Wczorajsza burza była niezłą
niespodzianką. Uznałam ją za dobry znak. Jeżeli nawiedziła nas
pierwsza marcowa burza, to znaczy zima już dogorywa.
Tak sobie w naiwności swojej myślałam.
Dziś rano okazało się kto tu rządzi.
Znów biało, znów mokro, znów po zimowemu.
A w niedzielę wypatrzyłam zielone
pączki na krzakach w parku.
Historia aż nudna, bo powtarza się co
roku. Marudzę od końca października, że zimno i ciemno. Czy moje
marudzenie podniosło temperaturę choć o jeden stopień? Nie.
Czy siłą dobrej woli zmusiłam słońce
by świeciło o godzinę dłużej? Nie.
Może więc mocą swego umysłu
zmieniłam swoje nastawienie do zimy? Nie.
Walę głową w przysłowiowy mur
pogody zimowej jak bezrozumna istota. Może czas zamiast jęczeć,
pogodzić się z niezmienialnym.
Podobno klimat się zmienia. Niestety,
niezauważalnie na mojej osi czasu.
Kupiłam tulipany w dużej ilości. Ale
one też są anemiczne i jakieś takie mało wiosenne. Niby różowe
ale różowością przybladłą. A już ich liściom i łodyżkom do
zieleni jest równie daleko jak mnie do lipcowej opalenizny.
Sztuczne warzywa w sklepach, sztuczne
kwiaty w kwiaciarniach, sztuczne zioła w doniczkach, sztuczne słońce
w solarium.
Marzec.
Ogarnia mnie coraz większa tęsknota
za ciepłem i kolorami. Tęsknię za momentem, kiedy będę szukać
okularów słonecznych bo ilość słońca i kolorów stanie się nie
do ogarnięcia gołym okiem.
Powiedzcie jak radzicie sobie ze
zmęczeniem zimą? Ja jestem nią już bardzo zmęczona.
Podejmuję próby walki z ogarniającymi
mnie zniechęceniem i sennością. Kupuję kwiaty, piekę ciasta,
słucham muzyki i szukam coraz głębiej ukrytych pokładów dobrego
nastroju.. Schowały się, zniknęły, pożarła je szarość i
chłód.
Niech wrócą.
Może słoneczne jedzenie pomoże?
Butter chicken Ricka Steina
4 piersi z kurczaka, bez skóry,
pokrojone na kawałki
marynata do kurczaka:
sok z 2 limonek
1 łyżeczka chilli w proszku (w
przepisie oryginalnym występuje chilli Kashmiri, ale ja użyłam
zwykłego chilli)
1 łyżeczka soli
Do zmieszanych składników marynaty
wkładamy kawałki kurczaka, przykrywamy, wkładamy do lodówki i
marynujemy godzinę.
Robimy drugą marynatę.
2 łyżki naturalnego, gęstego jogurtu
2 łyżki kremówki
4 ząbki czosnku, posiekane
2 łyżki posiekanego imbiru
1 łyżeczka garam masala
1 łyżeczka kurkumy
1 łyzeczka mielonego kuminu
dwie krople czerwonego barwnika
spożywczego (niekoniecznie)
Zalewamy marynatą kurczaka, wcześniej
marynowanego w limonce. Mieszamy, przykrywamy i odkładamy na noc do
lodówki.
Przygotowujemy sos:
Sos:
50 g masła ghe
5 ząbków czosnku, pokrojonych
1 łyżka drobno pokrojonego imbiru
1 puszka pomidorów
pół łyżeczki chilli
pół łyżeczki mielonego kuminu
pół łyżeczki mielonej kolendry
pół łyżeczki mielonego cynamonu
pół łyżeczki garam masala
1 łyżka wiórków kokosowych
1,5 łyżeczki soli
1 szklanka wody
1 łyżka pestek dyni
1 łyżka orzechów nerkowca
2 łyżki wrzątku
pół łyżeczki brązowego cukru
pół szklanki kremówki
oraz
olej do smażenia
kolendra do posypania
Aby dokończyć danie, wyjmujemy
kurczka z lodówki. Na piec stawiamy patelnię i wlewamy 2 łyżki
oleju. Na rozgrzanym oleju smażymy kawałki kurczaka, wyjętego z
marynaty.
Możemy go również upiec w piekarniku
(około 15 minut).
W innym garnku rozgrzewamy kolejne 2
łyżki oleju i smażymy składniki sosu czyli: najpierw czosnek i
imbir przez 3-4 minuty. Potem dodajemy pomidory i gotujemy 5 minut.
Następnie dodajemy przyprawy, wiórki kokosowe, sól i wodę.
Gotujemy 5 minut.
Do blendera sypiemy orzechy, pestki
dyni i wlewamy 2 łyżki wrzątku. Miksujemy na pastę.
Do gotującego się sosu wkładamy
podpieczone kawałki kurczaka i gotujemy kilka minut, aż mięso
będzie gotowe. Mieszamy do sosu pastę orzechową. Jeżeli danie
jest za gęste, uzupełniamy gorącą wodą.
Na koniec dolewamy kremówkę, mieszamy
i zdejmujemy z ognia.
Posypujemy kolendrą i podajemy np. z
ryżem.
Pyszne danie i działające jak
aromaterapia.
Co prawda za oknem nic się nie
zmieniło, jak było biało, tak jest biało, ale ja skupię oko na
zawartości talerza.
Smacznego i wytrwałości w oczekiwaniu
na wiosnę
Wszelkie pozytywne fluidy, dobrą energię i dobry humor wysyłam Ci Limonko, ile mam, tyle dam. Do tego dobre słowo..:)A jedzenie kwiaty...trzeba się pozytywnie naładować..U mnie dziś też biało, szaro, morko, padająco..Niestety. Ale już niedługoj a mocno w to wierzę:)
OdpowiedzUsuńTeraz wyszło u mnie na chwile słoneczko, które Ci wysyłam z ciepłymi pozdrowieniami!:)
Och, dziękuję ci Kasiu bo bardzo tej dobrej energii mi trzeba. Śnieg stopniał ale ponurość została.
UsuńUściski wysyłam:))
takimi daniami możemy powoli odganiać zimę :)
OdpowiedzUsuńStaram się, staram. I powoli to działa:) Śnieg już zniknął:))
UsuńSmacznie ;)
OdpowiedzUsuń:))
UsuńRick Stein to ulubiony kucharz mojego męża. A do takiego kurczaka już od dawna się szykujemy. Podstawiam pod nos męzowi, on uwielbia przepisy z całą litanią składników :D
OdpowiedzUsuńZe zmeczeniem zima bywa ciezko. Ja mam dwa sposoby - jeden to poddac sie mu na jeden dzien (albo chociaz popoludnie) - zrobic sobie herbaty, zasiasc przed filmem badz ksiazka i zamowic na kolacje pizze z dostawa do domu. A drugi sposob to zaczac dzien od spaceru i listy rzeczy do zrobienia w ciagu dnia, nie zapominajac o jakiejs chociaz malej przyjemnosc (jak pieczenie ciasta lub chleba). Dobre jedzenie i gotowanie jest jak najbardziej wskazane :)
OdpowiedzUsuń