Powiem tak. Jeśli myślałam, że
wiosenne oszołomienie mnie minie, myliłam się.
Dzisiejsze zdjęcia niech będą
dowodem.
Aby coś takiego zażyć rano trzeba
się: po pierwsze dzień wcześniej przygotować czyli nabyć tzw
produkty a po drugie wstać wcześniej niż zazwyczaj aby taką
zieloną pożywkę zaaplikować sobie i otaczającemu światu.
Wcześniejsze planowanie jest
działaniem z premedytacją.
Czyli wybrałam, nabyłam, wstałam,
zmiksowałam i wchłonęłam.
Jeśli do tego dodać regularne wizyty
w pobliskim parku moich obutych w adidasy nóg macie pełny obraz
wiosennego oszołomstwa.
Jaki cel mi przyświeca?
Hm....zielony, czerwony, pomarańczowy,
żółty. Ile energii drzemie w kolorach! Może kolory obudzą mnie
do życia.
Tak, tak, tłumacz sobie kobieto,
pomyślałam.
Prawda leży zupełnie gdzie indziej. I
ma na imię moda. Nie doznałam objawienia wiosennego, tylko wpadłam
w kipiel zdrowego życia.
Lepiej późno niż później, jak mówi
Hollywood. Skoro Jack Nicholson może, to ja też.
Koktajle wylewają się z książek,
czasopism, blogów, psiapsiółkowych pogaduszek.
Jako istota słaba i podatna na wpływy
dałam się złowić nowym trendom jak płotka.
Wstaję rano, piję wodę z cytryną,
zakładam kaptur i pędzę. No, trochę przesadzam. Wszyscy w parku
są szybsi ode mnie. Ale traktują mnie jak swego.
Potem miksuję, wypijam i pławię się
w luksusie samozadowolenia.
Wiosna ma jakiś narkotyczny wpływ na
człowieka. Można żyć pół wieku i ciągle łudzić się iluzją,
że tym razem wiosna coś zmieni.
Może dobrze jest się zastanowić nad
tym co się lubi...a potem to robić.
Nawet jeśli lubienie przechodzi po
dwóch miesiącach.
Kto wie, może w kwietniu rzuci mi się
na mózg nurkowanie z rurką? Wszystko można usprawiedliwić wiosną.
Póki co, mieszam szpinak z malinami i
doprawiam ostropestem.
To nawet zabawne, bo można obudzić w
sobie kreatora.
Ofiarą moich szaleństw jest,
oczywiście, najbliższe otoczenie, czyli MMŻ.
Przed porannymi wyprawami do parku
dostaję zestaw przestróg w stylu: jest poniżej zera, dostaniesz
zapalenia płuc.
Ale moje kolorowe mieszańce pije bez
mrugnięcia okiem. Dobre i to.
Nie wiem jakie jest wasze podejście do
wiosny, zmian i ulotności pewnych decyzji ale czasem dobrze jest
zrobić coś w poprzek. Sobie, światu, najmilszemu i zdrowemu
rozsądkowi.
Spekuluję, że w okolicach maja wrócę
do normy. Na razie niech się dzieje.
Poranny
mieszaniec w kolorze trawy
garść szpinaku
1 łyżka pietruszki
1 mały banan
solidny plaster ananasa
pół szklanki wody kokosowej
1 łyżeczka mielonego ostropestu
1 łyżeczka świeżego imbiru
sok z połówki cytryny
Miksujemy wszystko w blenderze i
wypijamy bez pośpiechu i wyrzutów sumienia.
Jutro sięgnę po różowe.
Smacznego
Limonko, jaki piekny RASOWY ten twoj mieszaniec! Rozne obsesje po swiecie chodza, ale z nich wszystkich taka z witaminami, swiezym powietrzem i zdrowiem jest chyba jedna z lepszych!
OdpowiedzUsuńChurchill miał inne zdanie na temat długowieczności (tylko cygara i whisky):)))
UsuńPowodzenia :)
OdpowiedzUsuńU mnie szaro-buro, zimno i wietrznie, a wiosna kalendarzowa nie ma mocy sprawczej...
Popatrz, popatrz. Od tego wpisu minęło kilka dni a za oknem zielono i 27 stopni. Kto by uwierzył:))
Usuń