- No, nie. Zamiast cepa i grabi?
Oniemiałam na entuzjastyczny okrzyk
znajomej. Co to znaczy "mają też mikser"?
Rozumiem, że kiedy przybywa
się z wielkiego, około stołecznego świata, to chata za wsią może się wydawać
reliktem z kart książki historycznej. Ale, na boga, mamy XXI wiek i do
niektórych wsi dociągnięto elektryczność a wodę przestaliśmy nosić wiadrami ze
studni jakieś 50 lat temu.
Jeszcze chwila i padnie pytanie czy
ciągle śpimy pokotem na jednym sienniku razem z bydłem domowym.
Albo ja jestem kosmitą albo ona.
Kiedyś moje podekscytowanie krową (O,
jaka ona wielka!) wprawiło w zachwyt MMŻ ale nigdy w życiu nie przyszłoby mi do
głowy poddać w wątpliwość obecność linii telefonicznej czy bieżącej wody w
kranie.
Ostrożność z jaką niektórzy „miastowi”
traktują naszą zagrodę jest godna opisania.
Owszem, na początku są „ochy i achy”. Jak
tu zielono!; jak tu cicho!; jak tu uroczo! Ojej! Jak w Prowansji!
A potem
okazuje się, że nie ma czarującego pałacyku z kortem tenisowym i basenem. Ha,
co więcej, nie ma Jana ani Marysi, przynoszących drinki z palemką.
Co gorsza, gotowanie odbywa się na piecu
węglowym jak za czasów mojej prababci.
Zwykła łazienka z prysznicem (ONI MAJĄ
ŁAZIENKĘ!!), ciepła woda, kawiarka i MIKSER! to nieco rozczarowujące minimum.
Konopielka wciąż krąży we krwi.
Tarnina została wzięta za borówkę
amerykańską, ogórki były jedzone ze skórką, a grzyby usmażono robaczywe. Dziwni
ci miastowi.
Nie wiem czy jedzenie podane na stół nie
było zgrzytem w tej naszej siermiężnej rzeczywistości. Gazpacho, koreańskie
skrzydełka, leczo, curry z bakłażanem brzmią z lekka nie na miejscu. Ale były
też racuszki drożdżowe z świeżutką konfiturą i naleśniki z miodem.
Powinnam dla dodania kolorytu podawać
kaszę ze skwarkami we wspólnej misie i drewniane łychy.
Jeśli jednak dodam do tego świeże
powietrze, zapach macierzanki, śliwki i jabłka zrywane z drzewa oraz zęby
zanurzone w dopiero co własnoręcznie zerwanym pomidorze, to myślę, że nawet ten
wielki świat nie ma powodów do narzekania.
A jeśli ma, to zapraszam go ponownie na
ciasto z
kremem z białej czekolady i frużeliną morelową.
Kruche ciasto:
100 g zimnego masła
30 g smalcu
200 g mąki
2 łyżki drobnego cukru
otarta skórka z cytryny
Szczypta soli
1 żółtko
2 łyżki lodowatej wody
okrągła forma do tarty (najlepiej z
wyjmowanym spodem) o średnicy 24 cm
Wszystkie składniki siekamy nożem lub
miksujemy w mikserze, owijamy folią na godzinę i chłodzimy godzinę w lodówce.
Wyjmujemy ciasto z lodówki i rozwałkowujemy.
Wykładamy nim formę do pieczenia. Znów chłodzimy formę z ciastem pół godziny.
W tym czasie rozgrzewamy piekarnik do 190
stopni. Przykrywamy ciasto (po wyjęciu z lodówki) papierem do pieczenia i
wsypujemy np. fasolę lub ciecierzycę, by je obciążyć.
Pieczemy ciasto 14 minut a następnie zdejmujemy papier z obciążeniem i pieczemy jeszcze 10 minut.
Pieczemy ciasto 14 minut a następnie zdejmujemy papier z obciążeniem i pieczemy jeszcze 10 minut.
Upieczone ciasto wyjmujemy z piekarnika
do wystygnięcia.
Krem z białej czekolady:
100 g białej czekolady
200 ml kremówki
250 g mascarpone
W kąpieli wodnej rozpuszczamy białą
czekoladę (patrz tutaj) a następnie studzimy.
Do misy miksera wkładamy mascarpone i
kremówkę. Ubijamy na krem; nie za długo bo przy obecnych upałach o zwarzenie
się kremu nietrudno.
Do kremu dodajemy łyżkę białej czekolady.
Delikatnie mieszamy. Kiedy zawarcie znajomości mascarpone z czekoladą zakończy
się sukcesem, dodajemy resztę czekolady i delikatnie mieszamy. Wykładamy krem
na upieczone ciasto i umieszczamy w lodówce.
Frużelina morelowa:
1 kg moreli
2 łyżki cukru
1 łyżka
żelatyny
1 łyżka mąki
ziemniaczanej
Morele myjemy,
osuszamy, wyjmujemy pestki, dzieląc owoc na połówki.
Zasypujemy
cukrem i zostawiamy na 10 minut. Potem stawiamy na małym ogniu. Podgrzewamy
morele do zagotowania. Mąkę mieszamy z łyżką wody. Wlewamy mieszankę do moreli
i doprowadzamy do wrzenia. Zdejmujemy natychmiast po zagotowaniu.
Żelatynę
zalewamy 2 łyżkami wody. Kiedy napęcznieje, stawiamy ją na garnuszku z gorącą
wodą by się rozpuściła. Gorącą, płynną żelatynę wlewamy do moreli i dokładnie
ale delikatnie mieszamy.
Studzimy a
kiedy wystygną przykrywamy nimi krem z białej czekolady. Znów wkładamy ciasto
do lodówki na pół godziny.
Przed podaniem
możemy posypać ciasto listkami tymianku cytrynowego, paseczkami mięty lub posiekanym
rozmarynem.
Smacznego
bardzo
Uwielbiam wszelkiego rodzaju tarty! Krem z białej czekolady i morele- cudo! :)
OdpowiedzUsuńZaraz mi sie przypomina odcinek Seksu w Wielkim Miescie, gdzie Carrie na wies jedzie w szpilkach. Maja tu "tez" mikser. Tak jest, i jest napedzany wolami ;) A kawe mieli sie zebami.
OdpowiedzUsuńAz strach sie bac jak ktos taki wyjezdza za granice, bo tylko wstyd i wstyd.
Limonko, tylko powiedz mi czym napedzacie internet, ze udalo Ci sie na bloga wrzucic takie piekne ciasto? ;)
Za granicą radzą sobie świetnie bo i języki i obycie. Ale tylko w tzw wielkomiejskiej dżungli. Pola kukurydziane i łowienie ryb tylko na BBC Earth;)
UsuńA...zapomniałam. Internet w chwili obecnej napędzamy śliwkami. Ale gruszki już stoją w kolejce:)))
UsuńCo to teraz za wieś jest , wygody wszystkie a ani krowy ani kury nie zobaczysz. W ubiegłe lato kuzynka mieszkająca na co dzień na wsi zrobiła samochodem 70 km po okolicy, żeby miejskim dzieciom zrobić zdjęcie z krową na pastwisku :)
OdpowiedzUsuńZnam to, znam... Ja mieszkam na PRAWDZIWEJ wsi (chociaż takich już niewiele), takiej z gnojem koło domu, "szczyńśćbożowaniem" i chłopami w gumofilcach. Największą rozpacz u niektórych przyjezdnych powoduje oczywiście brak zasięgu. Skoro nie wisisz na telefonie, podają w wątpliwość, że W OGÓLE istniejesz :-D
OdpowiedzUsuń