak smakowitym i pieknym wpisem. Czekam na kolejny i zycze Ci wszystkiego dobrego i duzo, duzo slonca!!! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTobie Kasiu również słońca, radości i samych powodów do uśmiechu:))
UsuńU mnie na kolacje tez dzisiaj szparagi i w planach mam jesc je przez caly miesiac CIAGLE!
OdpowiedzUsuńTak trzymać:))
UsuńSłońce, ciepło i bezchmurne niebo :) I rabarbar też jest w maju najlepszy :)
OdpowiedzUsuńKurczę, jakoś mnie te rabarbarowe badyle nie biorą;)
Usuń