Wybieraliśmy się wczoraj z MMŻ na imprezę. Wiadomo, piątek, koniec tygodnia. Coś się człowiekowi należy.
MMŻ wychodził na swoją, ja na swoją.
Traf chciał, że ja byłam pierwsza.
Oko namalowane, obcas wybrany, sukienka
na wieszaku czekała na swoją kolej.
Wskoczyłam w ciuszek, poprosiłam MMŻ
o zapięcie zamka na plecach i w oparach wód pachnących, uzbrojona
w imprezowy humor wypłynęłam w świat.
Było super, czas płynął, ani mi
było w głowie zastanawiać się jak się miewa mój ukochany.
Nawet nie podejrzewałam, że czeka
mnie na koniec dnia ogromna dawka tęsknoty.
Wróciłam do domku nie prowokująco
późno. Mam taką świetną książkę do czytania, że chyba tylko
pojawienie się Marlona Brando mogłoby mnie przykuć do imprezy. On,
niestety, nie żyje, więc żadne kajdany i uzależnienia mi nie
groziły.
Z ulgą pozbyłam się obuwia,
poczochrałam kota i popłynęłam do łazienki, próbując pozbyć
się sukienki.
I tu zaczęła się gimnastyczno
rozrywkowa część mojego piątkowego wieczora.
Sukienka ma zapięcie na plecach.
Długie jest to zapięcie. Sukienka jest z gatunku druga skóra. Nie
posiada żadnego marginesu by ją podciągnąć czy przesunąć.
Dziewczyny, wiecie o co chodzi?
Jak zdjąć sukienkę, której nie
jesteście w stanie rozpiąć? Kto rozpina sukienki Claire Underwood,
kiedy Franka nie ma w pobliżu?
Stałam w przedpokoju wyginając prawą
rękę pod absolutnie nieludzkim kątem.
Sukces! Udało się z górną częścią
zamka. Lewa ręka powędrowała za plecy ale okolice obojczyka były
mi całkowicie niedostępne.
Odsapnęłam chwilkę i próbowałam
podciągnąć kieckę. Ale sukienka typu futerał to pułapka.
Pozycja, jaką przybrałam, żeby się
z tego nieszczęsnego ciucha wydostać wprawiła w zadumę mojego
kota.
Gnojek jeden, zamiast mi pomóc, patrzy
tymi swoimi ślepiami z wyższością.
Czas leciał, a ja posunęłam się o
jakieś 12 centymetrów. Po głębszym namyśle, doszłam do wniosku,
że przede mną jeszcze 40.
Ludzie! Jakbym jakiś Everest
zdobywała! Pierwsza baza zaliczona. Co dalej?
Może jeśli się położę, to
sukienka się odpręży i jakoś da się przechytrzyć.
Zległam w przedpokoju, przed totalnie
zaciekawionym kotem.
Leżąc na brzuchu i mając do
dyspozycji dość ograniczone ruchowo dwie ręce, zerknęłam w
lustro. I to był koniec. Widok dość elegancko ubranej kobiety,
miotającej się jak krab po podłodze w przedpokoju i mającej przed
twarzą spokojnie siedzące zwierzę był tak abstrakcyjny, że
umarłam ze śmiechu.
Potem z godnością wstałam,
doprowadziłam do porządku swoje oblicze, wypiłam herbatę i
poszłam spać w nadziei, że kiedyś przybędzie MMŻ i mnie
uratuje.
Kilka godzin później:
MMŻ – Słonko, widzę, że impreza się udała wyjątkowo. Nawet nie miałaś siły szatki zrzucić.
MMŻ – Słonko, widzę, że impreza się udała wyjątkowo. Nawet nie miałaś siły szatki zrzucić.
Ja – Rozepnij mnie proszę, bo ja w tym pancerzu spać nie umiem.
MMŻ – Trzeba było jeansy ubrać a nie udawać Anję Rubik. I po co? Zarówno w jeansach jak i bez jesteś od niej ładniejsza.
Warto było poczekać
Biszkopt
kakaowy z kremem cytrynowym, jagodową frużeliną i limocello
(forma o średnicy 18 cm)
ciasto:
2 jajka
2 łyżki cukru
2 łyżki mąki pszennej
1 łyżka kakao
krem cytrynowy*:
sok z jednej cytryny
skórka z otartej jednej cytryny
1/4 szklanki cukru
2 żółtka
80 g masła
200 ml kremówki
limoncello do nasączenia
krem z białej czekolady na górę
ciasta:
100 g białej czekolady
250 ml kremówki
frużelina jagodowa:
1 szklanka jagód (moje były mrożone
ale w sezonie letnim wybiorę świeże)
1 łyżka cukru
1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka żelatyny
pół łyżeczki soku z cytryny
Włączamy piekarnik i rozgrzewamy do
170 stopni.
Dno formy wykładamy papierem do
pieczenia.
