Zaproszenie na świętowanie Nowego Roku we wrześniu jest czymś
zupełnie niespodziewanym.
Na dodatek okazało się, że 9 września zacznie się nowy 5779
rok. Rozdziawiłam mało inteligentnie buzię i zapytałam głupio: jak to nowy rok
we wrześniu?
Znajomych dobieram na prostej zasadzie: musi coś wspólnie
zadźwięczeć. Od kilku lat ich krąg jest stały. Było i jest mi obojętne czy ktoś
jest zielonym czy weganinem, czy woli Grę o Tron od Mostu nad Sundem.
Jasne, że zazwyczaj ciągnie nas do ludzi do nas podobnych.
Fajnie jeśli lubią podobną muzykę, czytają książki i nie są fanami Wesa
Andersona (żartuję).
Z jednymi lubimy
się spotykać a z drugimi niekoniecznie. Po latach przeróżnych kontaktów,
nadziei i rozczarowań nasz krąg jest stały.
I nagle ktoś wyskakuje z zaproszeniem na nowy rok. Nie
myślcie, że jestem jak dziecko we mgle i nie wiem kim są moi znajomi. Ale ich
praktyki intymne nigdy nie były głównym kryterium doboru. Czy chodzą do
kościoła, czy agitują po domach, klęczą w meczecie lub zakładają jarmułkę było
zawsze sprawą prywatną. I tak jest do dziś.
Zaproszenie na jedno z najważniejszych świąt w żydowskim
roku to wyróżnienie. Rosz Ha-Szana dotychczas istniało dla mnie tylko jako
hasło w Wikipedii. A w głowie tylko biały szum…nic, zero, porażka.
Baloniki, petardy, cekiny i sztuczne rzęsy? Czy tak ma
wyglądać nowy nadchodzący we wrześniu rok?
Nic z tych rzeczy. Ten nowy rok jest witany na serio. Tu nie
ma wygłupów, fontanny szampana i dekoltów do kolan.
Pierwsze co zrobiłam, to przeczytałam Internet. Teraz jestem
mądra. I na pewno nie przyniosę na spotkanie karnawałowej maseczki.
A co się jada z okazji tego święta? Miód jest elementem
wiążącym wszystkie dania. Słodki smak dominuje.
To wróżba na przyszły rok…by był słodki. Cymes po prostu.
Zaczęliśmy od zupy rybnej na słodko z rodzynkami. Potem był
łosoś na słodko i rybne pulpety w słodkim sosie. Dalej kurczak w dwóch
odsłonach ale jemu już nie dałam rady. MMŻ orzekł, że było pysznie…i na słodko.
On wie co mówi.
Na deser podano jabłka z orzechami w miodzie i będą mi się
one śniły do następnego nowego roku.
Podaje się też głowę ryby lub barana (tu smak nie ma
znaczenia, podaje się je czysto symbolicznie). Byśmy zajmowali miejsce z przodu
a nie na ogonie.
Z pustymi rękami przychodzić nie wypada więc musiałam
dokonać wyboru. Biorąc pod uwagę, że szliśmy z wizytą do mistrzyni kuchni
żydowskiej, prawdopodobieństwo popełnienia gafy było ogromne.
Mój wybór padł na ciasto na miodzie z sokiem pomarańczowym i
migdałami.
Kiedy następnego dnia gospodyni zadzwoniła i powiedziała, że
ciasto zjedzone na śniadanie przeniosło ją do Izraela pomyślałam, że swój
egzamin zdałam. Kamień z serca.
Dziś wspomnienie smaku z nowego 5779 roku czyli:
miodowe
ciasto na Rosz Ha-Szana:
220 g mąki pszennej
pół łyżeczki sody oczyszczonej
pół łyżeczki proszku do pieczenia
pół łyżeczki soli
1 łyżeczka cynamonu
ćwierć łyżeczki mielonych goździków
pół łyżeczki mielonego ziela angielskiego
pół szklanki oleju roślinnego
pół szklanki miodu
150 g drobnego cukru
30 g brązowego cukru
2 jaja
pół szklanki mocnej kawy lub herbaty
pół szklanki świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego
30 ml whisky
garść płatków migdałowych
podłużna forma 30x12
Rozgrzewamy piekarnik do 170 stopni.
Potrzebujemy dwóch misek. W jednej mieszamy mąki, proszek,
sól, sodę oraz przyprawy.
W drugiej mieszamy jajka z cukrami. Następnie dolewamy olej,
miód, wystudzoną kawę, sok, whisky.
Do miski z mokrymi składnikami wsypujemy zawartość pierwszej
miski. Mieszamy do połączenia się składników.
Wykładamy do formy, wyłożonej papierem do pieczenia.
Posypujemy płatkami migdałowymi i wstawiamy do piekarnika.
Pieczemy 45-50 minut do suchego patyczka. Jeśli ciasto za
mocno przypieka się z góry (u mnie to widać na zdjęciach), przykrywamy je folią
aluminiową.
Upieczone wyjmujemy i studzimy na kratce.
Mam nadzieję, że po przekrojeniu wygląda apetycznie. Swojego
nie kroiłam, bo nie wypada ingerować w prezent. Powołuję się na opinię
obdarowanej.
P.S. Rudzielec z pierwszego zdjęcia przyplątał się w trakcie i pasował mi kolorystycznie
Smacznego i szczęśliwego Nowego Roku
Ale piekne zdjecia! I jak widac, cale zycie sie czlowiek uczy bo mnie tez nowy rok we wrzesniu zaszokowal! Szczesliwego nowego roku 5779!
OdpowiedzUsuńMoja Hurma i Czereda była na Rosz Haszana (Haszanie?) w Dynowie, w synagodze u chasydów. Martik i Kamaja niby stały za przepierzeniem, ale i tak się wepchały na nabożeństwo, były śpiewy i kupę jedzenia, ale nie tak pysznego, jak Ty opisujesz.
OdpowiedzUsuńP.S. A nasz rudzielec jest praktycznie identyczny i nazywa się Horatio (brat go tak nazwał, wiesz, od tego gostka z "Kryminalnych zagadek Miami" :-D) No i jak tu nie wierzyć, że gdzieś po świecie chodzą ludzie, którym dźwięczy tak samo?!
Ciasto dla mnie :) nieskomplikowane i dobrze rokujące. Pochwalę się, kiedy upiekę.
OdpowiedzUsuń