Czy ty jesteś uczciwym człowiekiem?
Zapytał mnie MMŻ w trakcie burzliwej dyskusji na temat wybijania
szyb na przystankach i wywożenia śmieci do lasu.
Hm... raz ukradłam kalafior ze
straganu. Dawno temu to było ale wyrzuty sumienia mnie gnębią do
dziś. Nie z głodu i czy braku gotówki, tylko z niecierpliwości,
że nikt nie chce mnie obsłużyć.
Potem pogrzebałam w pamięci i
przypomniałam sobie wszystkie czereśnie zrywane u sąsiada.
Zajaśniał mi w głowie jak neon każdy tulipan zabrany z cudzego
ogródka. Wszystkie płoty pokonane by nazbierać bukiet konwalii na
Dzień Matki wyświetliły się jak w multiplexie.
Wniosek był jeden. Do uczciwego
człowieka mi daleko.
Wiek, kiedy dokonywałam wyżej
wspomnianych przestępstw, nie jest żadnym wytłumaczeniem.
To, że działałam w zorganizowanej
grupie przestępczej (czyli Bogdan, Grażyna i Hela) tylko pogrąża
mnie jeszcze bardziej.
Nawet szczytne cele, na które
przeznaczaliśmy w większości swoje łupy nie mogą być
usprawiedliwieniem. Dzień Matki, Dzień Nauczyciela, koniec roku
szkolnego, początek roku szkolnego, urodziny pani wychowawczyni,
imieniny cioci; te argumenty mogą działać jako okoliczności
łagodzące.
Ale czereśnie? Agrest? Truskawki?
Jabłka? Nawet rabarbar stawał się wiosną mrocznym przedmiotem
pożądania.
Żeby się pogrążyć publicznie
jeszcze bardziej, wspomnę tylko, że każde z nas miało ogródek. W
nich rosło dokładnie to samo, co wzbudzało w nas taką żądzę
posiadania. Śliwki u sąsiada były identyczne z naszymi. A jednak
to one były powodem wieczornych wypadów i narażania się na
przyłapanie na gorącym uczynku. Nasze śliwki mogły co najwyżej
zainteresować bandę z sąsiedniej ulicy.
Skoro już dokonuję tu swoistego wyznania winy, to by nieco ocieplić swój wizerunek i mieć nadzieję,
że jacyś smutni panowie nie zapukają do mnie o czwartej nad ranem,
przyznam, że nigdy nie wyrzuciłam żadnego śmiecia do lasu i nie
zdewastowałam nie tylko przystanku, ale niczego innego również.
To oczywiście nie jest żadnym
zadośćuczynieniem mojej kryminalnej przeszłości, ale staram się
i czasami mi wychodzi.
Zapach bzu i konwalii co roku sprowadza
na mnie falę wspomnień z dzieciństwa.
Okazuje się, że za pachnącą warstwą
tych wspomnień znalazłam pewne elementy mroku.
I choć odrobinkę się moich wyczynów
wstydzę, to nie zamieniałbym mojego dzieciństwa na żadne inne.
Cukier bzowy jest uroczym drobiazgiem.
Bez kwitnie krótko ale można go zamknąć w słoiku. W prosty
sposób.
Tym razem nie musiałam przełazić
przez cudze płoty, bo bez rośnie wszędzie. Czyste sumienie, czysta
przyjemność.
Polecam
P.S.
Bez jest jadalny. Wiecie co to znaczy?
Cukier
bzowy
1 miarka cukru (np. szklanka)
1 miarka płatków bzu (najlepiej
fioletowego)
słoik
Myślę, że nie muszę przypominać,
żeby bez zrywać w miejscu, gdzie samochody nie są słyszalne.
Dobrze, jeśli porywając się na rosnące za płotem krzaki bzu,
zapytać ewentualnego właściciela o pozwolenie. Czasami taka
wycieczka po pachnące dobro kończy się ucieczką na oślep.
Ubierzcie więc bezpieczne obuwie.
Bzu nie trzeba masakrować, ponieważ
dla jednego słoika potrzebujemy jedną gałązkę bzową. Nie
zrywajcie bzu mokrego. Zanim obeschnie, najprawdopodobniej nieco
omdleje.
Wytrzepcie z niej ewentualnych
mieszkańców.
Poobrywajcie płatki bzu (to nie jest
ciężka czy niewdzięczna praca) i wsypcie je do miseczki.
Wymieszajcie delikatnie cukier z
płatkami.
Moja miarka to szklanka. Jeżeli po
wsypaniu do słoika, okaże się, że płatki nie są przykryte
cukrem, dosypcie go do pełna.
Zamknijcie słoik i odstawcie w ciemne
miejsce na kilka dni.
Po tym czasie otrzymacie pachnący bzem
cukier, którym można posypać ciasteczka lub posłodzić lemoniadę.
Słoiczek tego pachnącego cuda może
być też super prezentem np. dla mamy.
smacznego
Ha ha Limonko, to ja z podobnego powodu muszę się przyznać do tego samego :)
OdpowiedzUsuńCukier pachnący bzem! Że ja o tym nie pomyślałam! Muszę gdzieś dopaść "niczyje" drzewko i lekko oskubać :D
witam moja kochana nie myśl sobie ,że o Tobie zapomniałam nic z tego ,w moich myślach byłas i jesteś cały czas .Czasu mam jak na lekarstwo odpoczęłam 3 tygodnie nad morzem ,przeczytalam wszystkie Twoje wpisy i jak zawsze jestem pod wrażeniem . LIMONECZKO moja kochana chętnie bym z Tobą zamieszkała chociaż z tydzień żeby popróbować wspaniałych wypieków a te racuszki ,koktajle no niebo w gębie ,ściskam Cię mocno ,a to bieganie w deszczu to mistrzostwo świata.
OdpowiedzUsuńKazdy chyba ma male grzeszki na sumieniu :D A cukier bzowy, hmm, ciekawe jak smakuje. Pozdrawiam i musze sie rozgladnac za bzem....:D
OdpowiedzUsuńLimonko, ale u Ciebie pieknie. Ja mam tej wiosny wielka faze na bez, ale bzu w Anglii prawie nie uswiadczysz.
OdpowiedzUsuńA grzechy dziecinstwa... ach ach!