Ciasto:
Ubijamy białka na pianę. Dodajemy
cukier ciągle ubijając. Wlewamy żółtka i ubijamy aż chwilkę aż
otrzymamy kremowo żółtą pianę.
Wyłączamy mikser. Przesiewamy mąkę
z kakao. Delikatnie mieszamy z pianą z jajek.
Przekładamy masę do formy,
wyrównujemy powierzchnię i wkładamy do piekarnika. Pieczemy 25-30
minut.
Wystudzony biszkopt przekrawamy na dwie
części (najlepiej to zrobić następnego dnia).
Krem z białej czekolady.
Zagotowujemy kremówkę. Do miski
wrzucamy połamaną białą czekoladę. Wlewamy do niej gorącą
kremówkę. Mieszamy do rozpuszczenia się czekolady. Studzimy.
Przykrywamy folią i wstawiamy na noc do lodówki.
Następnego dnia ubijamy aż
zgęstnieje.
Krem cytrynowy:
Do rondelka wlewamy sok z cytryny i
połowę cukru. Podgrzewamy do rozpuszczenia się cukru.
Zagotowujemy. Drugą połowę cukru ubijamy z żółtkami na jasny
krem. Do kremu jajecznego wlewamy wąską strużką gorący sok z
cukrem.
Przelewamy całość do rondla z grubym
dnem i zagotowujemy. Nie zostawiajcie rondla samego. Pamiętajcie, że
są w nim żółtka. Mieszamy jak szaleni by uniknąć przypalenia
masy jajecznej. Kiedy masa się zagotuje i zacznie bulgotać jak
budyń, zdejmujemy garnek z ognia.
Gorącą przelewamy do misy i ubijamy
aż podwoi swoją masę. W tym czasie powinna też wystygnąć. Do
wciąż ubijanej, ale już chłodnej masy, dodajemy otartą skórkę
i po łyżeczce masło. Ubijamy ze dwie minutki i przykrywamy masę
folią.
Ubijamy kremówkę i delikatnie łączymy
z masą cytrynową.
*Cała ta kombinacja przy robieniu
kremu może spokojnie być zastąpiona innym rodzajem kremu
cytrynowego. Mianowicie kremem powstałym z połączenia lemon curd z
ubitą kremówką lub mascarpone. No, ale w tym przypadku musicie
zrobić lemon curd. Wy wybieracie.
Frużelina jagodowa:
Połowę jagód sypiemy do rondelka,
wlewamy sok z cytryny, wsypujemy cukier. Włączamy ogień i
zagotowujemy jagody.
Żelatynę namaczamy odrobiną wody.
Kiedy napęcznieje, stawiamy miseczkę na garnuszku z gorącą wodą
by się żelatyna rozpuściła.
Łyżeczkę mąki ziemniaczanej
mieszamy z 4 łyżkami wody. Wlewamy do jagód i mieszamy do
zagotowania się. Zdejmujemy z ognia i dolewamy płynną żelatynę.
Mieszamy i studzimy. Kiedy wystygnie, delikatnie łączymy z resztą
jagód. Ta sztuczka uda się tylko w przypadku użycia świeżych
jagód lub borówek amerykańskich. Zależy jaką wersję zrobimy:
letnią czy zimową.
Składamy ciasto:
Jedną część biszkoptu nasączamy
limoncello. Wykładamy cały krem cytrynowy i przykrywamy drugą
częścią ciasta. Znów skrapiamy go limoncello i smarujemy grubą
warstwą kremu z białej czekolady.
Wstawiamy do lodówki na kilka godzin.
Wyjmujemy ciasto z lodówki. Na górę,
na środek kładziemy kilka łyżek frużeliny i posypujemy świeżymi
jagodami lub borówkami.
Smacznego
Gimnastyka jest prawie dobra na wszystko pod warunkiem, ze jest sie guma, ale czlowiek guma nie jest, niestety. Najwazniejsze, ze masz kogos na dobre i na zle. Sciskam i pozdrawiam Was serdecznei!
OdpowiedzUsuńLimonko, ja sie tutal poryczalam z radosci. Twoja relacja + moja wyobraznia - no scenka miodzio. Ktos to powinien jako mini-filmik nakrecic.
OdpowiedzUsuńAz bym zapomniala napisac o ciescie - ciasto piekne! I na pewno pycha, bo jak wiadomo wszystko co z limoncello jest pycha.
Masz cudownego Męża!
OdpowiedzUsuńWyobraziłam sobie tę elegancko ubraną kobietę na podłodze, i też zaczęłam się głośno śmiać :) Ale problem jest, i to poważny; sama mam kilka takich sukienek, których nie umiem ubrać ani zdjąć bez pomocy.
No a jednak głupio iść z taką prośbą do sąsiada...
Ciasto cudowne! Wygląda jak marzenie :)
Taki mąż to skarb! Ba skarb! To ogromny SKARB!!!
OdpowiedzUsuńA ciacho... jeśli się ma figurę niemal jak Anja Rubik to kawałek nie zaszkodzi. Ps. Wygląda pysznie!