Dziś dzień zaskoczeń.... w mojej Biedronce
trafiłam na paneer.
Nie żebym go intensywnie szukała. Niczego nie szukałam. Do
Biedronki nie lubię chodzić. Bo bałagan, bo zawsze tylko jedna kasa, bo ogonek
sięga najciemniejszych zakątków sklepu.
Niestety, jest to również jedyny sklep
w mojej najbliższej okolicy, w którym kupię cięte kwiaty (w miarę świeże).
Jeśli więc nie chcę mordować środowiska
"spalinami" mojego Eljota czy po prostu leń mnie przytłoczy, nie mam
wyboru. Mam Biedronkę.
I tu natknęłam się na panner.
Jeśli ogarnęło mnie podniecenie, to tylko
z racji szukania motywów. Kto wpadł na pomysł by do mojej "dziury"
sprowadzić taki egzotyk. Przecież w moim "city" nawet tofu na półce
wzbudziłoby sensację na miarę koalicji prawicy z lewicą. Wiem, bo w pierwszych
dniach mojego bytowania wprawiłam w konsternację panią w sklepie ze zdrową
żywnością: tofu? a kto by to kupił?
Codziennie modły wznoszę , że
przynajmniej imbir nie jest na półkach dziwolągiem. Naród, co prawda coraz głębiej
zanurza się w egzotyce ale raczej lokalnego gatunku. Pytania typu: a co pani z
TYM zrobi (dotyczące świeżej kurkumy) przestały mnie już dziwić (programy pani
Gessler zrobiły swoje).
Zastanawia mnie bardziej kto decyduje o asortymencie
sklepu w poszczególnych miastach. Kto rzuca stek z tuńczyka do sklepu, gdzie
udko z kurczaka bez kości i skóry jest fanaberią (na własne uszy słyszałam
bardzo dokładnie co ktoś myśli o tych, którzy to kupują oraz komu i gdzie się
poprzewracało).
Zakupy kształcą.
Widać, ktoś uznał, że moje city rozwinęło
się na tyle, że można zafundować mu ser pod tytułem paneer.
Ludziska z ręki go
sobie nie wyrywali więc nie wróżę mu błyskotliwej kariery.
Kiedy tak stałam przed półką z serem,
opływana z każdej strony przez koszyki pełne bułek mrożonych i sztucznych
pomidorów pomyślałam, że może warto wnikliwiej przyjrzeć się ofercie.
I tu kolejna niespodzianka: pierożki gyoza!
Gdzie ja żyję?! Ja pojęcia o życiu nie mam?!
Uderzyłam się w pierś (dyskretnie) i już
chciałam niewidzialnego stratega od dostaw przepraszać, kiedy jak żmija wredna,
wpełzła mi do głowy wątpliwość. A jeśli ktoś się po prostu nie zastanowił. Może
to zwykły rozdzielnik odgórny a nie potrzeba niesienia kaganka kulinarnej
oświaty?
Ta lepsza strona mnie gwałtownie
zaprzeczyła. No, co ty, przecież to
czysty Kaizen. Metoda działania małymi kroczkami. Najpierw imbir, potem humus,
kiedyś może galangal....
Przecież tofu czasem uda ci się kupić.
Dałam się przekonać. Zawsze moją cechą
główną była naiwność.
Wracając do bohatera mojej historyjki,
nie podniecajcie się paneerem. Każdy może go zdobyć. Leży na półce, każdego, nawet
najmniejszego sklepu osiedlowego i nazywa się: twaróg. Taki w kostce, raczej
twardy, by dało się go pokroić.
Jako wisienkę na torcie dodam, że każdy
może go zrobić. U siebie w domu. Własnoręcznie.
I taki będzie nam potrzebny do
dzisiejszego gotowania.
Danie oryginalnie ma w nazwie penner i
dzięki temu brzmi profesjonalnie. Ja użyłam twarogu i wierzcie mi, smakowało
jak to, które ma w tytule paneer.
Paneer
butter masala (z Fresh India Merry Sodha)
300g paneeru lub twardego twarogu,
pokrojonego w kostkę
3 łyżki klarowanego masła tzw. ghee
1 średnia cebula, pokrojona w piórka
Kawałek imbiru (około 4 cm) drobno
pokrojony
5 ząbków czosnku, przeciśnięte przez
praskę
Puszka pomidorów (tzw. passata)
1 łyżeczka kozieradki
1 łyżeczka mielonego cynamonu
Ćwierć łyżeczki mielonych goździków
Pół łyżeczki chilli
1 łyżka miodu
1 łyżeczka soli
Garść zielonego mrożonego groszku
1 łyżka uprażonych płatków migdałowych
(ja o nich zapomniałam)
100 ml kremówki
Rozgrzewamy na patelni ghee i smażymy
paneer do zbrązowienia. Wyjmujemy na talerz i odstawiamy.
Na tej samej patelni, na średnim ogniu smażymy
(po dodaniu łyżki masła) pokrojoną cebulę. Smażymy około 10 minut aż lekko
zbrązowieje.
Dorzucamy imbir i czosnek. Smażymy ze 3 minuty i wlewamy pomidory.
Przykrywamy patelnię, zmniejszamy ogień i niech bulgocze około 10 minut.
W tym
czasie na innej patelni (suchej) prażymy cynamon, goździki i kozieradkę. Do
momentu aż poczujemy, że pachną.
Potem w moździerzu próbujemy kozieradkę
zmienić w proszek. Piszę „próbujemy”, bo kozieradka do łatwych nie należy.
Jeśli uda się połowicznie lub nie uda się wcale, lekceważymy ów fakt i
dorzucamy przyprawy do bulgoczącego garnka.
Dodajemy miód, chilli i sól oraz
paneer. Mieszamy delikatnie, przykrywamy i na malutkim ogniu zostawiamy jeszcze
na 5 minut.
Potem dorzucamy groszek i wlewamy
kremówkę. Przykrywamy i po kolejnych 3 minutach zdejmujemy garnek z ognia.
Podajemy posypane płatkami migdałowymi,
zagryzając chlebkami naan lub nurzając w ryżu.
Smacznego
Paneer Pani jak sie patrzy! (a kto wie - moze Biedronka sie (i innych) rozwija) :D
OdpowiedzUsuńSuper wpis. Czekam na więcej i oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuń