W ciemnym pokoju wszystko ma swoje
miejsce. W jasnym ma miejsce tym bardziej ale dziś jasne wnętrza nie są przedmiotem
mojego zainteresowania.
Tak więc, w ciemnym pokoju wszystko ma
swoje ciemne miejsce. W ciemnym pokoju trudno je dostrzec. Czy wszystko ma
miejsce czy miejsce ma wszystko?
Czy można posiadać ciemność? Raczej ona
trzyma nas w garści. Nigdzie nie jest tak ciasno jak w ciemności. Nic tak nie
wyciska powietrza z płuc jak ciemność.
Ciemność wypełnia wszystkie zakamarki,
wszystkie kąty, wszystkie przestrzenie. Każdy załom i kąt po brzegi zapchane są
ciemnością.
Ciemny pokój, tak dobrze znany w świetle
dnia, wieczorem staje się bezkresem pułapek. Dywan jest włochatą płaszczką
czającą się w grocie pod stołem.
Krzesła nabierają odwagi i każdą swoją
nogą starają się sprowadzić nas do parteru. Każdy wystający kawałek szafki
udaje zamachowca, którego jedynym celem jest napędzić nam strachu lub nabić
guza.
Ile niebezpieczeństw w tak dobrze znanym
za dnia pokoju. Dopiero po zmroku zauważamy, że w ciemności to ziemie nieznane.
Jak ważne jest światło.
Kiedy nasz dom spowija ciemność, a
przyjazne dotąd przedmioty zbroją się i szczerzą złowrogo zęby, wystarczy wąska
strużka światła by wrócił zdrowy rozsądek.
Ciemność okazuje się płocha, skora do
ucieczki. Co prawda czai się jeszcze pod stołem i próbuje się skradać za
zasłoną ale już raczej bez przekonania i tchórzliwie. Ciemność boi się światła.
To odkrycie ma wagę gdańskiej szafy. Nie
tylko światło drży przed ciemnością. Ciemność również czuje przed światłem
respekt.
Czyli jeśli czujemy się niekomfortowo w
ciemności, możemy zapalić światło.
Światło. Przegania nie tylko mrok.
Rozprasza smutki i przygnębienie.
Potrzebujemy światła. Bez niego
marniejemy, znikamy. Bo światło to nie tylko jasna żarówka; to dotyk, czułość,
troska, miłość.
Wiecie, że podanie ręki człowiekowi może
znów w nim światło zapalić?
Idą święta. To nie odkrycie lecz
stwierdzenie faktu. Nie dajmy się ciemności, czymkolwiek by ona była.
Bądźmy ciepli, serdeczni, przyjaźni. To
więcej warte niż wszystkie prezenty z allegro.
I upieczmy ciasto. Są takie rzeczy,
których zrobienia nigdy nie żałujemy. Ktoś kiedyś odniósł to do prysznica (po
namyśle zgodziłam się z nim w pełni). Dodałabym do tej listy upieczenie ciasta.
A może macie kolejne propozycje?
sernik z musem piernikowym na imbirowym spodzie
spód:
10 ciasteczek imbirowych
1 łyżka stopionego masła
sernik:
300 g sera typu "śniadaniowy"
250 g mascarpone
2 jajka
1/3 szklanki brązowego cukru
1/3 szklanki golden syrupu
1/2 szklanki kremówki
1 płaska łyżka mąki
mus piernikowy:
1,5 tabliczki mlecznej czekolady
2 łyżeczki żelatyny
3 łyżeczki przyprawy piernikowej
ćwierć łyżeczki mielonego imbiru
ćwierć łyżeczki mielonego cynamonu
300 ml kremówki
Dodatkowo: powidła śliwkowe oraz stare,
zasuszone pierniki (mogą być z zeszłego roku)
Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni.
Miksujemy ciastka imbirowe na piasek i
mieszamy z rozpuszczonym masłem.
Wykładamy dno okrągłej formy (wyłożonej
wcześniej papierem do pieczenia). Pieczemy 20 minut i pozostawiamy do
wystygnięcia.
Wszystkie składniki sernika umieszczamy w
misie miksera i miksujemy krótko, tylko do połączenia składników.
Owijamy formę z podpieczonym spodem
imbirowym folią aluminiową. Będziemy piec sernik w kąpieli wodnej.
Na większą blachę wlewamy gorącą wodę i
umieszczamy w niej formę z ciastem (zabezpieczoną folią aluminiową). Woda
powinna sięgać najwyżej do połowy formy.
Pieczemy w 160 stopniach godzinę.
Upieczony sernik studzimy. Zdejmujemy
folię.
Czas na zrobienie musu piernikowego.
Żelatynę zalewamy w małej miseczce 2
łyżkami wody. Powinna napęcznieć.
Miseczkę z napęczniałą żelatyną stawiamy
na garnku z gorącą wodą by żelatyna się rozpuściła.
W innym rondelku podgrzewamy 100 ml
kremówki. Nie zagotowujemy. Mocno podgrzewamy. zdejmujemy z pieca.
Do gorącej kremówki wlewamy rozpuszczoną
żelatynę. Mieszamy. Wrzucamy połamaną czekoladę. Mieszamy do całkowitego
rozpuszczenia się czekolady. Dodajemy przyprawę piernikową oraz imbir i
cynamon.
Studzimy.
Ubijamy na sztywno resztę kremówki.
Delikatnie łączymy z wystudzoną
czekoladą.
Zimny sernik smarujemy cienką warstwą
powideł śliwkowych .
Wykładamy na sernik cały krem piernikowy
i wkładamy formę do lodówki.
Po kilku godzinach ciasto jest gotowe.
Powala na kolana gładkością i
subtelnością smaku. Idealne na Boże Narodzenie.
Teraz czas na szczegóły techniczne.
Od początku walczyłam z materią. Jak
zwykle, po czasie, okazało się, że okrągłe formy, którymi dysponuję mają
średnicę raczej odpowiednią dla tortów weselnych. Mała forma ostała się jedna.
I na początku była to wiadomość z gatunku tych dobrych.
Schody zaczęły się, kiedy wlałam masę
serową do formy.
Jej ilość wykluczyła zastosowanie musu
piernikowego. Mówiąc ludzkim językiem sera było tyle, że nic więcej do formy
nie miało prawa się zmieścić.
Ale czego nie zrobi zdesperowana kobieta?
Przegrzebałam szufladę z formami i
trafiłam na taką, która dotąd żadnego zastosowania nie miała. Miała natomiast
jedną zaletę: jej średnica była o 2 cm większa od formy z sernikiem.
Efekt końcowy jest kwestią zupełnego
przypadku lub inaczej ujmując: desperacji.
Efekt końcowy jest spełnieniem moich dużo
wcześniejszych zamierzeń. Ile razy zastanawiałam się jak udaje się opatulić
ciasto kremem w tak idealny sposób, jak prezentują zdjęcia?
Otóż odpowiedź jest następująca: potrzeba
matką wynalazku.
Wkładasz małą formę do większej, wlewasz
cały krem, który przygotowałaś lub przygotowałeś i umieszczasz całą konstrukcję
do lodówki, czekając z niecierpliwością co z tego wyniknie.
To oczywiście opis na skróty.
Pozwólcie, że wrócę do momentu wyjmowania
upieczonego sernika z lodówki.
Z wystudzonego sernika zdejmujemy obręcz.
Delikatnie ściągamy sernik z dnia formy i pozbawiamy papieru do pieczenia.
Ostrożnie (niech się wam nikt w tym
czasie nie plącze pod nogami) przekładamy ciasto do większej formy, starając
się umieścić go idealnie w środku.
Teraz wlewamy cały mus piernikowy. Mus
powinien wypełnić drugą formę prawie po brzegi. W każdym razie sernik zostanie
w nim utopiony.
Wkładamy ciasto do lodówki na noc.
Następnego dnia uwalniamy ciasto z
zewnętrznej formy. Nóż zanurzamy we wrzątku i oddzielamy formę od ciasta.
Stawiamy formę na np. małym garnuszku i
ściągamy obręcz w dół. Naszym oczom ukazują się idealnie gładkie ścianki
piernikowego musu. Rewelacja!
Stare pierniki (ha, ha, ha) (ze trzy,
cztery) ścieramy na tarce.
Przesiewamy przez sito.
Ciasto posypujemy drobinkami piernika tak
jak przy posypywaniu cukrem pudrem. Dekorujemy jak nam wyobraźnia podpowiada.
Ciasto ideał. No i ten myk z drugą formą.
Nie mówcie, że sytuacje kryzysowe nie sprzyjają kreatywności.
Smacznego
O Mójezu!!! (okrzyk z repertuaru BB cisnął mi się z ust jak kulka z kartacza). Tylko to można powiedzieć na widok Twojego sernika. Ten mój plaskacz kardamonowy to jakiś bęś sernikowy, a twój to następca tronu. Gdy będę podejmować swatową, to taki zrobię, hie hie...
OdpowiedzUsuńNo Limonko, ciasto obledne. Ciemnosc, a wlasciwie jasnosc tez super. Ja do zrobienia ciasta i do prysznica dodalabym tez czas spedzony z kotem.
OdpowiedzUsuńPowiem jedno: wow! Już mam inspirację na zbliżające się święta. Z pewnością wypróbuję Twój przepis. Oby wyszło tak piękne jak Tobie :)
OdpowiedzUsuńJeśli to ciasto smakuje jak wygląda to od razu biorę się do pieczenia.
OdpowiedzUsuńSmakuje bosko. To była próba przed świętami. W całości udana.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i Wesołych Świąt:)
Przepięknie udekorowany sernik.
OdpowiedzUsuńTen sernik i piernikowe smaki... to poezja. A pomysł z formami rewelacyjny. Do wypróbowania. Czytam Twoje opowiadania i przepisy z uśmiechem i zadumą. Pozdrawiam, Elżbieta P.
OdpowiedzUsuń