środa, 16 marca 2016

Jak zostałam oszołomem czyli zielony zastrzyk energii o poranku

























Powiem tak. Jeśli myślałam, że wiosenne oszołomienie mnie minie, myliłam się.
Dzisiejsze zdjęcia niech będą dowodem.
Aby coś takiego zażyć rano trzeba się: po pierwsze dzień wcześniej przygotować czyli nabyć tzw produkty a po drugie wstać wcześniej niż zazwyczaj aby taką zieloną pożywkę zaaplikować sobie i otaczającemu światu.
Wcześniejsze planowanie jest działaniem z premedytacją.
Czyli wybrałam, nabyłam, wstałam, zmiksowałam i wchłonęłam.
Jeśli do tego dodać regularne wizyty w pobliskim parku moich obutych w adidasy nóg macie pełny obraz wiosennego oszołomstwa.
Jaki cel mi przyświeca?
Hm....zielony, czerwony, pomarańczowy, żółty. Ile energii drzemie w kolorach! Może kolory obudzą mnie do życia.
Tak, tak, tłumacz sobie kobieto, pomyślałam.
Prawda leży zupełnie gdzie indziej. I ma na imię moda. Nie doznałam objawienia wiosennego, tylko wpadłam w kipiel zdrowego życia.
Lepiej późno niż później, jak mówi Hollywood. Skoro Jack Nicholson może, to ja też.
Koktajle wylewają się z książek, czasopism, blogów, psiapsiółkowych pogaduszek.
Jako istota słaba i podatna na wpływy dałam się złowić nowym trendom jak płotka.
Wstaję rano, piję wodę z cytryną, zakładam kaptur i pędzę. No, trochę przesadzam. Wszyscy w parku są szybsi ode mnie. Ale traktują mnie jak swego.
Potem miksuję, wypijam i pławię się w luksusie samozadowolenia.
Wiosna ma jakiś narkotyczny wpływ na człowieka. Można żyć pół wieku i ciągle łudzić się iluzją, że tym razem wiosna coś zmieni.
Może dobrze jest się zastanowić nad tym co się lubi...a potem to robić.
Nawet jeśli lubienie przechodzi po dwóch miesiącach.
Kto wie, może w kwietniu rzuci mi się na mózg nurkowanie z rurką? Wszystko można usprawiedliwić wiosną.
Póki co, mieszam szpinak z malinami i doprawiam ostropestem.
To nawet zabawne, bo można obudzić w sobie kreatora.
Ofiarą moich szaleństw jest, oczywiście, najbliższe otoczenie, czyli MMŻ.
Przed porannymi wyprawami do parku dostaję zestaw przestróg w stylu: jest poniżej zera, dostaniesz zapalenia płuc.
Ale moje kolorowe mieszańce pije bez mrugnięcia okiem. Dobre i to.
Nie wiem jakie jest wasze podejście do wiosny, zmian i ulotności pewnych decyzji ale czasem dobrze jest zrobić coś w poprzek. Sobie, światu, najmilszemu i zdrowemu rozsądkowi.
Spekuluję, że w okolicach maja wrócę do normy. Na razie niech się dzieje.



Poranny mieszaniec w kolorze trawy

garść szpinaku
1 łyżka pietruszki
1 mały banan
solidny plaster ananasa
pół szklanki wody kokosowej
1 łyżeczka mielonego ostropestu
1 łyżeczka świeżego imbiru
sok z połówki cytryny

Miksujemy wszystko w blenderze i wypijamy bez pośpiechu i wyrzutów sumienia.



Jutro sięgnę po różowe.

Smacznego  

4 komentarze:

  1. Limonko, jaki piekny RASOWY ten twoj mieszaniec! Rozne obsesje po swiecie chodza, ale z nich wszystkich taka z witaminami, swiezym powietrzem i zdrowiem jest chyba jedna z lepszych!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Churchill miał inne zdanie na temat długowieczności (tylko cygara i whisky):)))

      Usuń
  2. Powodzenia :)
    U mnie szaro-buro, zimno i wietrznie, a wiosna kalendarzowa nie ma mocy sprawczej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popatrz, popatrz. Od tego wpisu minęło kilka dni a za oknem zielono i 27 stopni. Kto by uwierzył:))

      Usuń